FSB bierze się poważnie za Łukaszenkę

Wybuch w mińskim metrze był najprawdopodobnie wymierzony w reżim Łukaszenki. Widocznie Kreml stracił cierpliwość i postanowił mocniej szarpnąć za cugle i przywołać do porządku urwanego ze smyczy wasala. Bo któż inny mógłby tego dokonać?

Kaukazi - nie, bo po co? Polacy - eeee.... spacyfikowani, podzieleni, dalecy od determinacji pchającej do podkładania ładunków wybuchowych. Opozycja? No - tego z góry wykluczyć nie można, ale sama opozycja raczej by na to nie wpadła. Niemniej ktoś mógł jej pomóc, pokierować, wmanewrować. Zostaje jeszcze sam Łukaszenka i służby mu podległe, ale też - po co? Żeby społeczeństwo zastraszyć? I tak na niego głosują bez tego. Zostaje Rosja i jej służby specjalne, które mogły przeprowadzić zamach, aby Łukaszenko stracił twarz. Aby pokazać i jemu i jego poddanym, że nie panuje nad centrum własnej stolicy, że jak zechcą, to i sam pałac prezydencki wysadzą. Niestety, Łukaszenka zepchnięty po ostatnich wyborach w układy z Rosją, trapiony rosnącym zadłużeniem, jest coraz słabszy. A to oznacza, że Białoruś traci niezależną pozycję i że niedługo nasza bezpośrednia granica z Rosją (czy raczej terenem okupowanym przez FSB) będzie wynosiła nie 210 km na granicy z enklawą królewiecką, ale ponad 600 km.

Swoją drogą - ciekawe co na to Litwini? Zmięknie im rura, czy dalej osią ich polityki wewnętrznej będzie antypolonizm? Tak czy inaczej polska polityka zagraniczna na granicy wschodniej ponosi klęskę. Wspieranie opozycji demokratycznej na Białorusi nie otworzyło Białorusi na Europę, ale dało pretekst Rosji, aby Białoruś zdominować.

Zobaczymy co na to Łukaszenka. Mam nadzieję, że się nie podda i będzie walczył. Jak by to śmiesznie nie brzmiało, walczy także o polską rację stanu - wbrew naszemu, kompletnie pozbawionemu wyobraźni, rządowi.