Bazyli1969 Bazyli1969
615
BLOG

„Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem”, czyli Mieszko I i M. Morawiecki

Bazyli1969 Bazyli1969 Polityka Obserwuj notkę 35

Każdą zdradę można pięknie wytłumaczyć.
Elżbieta I
image

„Amicus imperatori”! Tym mianem w drugiej połowie X stulecia określił naszego pierwszego historycznego władcę saski dziejopis Widukind z Korbei. Dodać należy, iż relacja benedyktyńskiego mnicha tworzona była nie wiek czy dwa po opisywanych wydarzeniach, ale niemal na bieżąco i z tej przyczyny zasługuje na szczególny szacunek oraz wiarę.  Inne źródła podkreślają (a także potwierdzają), że polityka Mieszka, zwanego w historiografii Pierwszym, była niezwykle mocno związana z polityką Cesarstwa Niemieckiego. Najpierw władca Gniezna wszedł w głębokie relacje z Ottonem I, a potem z jego następcami. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że Mieszko podczepił się pod Niemcy i – w olbrzymim stopniu – realizował oczekiwania królów i cesarzy niemieckich. Tak, wiem. Taki pogląd kłóci się z popularnym przekazem zakorzenionym w umysłach moich rodaków. Wszak według oficjalnej narracji, zawartej zarówno w podręcznikach jak i większości profesjonalnych opracowań, Mieszko Siemomysłowic całe dnie i noce spędzał na szukaniu sposobów wykiwania zachodniego sąsiada. Podobno przyjecie przezeń chrztu (nb. nie wiadomo kiedy?, gdzie? i kto go ochrzcił?) stanowi dowód potwierdzający dążenia Piasta do samodzielności. Jego samego i jego ludu. Czy jednak na pewno?

Moim zdaniem należy brać pod uwagę inną interpretację poczynań Mieszka I. I jest ona z pewnością równoprawna z tzw. oficjalną. Otóż… O początkach naszego państwa wiemy żałośnie niewiele. Ba! O stosunkach wewnętrznych, relacjach władza – społeczeństwo, „partiach” politycznych itp. zagadnieniach naprawdę nic. Słownie: zero! Natomiast to, co przetrwało do naszych czasów pozwala przyjąć, iż motywy kierujące postępowaniem gnieźnieńskiego księcia nie były wcale takie jak głosi vox populi. Któż bowiem jest w stanie zaprzeczyć, że dziwne umizgi Mieszka wobec władców niemieckich nie dyktowała racja stanu, lecz zwyczajna i miałka żądza władzy? Przecież pierwszy historyczny Piast miał z pewnością sporą grupę rywali (w tym dwóch braci), którzy prawdopodobnie czyhali na każde jego potknięcie i marzyli o objęciu książęcego stolca. A jeszcze drużynnicy, możni, lud i gallowi „poronieni książęta”…

Dziś trudno nam sobie wyobrazić stopień przywiązania naszych przodków do starej wiary, ale zdaniem badaczy problemu mieszkańcy ziem Odrowiśla sprzed ponad tysiąca lat byli bardzo, ale to bardzo religijni. Wierzyli w to, co przekazali im dziadowie i ojcowie. Każdy skrawek lasu, polana, oczko wodne pełne były wszelkiego rodzaju istot z innego wymiaru. Każde działanie ówczesnego człowieka podlegało czujnej opiece duchów. Świat widzialny nie mógł funkcjonować bez nadzoru i pomocy płanetników, marzann i Peruna. Każda decyzja mająca mieć wpływ na życie wspólnoty musiała być zatwierdzona przez wiec lub chociażby przez starszych. O każdą wyprawę na wroga trzeba było dopytać wieszczego rumaka lub czarownika. Każdy ojciec był niemalowaną głową rodu i właściwie tylko od niego zależało powodzenie potomków. Itd., itp. Egalitaryzm i swoista demokracja kwitły. Tak to się kręciło od setek, jeśli nie tysięcy, lat. Nagle pojawia się władza (mniejsza o jej pochodzenie) z zapędami centralistycznymi. Tłumi opór, rozprawia się z oponentami, wprowadza nieznane dotąd rodzaje podatków, przerzuca całe masy ludności z jednego krańca kraju do drugiego, zmusza ludność do pracy przy budowie grobli, dróg i grodów, wysyła synów w obce krainy, narzuca wolę księcia… Takie poczynania Gniezna musiały  budzić sprzeciw. Potężny! I Mieszko czuł to i wiedział o tym. Nam trudno pojąć i ocenić skalę oporu, ale najpewniej był on duży albo nawet wielki. Cóż zatem uczynił książę? Wbrew oczekiwaniom większości wspólnoty poszukał wsparcia dla swej władzy w dalekich krainach. Jak nie ulica, to zagranica. Wybrał to, co z jego punktu widzenia dawało spore szanse na uzyskanie wsparcia dla utrzymania władzy. Zapewne znalazł wśród drużynników i możnych spore grono popleczników. Z przekonania lub za materialne korzyści. Nie wiemy ilu ich było, lecz na pewno posiadali moc, która umożliwiła Mieszkowi przekazanie władzy jego potomkom. Jednak najważniejszym okazało się poparcie Cesarstwa. A przeciwnicy? Nie zniknęli na pstryknięcie palcem. Buntowali się wielokrotnie. Ostatni raz w latach 30. XI stulecia. Chociaż nie do końca, bo poczynania wielkich następców Mieszka, czyli Śmiałego i Krzywoustego, dowodzą, iż potencjał sprzeciwu był niemały i w końcu spowodował, że obciążone książęcymi kołpakami i królewskimi koronami głowy zrozumiały, że działania wbrew oczekiwaniom i potrzebom współobywateli” to droga donikąd. Czy tę lekcję daną nam przez Nauczycielkę Życia ktokolwiek pamięta? Tak, ale niemal wyłącznie w środowiskach nie związanych z polityką stosowaną. Rządzące... Te drugie zachowują się niczym ślepiec na skraju przepaści.

Obserwuję żałosne umizgi sprawujących władzę w naszym kraju (a dokładnie - większości z nich!) do zagranicznych grup trzymających wielką kasę. Żal serce ściska, gdy – deklaratywnie - dumni i nastawieni patriotycznie ludzie gotowi są złamać zapisy polskiej konstytucji i sami, własnoręcznie zaimplementować do ustroju Rzeczypospolitej gen destrukcji, ogłaszając jednocześnie wszem i wobec, iż czynią to dla dobra Polaków. Co najgorsze frymarczą naszą wolnością i honorem z ludźmi pozbawionymi nie tylko jakiegokolwiek demokratycznego mandatu, ale wolnymi od jakiejkolwiek przyzwoitości.  Niepojęte! Z jakiej przyczyny władze RP czynią tak, a nie inaczej?

Wspomniałem wyżej o Mieszku I i jego – co by nie mówić – mocno podejrzanych motywach działania. O ile jednak w kwestii najstarszego historycznego Piasta są to li tylko mniej lub bardziej uzasadnione przypuszczenia, o tyle w zakresie współczesnych poczynań rządu RP związanych z procesem uzyskiwania środków z KPO nie mam żadnych złudzeń. To prosta droga ku przepaści. Dlaczego na naszych oczach realizowany jest taki scenariusz?

Swego czasu Oliver Sacks (światowej sławy neurolog) popełnił książkę pt. „Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem”. W niej to opisał mnóstwo niezwykle oryginalnych ludzkich przypadłości. Jedną z nich streścił w ten sposób: „Mężczyzna, budził się z obcą nogą w łóżku i próbował ją z niego wyrzucić.” I zaraz dodał, że „za każdym razem z hukiem sam wypadał z łóżka, gdyż okazywało się, że to jego własna kończyna, którą przestał uznawać za fragment własnego ciała”. Tak. Nieszczęśnik wbrew własnemu interesowi walczył z czymś, co umożliwiało mu poruszanie się, dawało stabilność i po prostu było warunkiem normalnego funkcjonowania. Stanowiło integralną częścią jego ciała. Jak skończył? Tego nie wiem, bo autor oszczędził bólu czytelnikowi. Wiem za to jedno. Rząd Rzeczypospolitej obecnie postępuje bardzo podobnie do wspomnianego mężczyzny. Łasząc się do brukselskich indywiduów z nadzieją na jałmużnę odrzuca jednocześnie wszystkich tych, którym los RP nie jest obojętny, a honor i godność to dla nich nie tylko pozycje w słowniku wyrazów obcych.  Tym samym traci istotne wsparcie, udzielane przez najtrudniejsze lata przez osoby nie będące koniunkturalistami, geszefciarzami czy zakompleksionymi reprezentantami gorszego sortu. Ponadto zamiast powagi i szacunku wybiera śmieszność oraz pogardę. Sam nie wiem czy to skutek zapętlenia, głupoty, bezradności czy zwyczajnej żądzy władzy. Jakby nie było czuję się (i zapewne nie tylko ja) haniebnie zbrukany. Będą (?) pieniądze. Będzie zadowolenie w Brukseli. Będzie radość w Berlinie.  Będzie polnische wirtschaft. I będzie noga wyrzucona z łóżka. Wy będziecie niczym pawie nosić się z tytułem  "amicus imperatori" i spijać śmietankę, a my... Dziękuję Ci Mieszko… Pardon, Mateuszu!

--------------------------------

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych


Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka