barbie barbie
1432
BLOG

Bez prawdziwych studiów się nie da!

barbie barbie Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 86

     Naukowcy różnią się od inżynierów – naukowcy chodzą (i powinni chodzić) z głową w chmurach, zaś inżynierowie realizują marzenia ludzi, ale jednak muszą mocno stąpać po ziemi. Upraszczając - dla naukowca wynik negatywny może być cennym wynikiem, zaś dla inżyniera wynik negatywny jest zawsze porażką. Zawód inżyniera (zarówno materii, jak i finansów i dusz!) jest więc trudniejszy i bardziej ryzykowny, lecz może przynieść znacznie większe profity. Wyniki pracy inżynierów szybko wpływają na życie społeczeństw – wyniki prac naukowców również mogą na nie wpłynąć – ale nie tak szybko (często nie za naszego życia), albo nawet nie wpłyną nigdy na nie w ogóle.

Gdy rozpoczynałem w 1973 r. staż na UJ Instytut Fizyki Ciała Stałego badał ciekłe kryształy (nb. znane od połowy XIX w!) – dziś ten tekst jest wyświetlany na kolorowym monitorze LCD.


     Historia LCD może świetnie ilustrować różnicę pomiędzy naukowcem i inżynierem – w 1850 roku naukowcy obserwowali różne mętne ciecze pod mikroskopem polaryzacyjnym, około 50 lat później wykryto zmiany orientacji pod wpływem zewnętrznego pola, a po upływie kolejnych 50 lat (1950) sprawę wzięli w swoje ręce inżynierowie i w 1964 zaprezentowali pierwszy wyświetlacz, a w 1968 r. monitor LCD! Potem już „poleciało” - cena w dół - początkowo monochromatyczny wyświetlacz 10” kosztował 1500 USD, dziś za tą cenę kupimy 50-60” kolorowy telewizor LCD.


     Ten przykład znakomicie ilustruje różnice pomiędzy nauką i inżynierią oraz (niestety!) dystans pomiędzy polską i światową nauką i inżynierią. Warto przypomnieć, że zakład POLKOLOR produkujący kineskopy kolorowe (21”) uruchomiono (z własną hutą szkła!) w Piasecznie w 1979 r. Proszę porównać z rozwojem firmy LG (dawniej GoldStar), która swój pierwszy telewizor kolorowy zaprezentowała w 1977 roku (w Korei Płd. nie nadawano wówczas programów TV w kolorze)! Dzielący nas dystans wynosił więc wówczas około 2 lat. Dziś LG ma się całkiem dobrze – a jak się ma POLKOLOR łatwo można przekonać się na własne oczy.


    Ten przykład (a podobne można mnożyć) powinien być ostrzeżeniem dla polityków zarządzających nauką i gospodarką oraz dla dziennikarzy i osób głoszących tezy o tym, że uczelnie powinny kształcić wyłącznie fachowców dla przemysłu. Oczywiście, tacy fachowcy są potrzebni, ale jeśli nie będziemy kształcić własnych wizjonerów historie typu POLKOLORU będą się powtarzać. Również i dziś nasi generałowie od gospodarki prowadzą „poprzednią wojnę”. W poprzedniej notce napisałem za Lewisem Carollem „aby stać w miejscu trzeba bardzo szybko biec!”. LG biegło – a POLKOLOR stanął w miejscu (niezależnie od przyczyn – w technice i gospodarce liczą się skutki!). Jeśli uczelnie techniczne będą w dalszym ciągu wypuszczać fachowców na poziomie technika, uczelnie humanistyczne będą zajmować się nadprodukcją „elit” nie znających dobrze żadnego obcego (a nawet własnego!) języka nic się nie zmieni. Nawet jeśli w pewnej dziedzinie wystartujemy równocześnie innymi – inni pobiegną naprzód, a Polska ponownie utknie w samousprawiedliwieniach dlaczego znów się nie udało.


     Natychmiast potrzebne są nam elitarne studia! Nie jest to równoważne z nawoływaniem do likwidacji słabych szkół wyższych – nieważne państwowych czy prywatnych. W wielu krajach są uczelnie słabe i świetne. Te ostatnie są elitarne. W Polsce nie da się totalnie odmienić molochów w rodzaju UJ czy UW i stworzyć natychmiast naszej „Ivy League” – jednak można (i trzeba natychmiast) tworzyć na nich elitarne kierunki – np. studia matematyczno-przyrodnicze, humanistyczno-filozoficzne itp. Nie powinny być to studia specjalistyczne – tych mamy pod dostatkiem – kosmetologia, politologia i wiele innych „-logii i -grafii”. „Studiować” można dziś także „Bezpieczeństwo wewnętrzne”. Oczywiście potrzebujemy takich specjalistów i trzeba ich uczyć – ale nowego prochu to oni nie wymyślą!


      Na elitarnych kierunkach powinno się rozwijać osobowości studentów. Każdy student powinien mieć od początku indywidualnego opiekuna merytorycznego, rok nie powinien liczyć więcej niż 30 osób wybranych w wyniku konkursu (oceny ze szkół, osiągnięcia, egzamin wstępny), zajęcia powinny być prowadzone przez prawdziwych i starannie dobranych specjalistów (także zagranicznych – ale nie wybieranych wśród „krewnych i znajomych królika”). Tym specjalistom trzeba zapłacić – i to rzetelnie (na pewno powyżej 100 USD za godzinę) inaczej po prostu nie przyjmą warunków. Studentom trzeba zapewnić dostęp do profesjonalnych laboratoriów, a nie „pracowni” z wyposażeniem rodem z XIX wieku, staże zagraniczne itp. i przede wszystkim – wpoić im zasadę Św. Izydora z Sewilli (informatycy wybrali go na swego patrona):


„Żyj tak, jakbyś miał umrzeć dziś – ucz się tak jakbyś miał umrzeć jutro!”


     A że takie studia będą drogie? Będą i to bardzo drogie – inaczej nie ma sensu nawet zaczynać! Czesne w CalTechu czy MiT to ok. 45000 – 50000 USD. Ale tam „nie ma przeproś” - o miejsce na studiach trzeba „zawalczyć”, no i oczywiście trzeba się sporo uczyć i zdawać prawdziwe egzaminy. Dla 30 studentów to raptem 1,5 mln USD, czyli ok. 5 mln złotych rocznie! Jeśli studia w Polsce mają mieć podobny poziom, jeśli do prowadzenia przedmiotów chcemy zapraszać prawdziwych specjalistów taniej się nie da. Polska nie jest izolowaną wyspą – za mniejsze pieniądze nie będziemy mieli do dyspozycji najlepszych specjalistów. Czy naprawdę Polski nie stać na wydatki tego rzędu? Czy nie da się wybranym zapewnić odpowiednich stypendiów? Proszę porównać z obecnymi wydatkami „promocyjnymi”.


    Potrzebne nam są niezwłocznie niezbyt liczne - ale PRAWDZIWE intelektualne elity posiadające codzienny kontakt z elitami światowymi, które wskażą nam kierunki rozwoju - jeśli ich szybko nie wychowamy nigdy nie będziemy „Polską innowacyjną”, lecz pozostaniemy „pawiem i papugą”.

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką, a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, piątka wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo