Wyważanie otwartych drzwi

Dziś sejm przyjął idiotyczną ustawę o parytetach płci na listach wyborczych. Sprawa była już wielokrotnie wałkowana na salonie, wykazywano już absurdalność tego rozwiązania, podkreślano swoisty rasizm na jakim zostało oparte (kobiety jak rasa wyższa) , wykazywano, że w praktyce 90% osób na listach wyborczych to tzw. wypełniacze, więc może tam nawet obowiązywać parytet 70% kobiet, a niczego to nie zmieni.

W tym spisie chciałem przyjrzeć się, jak rozkłada się procentowo ilość kobiet i mężczyzn na listach wyborczych w obecnym, bezparapetowym systemie. Wg. statystyk komisji wyborczych, kandydatów - kobiet ze wszystkich komitetów było 31%. Tak więc naturalny rozkład płci zostanie zubożony tylko o 4%.

Jeśli chodzi o największe komitety w wyborach do sejmiku mazowieckiego, rozkład płci wynosi: SLD 35% kobiet, PSL 36%, PO 27%, PiS 30%. Mniejsze komitety zaś odpowiednio: PPP 47%, NOP 19%, PR 35%, Samoobrona 38%, RPN 52%, UPR 44%, KWW JKM 27%, KWZS 41%, Lewica 36%, WS 14%, PP14%, PK 60%, LPR 47%, KPEiR 33%, MGZ 80% (!).

Jaki wypływa z tego wniosek? Trzeba by się zagłębić w to, kto tworzy konkretny komitet. Jednak pobieżny rzut oka pokazuje, że w organizacjach zajmujących się wyborami na poważnie, kobiet jest około 30%. Znacznie więcej jest ich w organizacjach kadłubowych, do których ludzi bierze się na listy z łapanki. Stąd zapewne tak gigantyczna ilość kobiet na liście Młodzi Gwarancją Zmian. Może także dziwić duża ilość kobiet na liście UPR, ale już mniej w tradycyjnie kobiecej LPR. Znacznie mniej kobiet jest na listach komitetów silnie ideologicznych, stąd w NOP mamy tylko 19% kobiet, Polska Patriotyczna tylko 14%. Mimo wszystko widać, że tylko niektóre małe komitety miały by problem i musiały by dodać sobie po parę przedstawicielek płci pięknej.

Wniosek z tego oczywisty: dla aktywnych kobiet miejsca na listach wyborczych partii politycznych jest pod dostatkiem i nikt ich stamtąd nie wyrzuca. Nie mam czasu przeglądać wszystkich list komitetów, ale pobieżny rzut okiem wskazuje, że w innych województwach jest podobnie. W najwiekszych komitetach ilość kobiet na listach oscyluje wokół 30%, na mniejszych jest to albo mniej (komitety ideologiczne ?) albo więcej (komitety kadłubowe ?). Ustawa parytetowa jest więc wyważaniem otwartych drzwi, co najwyżej kolejnym biurokratycznym wymogiem utrudniającym życie małym komitetom.

Co innego wybory na wójtów, burmistrzów i prezydentów. Tu przewaga mężczyzn jest miażdżąca. 85% kandydatów to mężczyźni. I nie dziwota: na burmistrza znacznie rzadziej wystawia się "wypełniacza" stąd i znacznie mniejszy udział płci pięknej, mniej zainteresowanej w walce politycznej. Jest to także pozycja, na które oczekuje się cech tradycyjnie męskich - u kobiet w oczywistych względów rzadszych, bądź rzadziej okazywanych. Ciekawe jak sobei poradzą z tym feministki? Podejrzewa, że są w ogóle przeciw bezpośrednim wyborom wójtów i burmistrzów. Poszerzenie funkcjonowania  jednomandatowych okręgów wyborczych (obecnie działają w okręgach do 20 tys mieszkańców) w ogóle odebrało by pomysłowi sens. Dlatego jeśli ktoś miał nadzieję za wprowadzenie w Polsce JOW-ów, to można o tym zapomnieć. Jest to rozwiązanie idące dokładnie w poprzek oczekiwań "oświeconej Europy", a to jej oczekiwania obecna koalicja stara się wypełniać. Tak właśnie odbieram tę ustawę: PO zarobiła sobie punkty w Europie, jak ugrupowanie "postępowe", a w praktyce nic dla nich z tego nie wynika.

Ps. Swoją drogą, lektura strony pkw.gov.pl jest bardzo pouczająca. Nawet nie wiedziałem że istnieją takie ugrupowania, jak Związek Słowiański.  Wśród komitetów w Warszawie był też niewielki komitet "Młodzi postępowi", w którym było 100% płci męskiej ;-) Widać, że nawet postępowe komitety będą miały problemy.