Grim Sfirkow Grim Sfirkow
751
BLOG

Dlaczego wierzę w Boga

Grim Sfirkow Grim Sfirkow Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 12

Mój kolega ostatnio stał nad grobem. Nie w  sensie, że poszedł na cmenrza zapalić świeczkę, tylko po prostu umierał. Już mu się błogo robiło, tylko trochę chłodno i prosił, żeby go okryto cieplej. Zza drzwi dochodziły odgłosy toczącego się konsylium lekarskiego w jego sprawie („kur...kur.... Co się dzieje? o ja pier.. co robić?") i co jakiś czas któryś łapiduch wchodził do niego do pokoju i pytał z przylepionym do ust miłym uśmiechem „No i co tam, panie Adamie, jak się pan czuje?”.
W tej sytuacji wkroczyła kochająca żona i mówi mu „Nawróć się, poganinie jeden! Wołać po księdza?”. Trzeba tu dodać, że kolega jest wierzącym i praktykującym ateistą. Zaczął myśleć, na ile mu pozwalał jego stan: „Są dwie opcje: albo Boga nie ma, albo jest. Jeśli to pierwsze, to w zasadzie wszystko jedno. Ale jeśli to drugie? A to gorzej. Bo przecież Bóg, jeśli jest wszechwiedzący, to przecież będzie wiedział, że nawróciłem się tylko w obliczu śmierci na wszelki wypadek. I na dodatek nie będę miał po tamtej stronie wymówki, że nie wiedziałem. E tam, nie będę ciął ch..., nie nawracam się! A jak umrę, to jakoś się dogadam, powiem, że nie wiedziałem że On jest, jakoś się to załatwi.”. I się koniec końców nie nawrócił. Ale za to lekarze stanęli na wysokości zadania - okazało się że prócz rzucania mięsem potrafią też leczyć. Kolega jakoś stanął na nogi i mógł mi to przy piwie opowiedzieć (piwo piłem ja, on raczej już nie wypije za wiele).
Pośmiałem się, dopiłem, poszedłem do domu, ale temat mi został w głowie. Dlaczego ja właściwie wierzę w Boga? Mógłbym być taki jak mój kolega i też miałem taki moment postanowienia – w lewo albo w prawo, nie w tak drastycznych okolicznościach, ale też w obliczu zmian musiałem dokonać wyboru. No i wybrałem. Ale dlaczego właśnie tak? Zapomniałem dlaczego i przyzwyczaiłem się traktować wiarę jako coś oczywistego – a przecież tak nie jest. Opowieść kolegi kazała mi sięgnąć pamięcią, poszukać odpowiedzi na to pytanie.

To był proces, długi. Na pewno miało znaczenie, że spotkałem na studiach ludzi wierzących a przy tym dysponujących dużą wiedzą i odwagą głoszenia swojej wiary, których mogłem podziwiać. Ale to było za mało.


U fundamentu stoi taka obserwacja: jest dajmy na to zdarzenie, które trudno wytłumaczyć. Takie np. objawienia fatimskie czy inne cudowne zdarzenie. Można wobec niego zachować się dwojako – albo próbować je zrozumieć, albo zbagatelizować. Pierwsza postawa może nam pozwolić zrozumieć zdarzenie poprzez wpisanie go w opisywalne naukowo zjawiska, ale może też wieść nas ku rzeczom, które są nieopisywalne, a tym samym z kierunku wiary. Druga postawa, postawa bagatelizująca, jest w moim przekonaniu sposobem na aprioryczne wycięcie z perspektywy poznawczej pewnego zakresu zjawisk określonego jako wykraczające poza racjonalny obraz świata. Jest to więc postawa zawężenia sposobu, w jaki poznajemy świat i ogranicza nas jako ludzi rozumnych. Znakomicie ujął to Tarantino w pamiętnym „Pulp fiction”. Jak wszyscy pamiętamy, dwóch bandytów zajęło krańcowo odmienną postawę wobec niezrozumiałego zjawiska, którego byli świadkami i które ocaliło im życie. Jeden z nich, Vincent, powiedział na to „oj tak, oj tam” i postanowił dalej wieść życie gangstera (krótkie – jak dowiadujemy się z filmu). Drugi z bandytów – Jules – potraktował zjawisko poważnie i postanowił się nawrócić. Wg Vincenta – postanowił zostać żulem.
Mi jest bliższa postawa Julesa. Wobec zjawisk, które nie umiem wyjaśnić, z który najważniejszym jest zmartwychwtanie Jezusa, zająłem stanowisko chęci zrozumienia, a nie wyrzucenia z pamięci. Nie zgadzam się na przyjęcie postawy odrzucenia pewnych zjawisk i obserwacji na podstawie przyjętego zawczasu katalogu rzeczy możliwych i niemożliwych. I to właśnie finalnie poprowadziło mnie ku wierze.

A co do mojego kolegi, to chciałbym polecić mu jedną z przypowieści ewangelicznych, tę o praconikach. Było to tak: właściciel zakładu chodzi sobie po mieście, patrzy, a tu siedzą jacyś bezrobotni i nic nie robią. Spytał, czy by nie poszli „robić” u niego. O ni na to „Za ile?”. On na to „Za stówę”. No to poszli. Potem w południe znowu wyszedł po coś i widzi drugą taką samą ekipę. Powiedział im: „Panowie, chodźcie do mnie robić, płącę stówę dniówki”. A oni na to - „Już jest południe”. A on ”Spoko, spoko, dostaniecie jak za całość”. No to poszli. I jeszcze pod wieczór, spotkał jakieś kolesia obijającego się, i go wziął do pracy. I też za stówę! Wszyscy, i ci co poszli do roboty rano, i ci w południe i ten co poszedł z samego wieczora, dostali taką samą wypłatę. Ha – sprawiedliwość Boga nie jest taka jak człowieka. Tak więc mój kolega powinien się nawrócić i niczym nie przejmować. Byle zrobił to szczerze.

Ps. Przypominam, że startuję w wyborach z listy Nowej Prawicy, okręg 7, lista 7, miejse 15.

Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców. Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami). Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo