Wojciech Terlecki Wojciech Terlecki
283
BLOG

FABRYKA MIĘSA

Wojciech Terlecki Wojciech Terlecki Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Zapewne już niedługo ludzie nie będą mieli dylematów moralnych dotyczących spożycia mięsa. Niewiele czasu minęło od kiedy Mark Post, bioinżynieria z holenderskiego Uniwersytetu w Maastricht wyhodował w próbówce mięso i przygotował z niego danie. Jak donoszą Internety powstają już pierwsze restauracje serwujące artefaktyczne hamburgery. Jak tak dalej pójdzie, to bez problemów etycznych będziemy mogli spróbować ludzinę. Zapraszam na wycieczkę po fabryce mięsa.



Szeroką drogą przez las zbliżały się do zabudowań trzy busy terenowe. Dziewczyna obserwowała je na ekranie.
– Goście już jadą – powiedziała, po czym dotknięciem palca zmieniła ekran w lustro i delikatnie poprawiała makijaż.
– Mam to założyć? – Potężny mężczyzna trzymał w dłoniach fartuch laboratoryjny.
– Najlepiej, gdybyś założył gumofilce i beret z antenką. Mamy ich przecież przekonać, że robimy tu żywność ekologiczną. – Rzuciła na niego okiem. – Na dzisiejszą okazję strój prezesa wydaje się być adekwatny.
 
Wyszli z gabinetu i skierowali się do przeszklonej windy. Na szybie pojawił się obraz wjeżdżających na teren zakładu samochodów. Ochroniarze sprawdzili gościom przepustki i legitymacje prasowe. Wkrótce maszyny zaparkowały, a wysiadająca z nich grupa ludzi została skierowana przez hostessy do holu. Ubrani w swobodne stroje mężczyźni i kobiety dyskutowali podekscytowani, kiedy podeszli do nich gospodarze.
– Witam państwa – odezwała się dziewczyna. – Nazywam się Amanda Gregor i zajmuję się marketingiem w Food & Drug Industry. Ten przystojny mężczyzna to prezes, Arek Tener. Razem będziemy mieli przyjemność… – zawahała się – pokażemy państwu zakład. – Kobieta spojrzała na gadżety przyniesione przez dziennikarzy i dodała, uprzedzając pytania: – Można nagrywać i robić zdjęcia.
Część osób uruchomiła kamery. Na oprawkach ich okularów zaświeciły się diody.
– I tak byśmy tego nie uniknęli. – Uśmiechnęła się. – Ponadto bardzo chcemy, żebyście dokładnie opisali i pokazali, jak wygląd
– I tak byśmy tego nie uniknęli. – Uśmiechnęła się. – Ponadto bardzo chcemy, żebyście dokładnie opisali i pokazali, jak wygląda nowoczesna, humanitarna produkcja żywności. Na początku pokażemy państwu obraz tradycyjnej produkcji i przetwórstwa mięsa.
 
Grupa dotarła do sali konferencyjnej. Kiedy rozsiedli się wygodnie, a młode hostessy rozdały im napoje, światło przygasło i przed oczami zebranych pojawił się przestrzenny obraz kurzej fermy. Setki klatek i poupychanych w nim zwierząt zrobiły na gościach nieprzyjemne wrażenie. Ukazały się również obrazy przedstawiające obory pełne uwiązanych zwierząt. System zapachowy powoli sączył nieprzyjemną woń nawozu. Wśród widzów rozszedł się pomruk dezaprobaty.
– Mimo rozwoju nauki i przemysłu niewiele się w tym względzie zmieniło. Jest nam z tego powodu bardzo przykro, ale to też powinniście zobaczyć.
Na ekranie pojawiły się obrazy z rzeźni. Głuszone elektrycznie zwierzęta, podcinane gardła. System produkował nasilającą się woń krwi. Na ekranie pojawiły się obrazy z rozbioru mięsa, ze szczególnym uwzględnieniem procesu oddzielania wnętrzności od reszty tuszy. Pokaz zakończyły mrożone, dyndające na hakach w chłodni półtusze.
– Chciałabym zaznaczyć, że ten materiał został zmontowany z powszechnie dostępnych filmów, wyprodukowany przez organizacje ekologiczne i ochrony praw zwierząt. Ale to już, mam nadzieję, przeszłość. Dzisiaj zobaczycie świat przyszłości. Dzięki naszej technologii uda się całkowicie wyeliminować cierpienia zwierząt, a przy tym dostarczyć ludzkości doskonałej jakości mięso. Zapraszam na wycieczkę. – Amanda wyprowadziła lekko zaszokowanych gości z sali.
W holu czekało na nich kilka elektrycznych pojazdów z otwartą karoserią.
– Nasz zakład jest dość rozległy – wytłumaczyła dziewczyna – nudne szczegóły, na przykład: ile zajmujemy powierzchni, znajdziecie państwo w przesłanych wam prezentacjach. Dowiecie się z nich również, dlaczego znajdujemy się w środku lasu, tak daleko od cywilizacji. Teraz wspomnę tylko, że nie z powodu zagrożenia dla ludzi lub zwierząt, ale z przyczyn fitosanitarnych. Pyłki odmian roślin, które uprawiamy, nie powinny mieszać się z innymi pyłkami. Rozległe lasy stanowią naturalną barierę.
 
Wózki ruszyły z miejsca, by pokonać zaprogramowaną trasę.
– Poprosimy pana prezesa o kilka słów na temat historii przedsiębiorstwa – zaproponowała kobieta.
Rozległo się kilka oklasków, ale nie zostały podchwycone przez większą grupę.
Mężczyzna wstał z fotela i, starając się utrzymać równowagę w przemieszczającym się pojeździe, stanął przodem do zwiedzających.
– Dwadzieścia trzy lata temu udało się mnie i moim kolegom z Uniwersytetu w Ottawie udoskonalić technologię produkcji białka na sztucznej pożywce. Jeżeli dobrze odrobiliście lekcje, to wiecie, że pierwszego hamburgera z probówki zjedzono piątego sierpnia dwa tysiące trzynastego roku. Długo, długo później na stołówce naszego kampusu podano hamburgera, przy produkcji którego nie zginęło żadne zwierzę. Nasz produkt był zapewne wiele razy lepszy w smaku i konsystencji od tego przygotowanego przez Marka Posta, bioinżynieria z holenderskiego Uniwersytetu w Maastricht, ale tego nie możemy być pewni, bo nie zachowały się żadne skamieliny z tamtego posiłku, a wszyscy naoczni świadkowie od dawna nie żyją. – Prezes zrobił krótką pauzę, by żart się przyjął. – Kilkadziesiąt lat temu skala przedsięwzięcia nie była duża, a produkcja okazała się kosztowna. Nasz wkład w ten proces to nie tylko zakład, ale także cały system produkcji. Idea otrzymywania mięsa bez cierpienia zwierząt to nie nasz pomysł. Pod koniec lat dwudziestych dwudziestego wieku powszechnie znana postać zwróciła uwagę na straszne marnotrawstwo, a mianowicie: do wytworzenia steku trzeba hodować całe zwierzę. Tym wizjonerem był sam Winston Churchill.
Poruszenie wywołane tymi słowami potwierdziło, że nie była to dla gości osoba anonimowa.
– Koszty produkcji kilograma naszego mięsa są o około siedemdziesiąt procent niższe niż koszty tradycyjnych metod. Zużywamy przy tym o dziewięćdziesiąt procent mniejszy areał ziemi uprawnej. Reszta zostanie albo oddana naturze, albo wybudujecie sobie na niej domki letniskowe. To na pewno lepsze od wielkich, obesranych farm, w których w ścisku bytują zwierzęta. – Prezes zamilkł i z satysfakcją zauważył, że, jak zawsze, dobrze podana statystyka robi właściwe wrażenie. – Na początku naszej pracy nikt niestety nie chciał w nas zainwestować. Lobby rolnicze i sam przemysł są bardzo wpływowe. Pewnie dlatego inżynierowi Postowi dawno, dawno temu się nie powiodło. Nam sześć lat temu udało się rozpocząć pracę nad projektem tego zakładu. Od dwóch lat produkujemy tu żywność.
– Dlaczego schowaliście się tak daleko od cywilizacji? – zapytał dziennikarz.
– Teren ten otrzymaliśmy od Fundacji Marsjańskiej, naszego głównego sponsora. Ponadto, z racji prowadzenia pewnych upraw, o których szczegółowo powiem później, zgodnie z prawem musimy być w pewnej odległości od zwykłych pól uprawnych, ale chyba Amanda już o tym wspominała.
 
Wycieczka opuściła budynek biurowy. Na zewnątrz było na tyle zimno, że ich oddechy pozostawiały w powietrzu niewielkie chmury pary. Przed nimi stało kilka rozległych hal oplecionych siecią rur.
– Chciałbym, żebyście wyobrazili sobie, że te budynki to organy żywego organizmu. Jego centralnym układem nerwowym jest komputer, który nie ma emocji, nie czuje. Jego zadaniem jest produkcja. Pierwsza faza to dostarczenie odpowiedniego pożywienia dla organizmu.
Wjechali do pierwszego, dużego, prostokątnego budynku, co z racji przyjemniejszej temperatury wizytujący przyjęli z ulgą. Przywitał ich podekscytowany wzrok dwóch nadzorujących proces techników. Nie sposób było nie zauważyć, że nieczęsto mają gości.
– To nie jest browar, a to nie kadzie fermentacyjne, choć wyglądają podobnie – kontynuował prezes. – To układ, który za pomocą opracowanych przez nas substancji i opatentowanych bakterii trawi pokarm. W tej chwili są to specjalnie zmodyfikowane odmiany soi dostarczającej białka i roślin okopowych produkujących cukier. Moim marzeniem jest, żeby możliwym stało się wykorzystanie w tym procesie wszelkich odpadów organicznych.
– Teraz czas na pytanie, skąd mamy te rośliny – wtrąciła z uśmiechem Amanda, wyręczając dziennikarzy.
– To wszystko nasza własna produkcja. Mamy sześć hektarów pól. Na nich uprawiane są rośliny, które są tak zaprojektowane, żeby ich wymagania były jak najmniejsze i aby mogły się one utrzymać w tym dość niesprzyjającym klimacie.
Pojazdy zawiozły zwiedzających na drugi koniec sali, gdzie przywitał ich jeden z techników. Odkręcił zawór i nalał do szklanki półprzezroczysty, białawy, lekko opalizujący płyn.
– To produkt końcowy procesu – wyjaśnił prezes. – Może ktoś z państwa chciałby spróbować?
Ponieważ nie dało się zauważyć entuzjazmu, pani od marketingu wyjęła z kosza wózka plastikowe kubki i nalała sobie trochę płynu.
– Śmiało. – Uśmiechnęła się do odwiedzających i przechyliła kubek.
W końcu jeden z mężczyzn wziął plastikowy pojemniczek i poprosił o jego napełnienie. Wszyscy z napięciem patrzyli, jak powąchał i wlał sobie napój do ust. Przełknął.
– Nie najgorsze. Lekko słodkawe, odrobinę słone – skomentował.
– Tę substancję można równie dobrze zastosować jako odżywkę dla sportowców oraz do celów medycznych. Posiada kompletny potencjał żywnościowy. Jest to nasz pierwszy produkt, który dostarczyliśmy naszemu sponsorowi, Fundacji Marsjańskiej. Proszę pamiętać, że od czasu, kiedy agencje rządowe wycofały się z finansowania eksploracji i eksploatacji kosmosu, pozostały w grze tylko instytucje prywatne,
finansowane przez sponsorów. Ich pracę koordynuje Fundacja Marsjańska. Na zakończenie spotkania otrzymacie państwo od naszego dobroczyńcy garść gadżetów. A potem, kto wie, może sami będziecie chcieli wesprzeć jej działalność?
– Dodam tylko – odezwała się dziewczyna, obserwując coraz większą grupę trzymającą kubeczki – że w wyniku pracy tej hali produkowany jest biogaz, który stanowi jedno ze źródeł energii zasilającej nasz obiekt. Niestrawione resztki roślinne to również znakomite paliwo stałe oraz nawóz.
 
Ciąg pojazdów minął budynek i zatrzymał się przed sporym kopcem złożonym ze sprasowanych, szarych brył.
– To jest kupa naszej produkcji. – Uśmiechnęła się przewodniczka. – Jak widać, właściwie to czuć, nie śmierdzi. Można nią nawozić pola, palić w piecu – z czego również korzystamy. Rozpoczęliśmy budowę nowej hali z jej sprasowanych bloków. Na razie to eksperyment. – Z przyjemnością zauważyła rysujący się na twarzy gości wyraz uznania.
Kolejna część zakładu była rozjaśniona przyjemnym, ciepłym światłem. Do zwiedzających podeszło dwoje uśmiechniętych pracowników.
– Tu obowiązuje zmiana stroju. Za tymi drzwiami zostawicie swoją wierzchnią odzież. Ilu was jest? Dwanaście osób? To może najpierw poprosimy cztery panie, więcej się w przebieralni nie zmieści.
– Dużo was tu pracuje? – zapytał jeden z dziennikarzy.
– Zwykle dwie osoby na halę – wtrącił prezes. – W systemie trzyzmianowym. Musicie pamiętać, że ludzie są tu tylko do nadzoru, całą pracę koordynuje nasza maszyna, robiąca jak gdyby za układ nerwowy.
– Jest połączona z siecią?
– Takie są wymogi prawne, każdy system musi być połączony z siecią, ale zapewniam was, że nasze zasieki, rowy i pola minowe nie pozwalają nikomu się tu dostać. Mamy kompetentnych rogatkowych.
– A te dziewczyny? – Wskazał jeden z mężczyzn na uśmiechnięte hostessy.
Niektóre buzie spośród nich wyróżniały się indiańskimi rysami.
– To pracownicy tymczasowi, z Athabaski, do obsługi… – szef zaczerwienił się lekko, nie będąc pewnym, czy użył odpowiedniego słowa – dzisiejszego wieczoru.
Kiedy po drugiej strony śluzy pojawiła się ostatnia przebrana osoba, mężczyzna z obsługi przyjechał z wózkiem zdezynfekowanego sprzętu elektronicznego.
– Starałem się nie popsuć. – Na wszelki wypadek uśmiechnął się przepraszająco.
Kiedy goście sprawdzili już działanie aparatury nagrywającej, zostali poproszeni o podejście do wielkiej szyby.
– To laboratorium komórkowe. Tu z prostych komórek powstają zalążki hodowli – rozpoczął prezes.
– My nazywamy to przyprawianiem – dodała kierowniczka hali.
– Decydujemy, jakie mamy wyprodukować mięso: wołowinę, drób, wieprzowinę czy cokolwiek innego, co komu przyjdzie do głowy.
– A mięso ludzkie? – wypalił któryś z gości.
– Nie, nie przyszło nam to do głowy – odezwała się Amanda.
– Ale gdyby przyszło?
– To niezgodne z prawem – uciął dyskusję prezes.
Dociekliwy gość miał ochotę ciągnąć ten wątek, ale reszta grupy przywołała go do porządku.
– Na czym to skończyliśmy? Odpowiednio spreparowane komórki są namnażane na specjalnej tkaninie zbudowanej z wielocukrów. Potem, kiedy podrosną, nakładane są na złożone z rurek siatki, którymi płynie coś, co można nazwać sztuczną krwią. Tak naprawdę to natleniony roztwór z rozpuszczonym płynem odżywczym, który mieliście okazję spróbować. Ponadto znajdują się w nim cząsteczki wychwytujące i wiążące produkty przemiany materii. Dzięki temu łatwo je odfiltrować na sztucznej nerce. – Prezes przerwał na chwilę. – Nikt nie pyta, co się dzieje z produktami przemiany materii?
– Przerabiane są na nawóz?
– O, widzę, że pan ze wsi. Tak, ma pan rację. Znakomicie rosną na nich nasze roślinki, które „zjadane” zostają w pierwszej hali, którą odwiedziliście. Młode komórki rosną w tamtych basenach, a kiedy osadzą się na siatce, można je wyjąć z kąpieli. Chodźmy dalej.
Grupa ruszyła. Szyba za nimi stała się nieprzezroczysta.
– Tam nie możemy wejść, ale jak zauważycie, płaty tkaniny z rurkami i komórkami nawijane są na specjalne bębny, gdzie dobrze odżywiane będą rosły i dalej się dzieliły.
– To wygląda na łatwe – zauważyła jakaś dziewczyna.
– Łatwe jak hodowla chomiczka – dodał Tener. – Tylko nie ma oczek i futerka.
– Łapek też nie ma – dodał inny dziennikarz. – I się nie rusza.
– Rusza się, rusza. Zaraz zobaczycie – wtrącił przechodzący pracownik.
Przez plecy gości przebiegł zimny dreszcz.
 
W kolejnym pomieszczeniu nie było już szyby, która oddzielałaby zwiedzających od imponującego widoku. W wielu kolumnach i rzędach, od podłogi po sufit i do końca hali, wisiało poziomo całe mnóstwo walców. Nie były jednak różowe i gołe jak poprzednie, dopiero co nawinięte młodymi komórkami. Ich powierzchnię pokrywało coś, co wyglądało na wytatuowaną skórę. Kolory i wzory przypominały reprodukcje znanych z popkultury motywów graficznych. Goście w milczeniu wpatrywali się w tę górę mięsa. Ciszę przerwał prezes:
– Tu mięso narasta, dojrzewa. Jak widzicie, jest odizolowane od otoczenia skórą. Dzięki temu w tej hali możemy odrobinę zmniejszyć reżym higieniczny. Oś walca tworzy przestrzeń dla łączy dostarczających i odbierających płyny – żeby mięso dobrze narastało i przypominało to ze zwierząt, musi się ruszać. Myślę, że pierwsze porcje sztucznie stworzonego mięsa nie wzrastały właściwie właśnie z powodu braku ruchu. Ruch jest wpisany w kod tej tkanki, bez tego produkt traci również odpowiednią konsystencję i walory smakowe.
– Prezesie, pokazać im? – Chłopakowi z obsługi hali zaświeciły się oczy.
Arek Tener spojrzał na Amandę. Ta wzruszyła ramionami.
– To, co zaraz zobaczycie, jest głupie i bezużyteczne, ale niektórym z techników – powiedział, patrząc na chłopaka – strasznie się nudziło i wymyślili coś takiego.
Światło przygasło i zmieniło kolor. Walce zaczęły delikatnie i miarowo się kurczyć. Po chwili na ich powierzchni pojawiły się fale i zmarszczki. W pewnym momencie z niewidocznych głośników rozległa się muzyka. Na początku powoli, ale miarowo, cała hala zaczęła rytmicznie pulsować. Brzmienie muzyki poruszało zarówno poszczególne jednostki, jak i całe grupy mięsa. Światło migotało i zmieniało kolory. Kiedy muzyka osiągnęła apogeum, cała sala drgała, a powietrze przesyciło się parą wodną, tworząc mgłę. Wydawało się, jak gdyby obserwator znalazł się w dyskotece, w której rozpoczyna się trening tańca grupy synchronicznej. W miarę jak muzyka cichła, pulsowanie uspokajało się i przerodziło się w regularną pracę. Niektórym widzom zaparowały okulary. Ktoś zaczął się nerwowo chichotać, co wywołało reakcję łańcuchową i przez dłuższą chwilę wszyscy się śmiali.
– Jak widzicie, nie mamy niczego do ukrycia – podsumowała Amanda.
– To najdziwniejsza rzecz, jaką widziałem…
– Czy to ma… uszy? – zapytała nieśmiało jakaś dziennikarka.
– Nie, skąd? – odezwał się technik. – Mięśnie są stymulowane elektrycznie, a prądem steruje komputer. Podłączyłem je po prostu do systemu sterowania oświetleniem, jaki używa się podczas imprez i koncertów. Synchronizacja wymagała trochę czasu, ale tu mamy go dużo.
– Sami rozumiecie, nie mogłem mu odmówić. To wbrew pozorom dobry chłopak, a ktoś musiał to zobaczyć – podsumował prezes.
Rozległy się brawa. Nie było w nich wielkiego entuzjazmu, ale za to skutecznie ukryły zmieszanie.
– No cóż, to już prawie koniec naszej wyprawy. Kiedy wytworzy się już odpowiednia warstwa wartościowego produktu, walce jadą do kolejnej hali, do której niestety nie wejdziemy, bo królują w niej roboty i obsługujący je technicy. Tam właśnie od mięsa oddzielana jest skóra, która idzie do wyprawienia. Robimy z niej dywaniki, które dostaniecie w prezencie. Teraz są na topie postacie z kreskówek. Oczywiście na zamówienie, na potrzeby produkcji obuwia lub co tam komu przyjdzie do głowy, skóra może być grubsza. Mięso jest dzielone, mrożone i, na razie, idzie na potrzeby stołówek akademickich i armii. By dotrzeć do klienta indywidualnego, potrzebujemy waszej pomocy. W tym celu zapraszamy na przepyszną kolację przygotowaną z naszych produktów, na której zamierzamy was upić samogonem produkowanym naszymi siłami. – Amanda sprzedała gościom najbardziej promienny uśmiech, na jaki było ją stać.

Zamieszczony fragment to część powieści „Kukiełki i dusze” Novae Res 2016


Urodziłem się w Warszawie w peerelu. W roku swoich osiemnastych urodzin dorosłem na tyle, by głosować w pierwszych, prawie wolnych, wyborach. Karierę zawodową rozpocząłem od zarządzania projektami Fundacji Zabezpieczenia Społecznego, wtedy to wyleczyłem się z bajek o sprawiedliwości społecznej. Pisanie zacząłem od promowania pojawiających się na polskim rynku usług transmisji danych. Moim sukcesem było stworzenie marki Neostrada. Po odejściu, w 2013 z Orange Polska, napisałem powieść "Kukiełki i Dusze". W roku dwutysięcznym osiemnastym napisałem opowiadania: INWAZJA OBCYCH, HIP, HIP, HURA! oraz Algorytm Belzera, które zostały nagrodzone w konkursach Fantazmatów i Bibliotekarium. W 2020 roku nakładem wydawnictwa Bibliotekarium ukazała się powieść "Era Zwodnika".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura