Wojciech Terlecki Wojciech Terlecki
169
BLOG

Requiem aeternam.

Wojciech Terlecki Wojciech Terlecki Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 2


PAWEŁ
Mężczyzna siedział na betonowej podłodze oparty o brudna ścianę. Ocenił ilość płynu w butelce. Miał mieszane uczucia. Z jednej strony: coś jeszcze zostało - ostatni łyk, może dwa. Z drugiej - to strasznie mało. Nie wiadomo kiedy będzie więcej. Uczucie straty przeważyło. Odczuł wielki smutek. Trzeba się napić. Wychylił butelkę, ale organizm zaprotestował. Protestował od wielu lat, więc nauczył się go pacyfikować. Wódka przeczekała w ustach pierwsze skurcze żołądka. Pomiędzy jednym, a drugim ruszyła w dół przełykiem. Napiął mięśnie.
Byle nie rzygnąć – pomyślał i przez chwile miał jakiś cel w życiu.

PIOTR
Ojciec Piotr trzymał dłonie na otwartej oprawionej w czarna skórę księdze. Nie próbował jej czytać. Mocne szkła okularów pozwalały mu dostrzec litery przytkniętego do nosa tekstu. To dzieło znał na pamięć. Na wpół leżąc wyobrażał sobie jak stoi przed ołtarzem, jak łamie chleb i pije wino. Nucił pieśni chorału gregoriańskiego. Bardziej w myślach niż głosem. Płuca nie miały już siły i by zachować świadomość musiał czerpać tlen z maski.
Ostatnią mszę odprawił kilkanaście lat temu. Dziękował Bogu za fundusze, które udało się zebrać na noclegownie dla ubogich. To było jego ostatnie dzieło, potem zapadł na zdrowiu i wycofał się z aktywnego życia.

PAWEŁ
Przyjęło się. Teraz czekał na ukłucie w boku. Płacz zabijanych ostatnich komórek wątroby. Reszta ich kuzynów była martwa i spoczywała w tłuszczowych grobowcach. Mordowanie zaczęło się kilkadziesiąt lat temu, kiedy Paweł był młody i dobrze się zapowiadał. Skończył studia i kumpel kumpla załatwił mu pracę u stryja. Nikt w tej firmie nie czuł się pewnie na zajmowanym stanowisku, ale płacili dobrze i niepokój można było zalać najlepszym alkoholem. I nie tylko zalać, można było wciągnąć, palić, wsmarować i zapodać. Paweł nie robił niczego, z czego mógł być dumny. Chodził do pracy zdając sobie sprawę, że tworzy iluzję. Zasiadał przed swoim SSP – Stanowiskiem Symulowania Pracy i czekał do siedemnastej. O tej godzinie analizował, kto z ważniejszych od niego już wyszedł i czy wypadało mu opuścić budynek. Do końca nie był pewny czy wybrał właściwy moment. W drodze do domu należało się z kimś spotkać i coś wypić. Nie zasnąłby gdyby nie dyżurna połówka, czekająca w kuchennej szafce.

PIOTR
Piotr był szczęśliwy. Przyjaciel udzielił mu posługi ostatniego namaszczenia. Gotowy był na spotkanie z Panem. W oczekiwaniu na ten zaszczyt wspominał młodość i pracę w Sudanie przy budowie studni. Rozpamiętywał ile pracy kosztowało go napisanie podręcznika wyjaśniającego młodym ludziom katechizm Kościoła Katolickiego. Ileż to dusz skierował do Boga. Tyle zrobił dobra, a ze złych uczynków wyspowiadał się i szczerze żałował. W końcu nadszedł ten moment.

PAWEŁ
Zabrakło jakiegoś białka, które miało podtrzymać ważne reakcje chemiczne. Od tej chwili rozpoczęło się umieranie. Paweł zwinął się z bólu. Miał wrażenie, że ogień pali mu trzewia. Żołądek w proteście pozbył się zawartości. Mięśnie targane chaotycznymi impulsami nerwowymi drgały w nieskoordynowany sposób. Niektóre skurczyły się i nie odpuszczały powodując nienaturalne skręcenie ciała. Zanim serce pozbawione dostaw potasu zakończyło pracę mózg postanowił się wyłączyć. Nie było tu już nic do roboty.

PIOTR
Brakowało tchu. Ojciec Piotr wyobraził sobie, że stoi na wzgórzu i czuje powiew wiatru. Ktoś schłodził mu twarz zimnym kompresem. Słyszał stłumione głosy, ale słów nie rozumiał. Jeszcze tylko kilka szarpnięć przeponą i rozpoczął podróż na dno oceanu. Ku ciemności.

PAWEŁ
Cierpienie ustąpiło. Ciszę przerywał regularny pulsujący dźwięk. Głęboki basowy odgłos dobywał się z za źródła światła. Gdzieś tam był Wielki Elektron. Byt wieczny i obojętny.
– Omm… Omm… Omm… – zdawał się mówić – Bezsensowne cierpienie. Od tej chwili nie będzie więcej bólu.
Słowa zapowiedziały wieczny odpoczynek. Dosłownie. Bez światłocienia.

PIOTR
Na dnie studni dostrzegł światło i usłyszał powtarzający się głęboki ton. Nie tego się spodziewał. Czyżby wszystko czego dokonał nie miało sensu? Czyżby zakład Paskala to zwykły sofizmat, a on właśnie przegrał!?
– Omm… Omm… Omm… Jesteś tak pyszny. Uważasz, że powinieneś żyć wiecznie. Dlaczego ktokolwiek z was miałby żyć wiecznie? W jakim celu? Wieczne odpoczywanie raczę ci dać panie.


Opowiadanie do wysłuchania w audycji ABW Bibliotekarium   RE od 2.36.30 ale polecam wysłuchać całe ABW :)

Urodziłem się w Warszawie w peerelu. W roku swoich osiemnastych urodzin dorosłem na tyle, by głosować w pierwszych, prawie wolnych, wyborach. Karierę zawodową rozpocząłem od zarządzania projektami Fundacji Zabezpieczenia Społecznego, wtedy to wyleczyłem się z bajek o sprawiedliwości społecznej. Pisanie zacząłem od promowania pojawiających się na polskim rynku usług transmisji danych. Moim sukcesem było stworzenie marki Neostrada. Po odejściu, w 2013 z Orange Polska, napisałem powieść "Kukiełki i Dusze". W roku dwutysięcznym osiemnastym napisałem opowiadania: INWAZJA OBCYCH, HIP, HIP, HURA! oraz Algorytm Belzera, które zostały nagrodzone w konkursach Fantazmatów i Bibliotekarium. W 2020 roku nakładem wydawnictwa Bibliotekarium ukazała się powieść "Era Zwodnika".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura