Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej
5427
BLOG

MSZ krył esbecką szajkę

Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej Polityka Obserwuj notkę 2

Jak dowiedziała się „Gazeta Polska”, minister Radosław Sikorski był powiadamiany o gigantycznej aferze korupcyjnej w konsulacie w Łucku na Ukrainie już w listopadzie 2011 r. Dlaczego mimo to proceder zarabiania na lewych wizach w tej placówce trwał aż do upublicznienia przez nas afery w sierpniu 2012 roku?

Już w listopadzie 2011 r. obywatele Ukrainy pisali do ministra Sikorskiego skargi na działalność Konsulatu RP w Łucku. Wcześniej składali zażalenia na działalność podległych urzędników do konsula generalnego w Łucku, ale nie przynosiły one żadnego rezultatu. Zwracali się więc do MSZ, to jednak także nie odnosiło skutku. Wówczas zaczęli pisać bezpośrednio do ministra Radosława Sikorskiego – mówi nasz informator z Departamentu Konsularnego MSZ. „Gazeta Polska” dotarła do jednego z pism adresowanych do ministra.

Kontrwywiad blokował aferę?

Ile tych skarg było, może wiedzieć sekretariat ministra Sikorskiego. Mąż sekretarki Sikorskiego jest kierownikiem administracyjnym placówki w Łucku. To on m.in. roznosił do okienek wizowych załatwione pozytywnie wnioski obywateli Ukrainy o wydanie wiz. Jest on także blisko zaprzyjaźniony z Michałem P., Ukraińcem, który dzierżawi polskiej placówce budynek, w którym mieści się konsulat. – Jada u Michała P. obiady w godzinach pracy razem z niektórymi konsulami – mówi nam Ukrainiec, znajomy Michała P. z Łucka.

– Po upublicznieniu afery przez „Gazetę Polską” ukraińskie MSZ przekazało do polskiego MSZ wszystkie skargi swoich obywateli na polskie placówki na Ukrainie. Dlaczego dopiero teraz? Może wiedzieli, że to nie odniesie skutku, bo mafia była kryta przez resort – mówi nasz informator. – Na Ukrainie jest wciąż głośno o wykrytej przez „Gazetę Polską” aferze. Ludzie mówią: dobrze, że ktoś wreszcie otworzył tę puszkę Pandory – dodaje.

Ukraińska prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie wysyłania ukraińskich kobiet na podstawie nielegalnie wydanych wiz w konsulacie w Łucku do krajów strefy Schengen, gdzie były zmuszane do uprawiania nierządu. Prawdopodobnie organizacją procederu zajmowała się międzynarodowa przestępczość zorganizowana.

Polska prokuratura na razie nie informowała, że po artykułach w „Gazecie Polskiej” wszczęła śledztwo w sprawie fałszowania dokumentów przez urzędników konsulatu (chodzi o odmowy wydania wiz innych państw strefy Schengen, m.in. Francji, Niemiec, Danii, zaklejane w naszej placówce polskimi wizami), wydawania wiz na podstawie sfałszowanych dokumentów kobietom, które były zmuszane do nierządu, a także obywatelom Afganistanu i Iraku, sprowadzając na kraje UE ryzyko zamachów terrorystycznych.

Minister miał ich zwolnić, ale nie zwolnił

Mimo szumnych zapowiedzi MSZ nie zwolniło konsuli z Łucka na Ukrainie. Opcję zerową, czyli zwolnienie wszystkich konsuli z tej placówki po ujawnieniu afery korupcyjnej przez „Gazetę Polską”, zapowiadał na konferencji prasowej 10 sierpnia br. Mirosław Gajewski, szef Departamentu Konsularnego MSZ (notabene absolwent osławionej moskiewskiej uczelni MGIMO). Resort Sikorskiego – jak mówi nasze źródło – krył skandal i przekazywał do Łucka informacje o ustaleniach i planach powołanej przez MSZ w końcu kwietnia br. międzyresortowej komisji do zbadania afery (w skład komisji wchodzą przedstawiciele Straży Granicznej, CBA, prokuratury i MSZ), ostrzegając łuckich urzędników przed kontrolerami.

– Konsul Sylwester Szostak, kierownik działu wizowego w konsulacie łuckim, dwukrotnie, gdy przyjeżdżała kontrola komisji, dziwnym trafem miał wolne – mówi nasze źródło. I dodaje: – Konsulowie z Łucka wyśmiewali się z kontrolujących: „A niech przyjeżdżają i kontrolują, ile chcą. I tak nic nam nie zrobią”.

Oświadczenie MSZ wygłoszone na konferencji prasowej, że „kierownik wydziału wizowego po odwołaniu do Polski został zwolniony ze służby zagranicznej”, a pozostali konsulowie, którzy byli pracownikami kontraktowymi, „automatycznie przestają pracować w MSZ”, jest niezgodne z prawdą.

– Kierownik działu wizowego Sylwester Szostak nie został zwolniony. Odszedł na emeryturę. Do ostatniego dnia, gdy już opinia publiczna wiedziała o aferze, wydawał wizy. Konsul generalny Marek Martinek i konsul Jerzy Zimny nadal pracują w MSZ. Przyjadą z placówek jesienią (wrzesień–październik). Ale przyjaciele z resortu już im szykują „za karę” nowe dyplomatyczne gniazdka na Wschodzie. Zimny nawet wziął ostatnio dwa dni urlopu, by przyjechać z Łucka do MSZ i zabiegać o interesującą go placówkę. Na czym więc ma polegać „opcja zerowa”, o której mówił publicznie dyrektor Gajewski? – zastanawia się nasz informator z MSZ.
Dwaj pozostali konsulowie także nadal pracują, ale oni akurat, według naszych informatorów, prawdopodobnie nie byli wciągnięci w proceder korupcyjny.

Zamiast wyjaśniać, wyciszają aferę

Tymczasem tylko w ciągu dwóch miesięcy na przełomie roku MSZ stwierdziło aż 3700 przypadków naruszenia procedur wizowych w Łucku. To gigantyczna liczba.

Statystyki dotyczące MSZ także zaskakują. Grażyna Bernatowicz-Bierut, wiceszefowa MSZ, przyznała 29 sierpnia br., że w MSZ pracuje 131 tajnych współpracowników służb PRL, w tym siedmiu kieruje placówkami dyplomatycznymi. W MSZ zadomowiło się też wiele rodzinnych klanów rodem z PRL.

„Promotor” Sylwestra Szostaka, Jarosław Czubiński, dyrektor generalny Służby Zagranicznej MSZ, przez którego przechodziły wszelkie nominacje dyplomatyczne, który wysłał Szostaka na placówkę do Łucka, został w ostatnich dniach skierowany przez szefa MSZ na placówkę do Wilna. Jarosław Czubiński to syn osławionego w walce z opozycją aparatczyka komunistycznego, byłego prokuratora generalnego w PRL i wiceministra spraw wewnętrznych. Był on członkiem tzw. komisji Kruczka powołanej przez Biuro Polityczne KC PZPR, która miała wyjaśnić użycie broni wobec strajkujących w grudniu 1970 r. w Trójmieście – nikt z winnych nie poniósł za to jakiejkolwiek odpowiedzialności karnej. Po stłumieniu strajków robotniczych w 1976 r. w Radomiu i Ursusie Czubiński zapewniał w sejmie, że nie doszło do żadnego bicia protestujących (co było kłamstwem). Rozgłos przyniosło mu wyniesienie przez pracownika Prokuratury Generalnej PRL tajnej instrukcji prokuratora Czubińskiego – uwag o zasadach ścigania uczestników „nielegalnej działalności antysocjalistycznej” – w której pouczał podległych prokuratorów, jakie przepisy Kodeksu karnego należy wykorzystywać do walki z Solidarnością.

Jarosław Czubiński został w ostatnich dniach skierowany przez szefa MSZ na placówkę do Wilna.

Urzędnicy resortu, jak mówi nasze źródło, zamiast ukaraniem konsuli z Łucka i skontrolowaniem innych placówek na Ukrainie i Białorusi, zajmują się wyciszaniem afery i szukaniem winnych przecieku do „Gazety Polskiej”.

– Gdyby nie „Gazeta Polska”, przestępczy proceder w Łucku nadal by trwał. Niestety, wciąż jest uprawiany w innych placówkach konsularnych na Ukrainie – mówi nam urzędnik MSZ.

Łuckie przypadki polskich konsuli

Dyrektor Gajewski z MSZ na konferencji prasowej zapowiadał rozliczenie winnych afery, tymczasem to jego powinien minister rozliczyć – jako szefa Departamentu Konsularnego – za brak nadzoru na konsulatami. – Jeśli proceder na tak wielką skalę trwał latami, to albo był zły nadzór, albo tolerowano tam korupcję – mówi nasz informator z MSZ. – Czy minister Sikorski badał, do kogo trafiały ogromne wielomilionowe zyski z korupcji w konsulatach? Bo ktoś przecież na tym zbijał majątek – dodaje.

Na konferencji prasowej dyrektor Gajewski mówił, że MSZ wiedziało o nieprawidłowościach, ale nie chciało przeszkadzać prokuraturze w wykonywaniu czynności.

O braku właściwego nadzoru w konsulacie łuckim świadczą też inne zdarzenia. Dwa miesiące temu jeden z konsulów odpowiedzialnych za ochronę konsulatu, kierując autem, wymusił pierwszeństwo i uderzył w bok nieoznakowanego radiowozu ukraińskiej milicji. Według naszych informacji, miał próbować zatuszować sprawę. O zdarzeniu wie ukraińskie MSZ. Blisko rok temu jeden z konsulów przedawkował narkotyki i odwieziono go do szpitala psychiatrycznego. Dwa tygodnie temu jeden z polskich konsuli potrącił ukraińskiego rowerzystę. Mężczyzna jest w ciężkim stanie.

Trzy miesiące temu polska straż graniczna nie wpuściła na teren Polski grupy Ukraińców, którzy pracowali przy budowie domu jednego z kierowników w konsulacie w Łucku, gdyż deklarowany cel przyjazdu był niezgodny z faktycznym. Nie mieli zgody na pracę.
W maju 2011 r. Ukraińcy wykryli na granicy, że wywożone przez pracowników konsulatu rzekomo używane ubrania, które miały trafić za pośrednictwem organizacji polskiej na Ukrainie do ubogich dzieci, są w rzeczywistości ładunkiem nowych dżinsów. Ukraińcy zwolnili towar, a urzędnicy dżinsy sprzedali.

Wiosną ub.r. pod Skierniewicami skradziono nocą samochód marki Volvo należący do konsulatu w Łucku. Co robił samochód dyplomatyczny z Ukrainy w środku nocy w Polsce – nie wiadomo. Kierowcą był funkcjonariusz Biura Ochrony Rządu.

Bezkarna szajka

Przypomnijmy, że 1 sierpnia br. w artykule „Esbecka szajka pod okiem Sikorskiego” napisaliśmy o szajce w konsulacie w Łucku (według naszych źródeł, kierowali przestępczym interesem byli esbecy). Pisaliśmy o pobieraniu haraczy (zwykle 400–500 euro) za załatwianie wiz do strefy Schengen na podstawie fałszywych dokumentów, ale także o pomocy w załatwieniu tych wiz dla osób trudniących się nierządem, z zakazem wjazdu m.in. do Francji, Danii, Niemiec i Hiszpanii.

O tym, jak bezkarnie czuła się szajka, świadczy to, że nawet w wydawanych oficjalnie na Ukrainie pismach zamieszczano ogłoszenia o możliwości taniego załatwienia wiz do strefy Schengen w polskim konsulacie. M.in. w numerze 2 (4) z 15 września 2011 r. czasopisma „Wołyń Fiszka” na str. 14 można przeczytać ogłoszenie o możliwości kupienia niedrogo wiz Schengen. Ogłoszeniodawca gwarantował tzw. czyste paszporty, co oznacza, że wnioskujący dostawał wizę na np. rok, mimo że było to jego pierwsze wystąpienie o taką wizę (co nie powinno mieć miejsca), lub mimo zakazu (odmowy) wydania wizy przez ambasady innych państw strefy Schengen.

Grzegorz Wierzchołowski, Leszek Misiak

JESTEŚMY LUDŹMI IV RP Budowniczowie III RP HOŁD RUSKI 9 maja 1794 powieszeni zostali publicznie w Warszawie przywódcy Targowicy skazani na karę śmierci przez sąd kryminalny: biskup inflancki Józef Kossakowski, hetman wielki koronny Piotr Ożarowski, marszałek Rady Nieustającej Józef Ankwicz, hetman polny litewski Józef Zabiełło. Z cyklu: Autorytety moralne. В победе бессмертных идей коммунизма Мы видим грядущее нашей страны. Z cyklu: Cyngle.Сквозь грозы сияло нам солнце свободы, И Ленин великий нам путь озарил Wkrótce kolejni. Mamy duży zapas.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka