barbie barbie
1963
BLOG

Studia "wyższe" czyli "pic i fotomontaż"

barbie barbie Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 67

     Pożądane są takie dobra, które są trudno dostępne. Podobnie jest z dyplomami uczelni (zwanych dziś na wyrost „wyższymi”). Jeśli dyplom ukończenia studiów jest łatwo uzyskać nigdy nie będzie on szanowany.


Ostatnio kilkakrotnie usłyszałem w radiu reklamę:


„Studiuj na naszej uczelni – będziesz miał czas na pracę, zabawę i studia!” Ciekawe – ile naprawdę będzie warta „wiedza” zdobyta w „międzyczasie” pomiędzy pracą i zabawą...


     Jeśli sytuacja na w polskiej nauce ma się poprawić musi się natychmiast zerwać z tak zwaną „sprawnością nauczania”. Egzaminy muszą być egzaminami – a nie być przeprowadzane „dla picu” albo „pro-forma”. Zacząć należy od egzaminów wstępnych – i to najlepiej konkursowych. Tylko w taki sposób można wybrać kandydatów, którzy mogą rokować nadzieje na to, że będą nadawać się na prawdziwych studentów – a nie tylko figurantów zapewniających wypełnianie różnych statystyk.


     Rozpoczęcie studiów nie może być gwarancją ich ukończenia. Uczelnia, która chce utrzymać poziom musi po prostu w trakcie studiów „odcinać ogony”. Nie robisz postępów – pożegnaj się z uczelnią! Może po prostu się nie nadajesz? Im wcześniej to nastąpi – tym lepiej dla „delikwenta”, bo będzie miał jeszcze szansę wybrać odpowiedniejszą dla siebie drogę rozwoju osobistego. Nikogo nie powinno dziwić, że końcowy dyplom uzyska np. 25-30% studentów. Taki dyplom będzie szanowany, ponieważ rozejdzie się „wieść gminna”, że bardzo trudno go zdobyć.


     Po ok. 25 latach pracy na uczelniach dziś (od kilkunastu lat) prowadzę kursy zawodowe z zakresu administracji profesjonalnymi systemami operacyjnymi. Kursy kończą się egzaminami praktycznymi. Egzamin trwa od 2,5 do 4 godzin w zależności od poziomu. „Zdawalność” (płatnych!) egzaminów nie przekracza 60% (poziom podstawowy) i 25% dla poziomów zaawansowanych. Rezultat? Absolwenci tych kursów są bardzo poszukiwani na rynku – Linkedin oferuje dla nich szereg intratnych pozycji z zarobkami „pięciocyfrowymi” oraz dodatkowymi „bonusami”. Ale tych egzaminów nie da się zdać przypadkiem – wymagają one nie tylko rzetelnej wiedzy, ale i sporej sprawności. „Zakuć” obowiązującego na tych egzaminach materiału po prostu się nie da – aby uzyskać pozytywny rezultat „PASS” należy poprawnie wykonać 70% zadań. Co ciekawe – jak studiowałem w latach 1970 uniwersytecką fizykę warunkiem uzyskania zaliczenia z ćwiczeń był uzyskanie średniej z cotygodniowych „kartkówek” minimum 7 pkt (na 10 możliwych) – a więc również 70%... O poziomie egzaminów nawet nie warto wspominać...


     Co również warto podkreślić, abym mógł prowadzić te kursy i egzaminy muszę co 3 lata sam zdać podobne egzaminy – ale z wynikiem minimum 80%. Muszę się więc ciągle uczyć - systemy operacyjne komputerów ciągle (i szybko) się rozwijają i pomimo zbliżającej się „siedemdziesiątki” daję sobie z tym radę.


    Pan Gowin ma rację – obecny system edukacji na wyższych uczelniach to w dużej mierze oszustwo. Większość studentów zdaje sobie z tego sprawę i w konsekwencji udają, że studiują. Do niedawna prowadziłem jeszcze zajęcia na (podobno) prestiżowym uniwersytecie (studia dzienne, poziom magisterski, ostatni semestr) i studenci nie mieli żadnych zahamowań usprawiedliwiając swe nieobecności zajęciami w pracy! Chwalebne, że pracują – ale czy mają czas na studiowanie, czy jedynie ograniczają studia do obecności na zajęciach – a i to nie zawsze. A władze wydziału nie dość, że to tolerują, to jeszcze naciskają na prowadzących zajęcia, aby „szli na rękę” studentom.


   W ten sposób nic z tego nie będzie. Konieczna jest ciągła weryfikacja kadry. Nie może się ona ograniczać do zdobycia kolejnego stopnia (obojętne, czy nazwiemy go doktoratem czy habilitacją). Dziś „aby stać w miejscu trzeba bardzo szybko biec!” (© Lewis Caroll). Należy też znacznie podwyższyć wymagania stawiane studentom. Inaczej nigdy nie dogonimy Świata i możemy zapomnieć o „innowacjach”. Naprawdę, lepiej, jeśli dyplom uzyska 30% rozpoczynających studia, którzy zdołali zdobyć solidną wiedzę, niż wypuszczanie absolwentów wyposażonych w niewiele warte „papierki”. Wyrządza się w ten sposób ogromną krzywdę młodym ludziom...

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką, a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, piątka wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo