Bazyli1969 Bazyli1969
1334
BLOG

Wyspa Rugia: ostatni bastion Słowian w zachodniej Europie

Bazyli1969 Bazyli1969 Kultura Obserwuj notkę 22

Ranowie zaś, których inni nazywają Rujanami, są ludem okrutnym, mieszkającym w środku morza. Nade wszystko oddani bałwochwalstwu, dzierżą pierwszeństwo wśród wszystkich ludów słowiańskich, posiadają króla i bardzo sławną świątynię. Stąd też z powodu szczególnej służby bożej w tejże świątyni zajmują pierwsze miejsce w poważaniu i choć sami nakładają jarzmo poddaństwa na innych, sami żadnego jarzma nie znoszą...
Helmold z Bozowa

image

W drugiej połowie XII w. na zachód od Odry pod ciosami germańskich najeźdźców upadały -jedno po drugim - niezależne jeszcze księstwa słowiańskie. Ostatni władca plemienia Stodoran i grodu Brenny (dzisiejszy Brandenburg), czyli Jaksa z Kopanicy, mimo uzyskania wsparcia z Polski, nie zdzierżył  przewagi Sasów i po zaciętych bojach emigrował nad Wisłę. Nieco dalej na północ inny wielki wojownik i sprawny polityk, w obronie swej ojcowizny oddał życie. Książę Niklot Obodrycki w starciu z Niemcami pod grodem Orle padł na placu boju z rozpłataną czaszką. Był to rok 1160. Na wielkich przestrzeniach Europy opanowanych onegdaj przez Słowian, pozostało już tylko jedno miejsce, w którym starodawna wolność i wiara wciąż egzystowały. Miejscem tym była wyspa Rugia, zwana w mowie naszych językowych pobratymców Raną lub Roją.

Pierwsze materialne ślady słowiańskiej obecności na Rugii pochodzą z drugiej połowy VIII i początków IX wieku. Nie oznacza to, iż osadnictwo tej gałęzi ludności indoeuropejskiej nie przenikało na wyspę wcześniej, ale pewnie nie posiadało ustabilizowanego charakteru. Poprzednikami Słowian było germańskie plemię Rugiów. Mało znana zapiska z roku 731 sporządzona przez anglosaskiego mnicha Bedę zwanego Czcigodnym, mówi o planach biskupa Ekberta, który około roku 687 zamierzał wyruszyć z misją do kilku pogańskich ludów. Pomiędzy Fryzami a Duńczykami wymienia ów kronikarz Rugiów (Rugini). Kontekst w jakim pojawia się owa nazwa pozwala domniemywać, iż kryła w sobie germańską treść etniczną. Uwzględniając powyższe oraz nieodległe w czasie działania władców frankońskich mające na celu powstrzymanie parcia Słowian na ziemie im podległe, możemy uznać, że wyspa uległa slawizacji w ciągu VIII w., tzn. wtedy gdy słowiańskie masy pozbawione możliwości ekspansji na zachód, gęściej niźli do tego czasu poczęły osiedlać się na zdominowanych przez siebie obszarach. Od rugijskich Germanów nowi gospodarze przejęli z pewnością nazwę plemienną. Wywody zawarte w Kronice Wielkopolskiej jakoby "Ranowie lub Ranie nazywają się od tego, że w zderzeniu z wrogami zawsze mieli zwyczaj krzyczeć: rani! rani! to jest rań, rań" nie wydają się prawdopodobne.

Od ostatniej ćwierci XI stulecia znaczenie polityczne Ranów w południowej części basenu Morza Bałtyckiego wzrosło bardzo znacznie. Wprawdzie plemiona wieleckie i obodryckie utrzymały swą podmiotowość, ale nieustanne zmagania z najeźdźcami zza Łaby, walki wewnętrzne, kryzys ideowy i inne, nieznane nam dziś procesy, doprowadziły do istotnego osłabienia siły tych ludów. Zdobycie i zburzenie świątyni w Radogoszczy w wyniku zaskakującej rejzy prowadzonej przez biskupa Burcharda (zima 1067/68) doprowadziło do sytuacji, w której jedynym w pełni niezależnym obszarem Słowiańszczyzny Połabskiej posiadającym nieskalaną przez obcych świątynię pozostawała Rana. Z czasem sława Świętowita rozeszła się szeroko. Bóstwo, które nie szczędziło swemu ludowi pomocy musiało być potężne. Okoliczne ludy (w tym i chrześcijańscy Duńczycy!) nie skąpiły podarków świątyni arkońskiej mając nadzieję na życzliwość gospodarza kąciny. Ale trwało to tylko do czasu...

Traaach! Z wielkim łoskotem Świętowit upadł. Kilku zbrojnych bez należnej czci umocowało końce lin do misternie rzeźbionego posągu i silnymi dłońmi wywlekło spętanego na dziedziniec. Ryk zadowolenia jaki przywitał oprawców i ich "ofiarę" da się przyrównać jedynie do bitewnego zawołania wyrywającego się z setek gardeł. Ściśnięci w półkolu wojowie z Zelandii, Skanii i Jutlandii przepychali się jeden przez drugiego. Sapiąc rozdawali kułaki, złorzeczyli tym którzy byli bliżej. Każdy chciał ujrzeć i zapamiętać. Każdy starał się kopnąć, opluć lub chociaż rzucić obelgę w stronę leżącej nieruchomo podobizny bóstwa. Król Waldemar podniósł dłoń. Zaległa cisza. W kolczudze i hełmie, okryty pyłem, z rozwidloną rudawą brodą i płonącymi oczami bardziej przypominał tego, którego nakazał pohańbić niźli człowieka. W kilku krokach podszedł do idola i splunął z pogardą. Następnie skinął na jednego ze swoich. Wziął z jego rąk wielki bojowy topór i wymownie spojrzał na otoczonego wianuszkiem duchownych biskupa Absalona. Zamachnął się potężnie a po chwili ostrze topora rozniosło w drzazgi jedno z obliczy Świętowita. Ciżba przyjęła ten akt jeszcze głośniejszym, jeszcze radośniejszym, jeszcze bardziej przerażającym okrzykiem. Miecze i włócznie uderzały rytmicznie w tarcze. Bach! Bach! Bach! I tylko towarzyszący Dunom i stojący nieco na uboczu Pomorzanie oraz Obodryci księcia Przybysława nie przyłączyli się do wilczego chóru, lecz ukradkiem spoglądali niespokojnie w czerwcowe niebo. Wieża bramna właśnie się dopalała. Kłęby ciemnego, ciężkiego dymu powoli wzbijały się ku górze. Wśród ogólnego zgiełku nikt, nawet zbrojna straż, nie zwracał uwagi na kilkudziesięciu spętanych i okrwawionych obrońców Arkony. Ocaleli z rzezi jako nieliczni ze świątynnej drużyny, ale nie cieszyli się uratowanym żywotem. Zaciskając do bólu pięści pytali: Gdzieś jest wielki i dumny Świętowicie? Gdzie twa niebieska armia? Przed twoją mocą korzyły się liczne ludy, a teraz leżysz bezbronny w prochu i pyle. Czy to koniec Gospodzinie? Wielu płakało. Świętowit milczał.

Trzeba zaznaczyć, iż upadek pogańskiej Rany (1168 r.) prawdopodobnie wcale nie musiał nastąpić tak rychło. Wiele wskazuje na to, że główną przyczyną porażki były trudne do dokładniejszego określenia niesnaski wewnętrzne. Ich źródeł należałoby szukać w ustroju społeczeństwa rańskiego, w którym panowała zasada swoistej dwuwładzy. Objawiała się ona w podziale uprawnień kierowniczych pomiędzy księcia i kapłanów. Do czasu kiedy te dwa ośrodki nie były przymuszone do podejmowania decyzji z rodzaju wiekopomnych czy skrajnie dramatycznych ich współpraca była oczywistością dla każdego wyspiarza. Kapłani dokonywali wróżb, wskazywali przeciwników a książę wiódł zbrojne zastępy w odległe krainy by po powrocie wspólnie z kapłanami składać dzięki za powodzenie wyprawy. Wiele uległo zmianie, gdy tak słudzy Świętowita jak i książęta dostrzegli, iż "przemija postać tego świata". Powstanie na kontynencie władztw feudalnych, struktur kościelnych, zmiany w organizacji życia gospodarczego itd. wymuszało na rańskich decydentach konieczność wyboru drogi. Starą dalej iść było nie sposób. I tak, dla władzy politycznej nigdy nie stanowiło problemu dokonanie wolty w zakresie wartości. Jedynym warunkiem jej dokonania jest posiadanie odpowiedniego poparcia. Władza jako taka albo szlachetne (lub nie) zamierzenia, są w tym przypadku celem nadrzędnym. Środki jakimi jest on realizowany mają znaczenie drugoplanowe. Inaczej rzecz się ma z tymi, dla których głoszone wartości są podstawą i usprawiedliwieniem dla sprawowania określonych funkcji. I to takich funkcji, których nie posiedli z nadania żadnej ziemskiej władzy lecz wykonywanie ich zostało im powierzone przez moce nie z tego świata. Dla kapłanów starej wiary utrzymanie status quo było niezbędnym warunkiem istnienia. Wszelka zmiana w zakresie religii odbierała rację bytu tej grupie społecznej. W okresie poprzedzającym najazd duński rywalizacja pomiędzy religijnym i świeckim ośrodkiem władzy na wyspie musiała się zaognić. Zachowanie księcia Ciesława stojącego bezczynnie wraz ze znacznymi siłami w niedalekiej odległości od oblężonej kąciny Świętowita umacnia nas w tym przekonaniu. Cudzymi rękoma rański władca usuwał rywali do sprawowania duchowych i realnych rządów nad mieszkańcami ostrowa. Gardziec pokonał Arkonę bez wojny domowej.
image
Słowiańscy obrońcy Arkony

image

Duńczycy wywlekają posąg Świętowita z kąciny

Jednym z warunków narzuconych przez najeźdźców pokonanym Ranom było pobudowanie świątyń chrześcijańskiemu Bogu. Miało być ich 12. Podobno wyspiarze spełnili to żądanie bez większych kontrowersji. Pierwotne świątynie miały zostać postawione z budulca doskonale znanego miejscowym rzemieślnikom. Z czasem poczęto używać materiału znacznie trwalszego. Jednym ze świadectw tych działań jest zachowany do dziś kościół w Altenkirchen. Posługi kapłańskie w nowo powstałych przybytkach pełnić mieli duchowni duńscy, a dla podkreślenia zwierzchności Skandynawów, ziemie rańskie bullą papieską zostały podporządkowane w roku 1169 biskupom z Roskilde. Wyznawcy Świętowita, Porenuta, Porewita oraz innych pomniejszych bóstw, jeśli chcieli nadal je czcić, mogli to robić jedynie w ukryciu. Wsparcie elit politycznych i wojskowych w tym zakresie utracili bowiem dość szybko. 

Gdybyśmy chcieli doszukać się jakiejś prawidłowości dziejowej to z pewnością za taką można by uznać odchodzenie od obyczaju przodków w pierwszej kolejności przez najwyższe warstwy społeczne. Prawidłowość ta miała zastosowanie pod każdą szerokością geograficzną, a zatem i na Połabiu. Z zachowanych źródeł wyłania się obraz stopniowego niemczenia otoczenia władców rańskich oraz ich samych. Wiemy, że Jaromir I (1170-1217) otaczał się właściwie samymi rodakami. Podobnie czynił jego następca czyli Bornuta (najbliższymi współpracownikami byli m.in.: Witomir, Stanek, Popiel, Cieszymir). Kolejny książę Wisław I (1218-1249) w początkowym okresie sprawowania władzy podążał śladami swych poprzedników. W jego otoczeniu widzimy bowiem Dobiesława, Unimysła, Bornutę, Dobrosława, Striżebora i Tęgomira. Po upływie kilku lat w związku z reorganizacją dworu ilość słowiańskich dostojników w najbliższym otoczeniu księcia zmalała. Nie oznacza to jednak, że ich miejsca całkowicie zajęli obcy. Znajdujemy przecież Tomasza Sulistrzyca pełniącego ważną funkcję stolnika oraz Radosława - krajczego. Kolejny władca Jaromir II (1249-1260) pamiętał chyba o swych korzeniach, gdyż obok niesłowiańskich dostojników występowali tuziemcy: Stoisław, Dobrosław, Gościsław oraz słowiańscy księża: Marcin i Radosław. Także w towarzystwie Wisława II (1260-1303) pojawiali się możni słowiańscy. Jaczo, Przybor, Cieszek, Bornuta, Jarosław i Mikołaj niejednokrotnie występowali jako świadkowie przy podejmowaniu przez księcia czynności prawnych. Możny Dobromir był nawet wójtem rugijskim. Choć w drugiej połowie XIII stulecia dwór rański zdominowany został przez element napływowy to dopiero w czasach Wisława III (1303-1325) niemieccy dworzanie zdobyli przewagę absolutną. Symboliczną wymowę posiada zdarzenie z roku 1304 kiedy to ostatni już rodzimy władca wprowadził w miejsce łaciny język niemiecki jako obowiązujący w kancelarii księstwa.

Tak smutny obraz nie powinien zaciemniać faktu, że nawet wtedy gdy dom książąt Rany rozbrzmiewał już tylko mową niemiecką, to wiele majątków ziemskich wciąż pozostawało w rękach rodzimej szlachty. Źródła średniowieczne zachowały dla nas sporo informacji dowodnie świadczących na rzecz tezy o przetrwaniu słowiańskich herbowych dłużej niż się powszechnie uważa. Jako świadkowie w dokumentach z drugiej połowy XIII w. pojawiają się: Chocian, Nikolaus syn Jerosława de Kalant, Unisław, Guslavus Oblitz, Bispravus, Sleomarus, Domaslaus, Geomarus, Guslavus de Barth, Mateus Moltike, Johanus Cule, Paulus syn Bartusza, Thezemarus, Nazemarus, Bartold Soneke, Heinrich Unka, Volradus Dargatz, Raven zwany Boe, Hinricus Dars, Nicolaus i Tetze de Putbuske, Jareko de Ghudzekow, Pritbor de Lanka, Pritbur de Vilmnitz, Boranta de Vilmnytz. Nie zabrakło w tym gronie białogłowy. Była nią Cezyslava (Cieszka), pani na Gustekow.

Odmiennie niż w przeważającej części posiadłości meklemburskich oraz brandenburskich szlachta słowiańska księstwa Rany nie uległa pełnej asymilacji w ciągu XIV w. Napotykamy jej ślady np. w dokumentach miejskich. I tak, w księdze zastawów nieruchomości dla Stralsundu pojawia się pod rokiem 1332 Darghemer de Jasmunt, a w osiem lat później Dubslavus Smantevitz. Rok 1377 przynosi nam informacje o Janie i Sulisławie Nacewicach, a 15 lat później występuje reprezentant tej samej rodzin o imieniu Przybysław. Jeszcze w następnym stuleciu napotkamy przedstawicieli słowiańskich rodzin rycerskich. Właścicielem wsi Smątewice w roku 1401 był Dubbeslaf Smantewitze. Księga miejska Garz zachowała dla nas informacje o przedstawicielach szlachty dokonujących czynności prawnych w tym ośrodku. Niektóre nazwiska wskazują na słowiańskie pochodzenie ich posiadaczy. Sulleslavus Sunnevytze (1403), Dubbermar, Sulleslaw i Prybe von Schele, Gamba (1451), Sum vel Tzum, Stoislaus de Kaland (1496). Trudno wyrokować czy w drugiej połowie XV stulecia ktokolwiek ze szlachty rańskiej noszącej swojsko brzmiące miana był w jakiś praktyczny sposób związany z tradycją słowiańskich przodków. Biorąc pod uwagę charakter wyspiarzy oraz doświadczenie historyczne wykluczyć tego nie można.

W miastach księstwa rańskiego żywioł słowiański reprezentowany był od samego początku wcale licznie. Jest to nawet zrozumiałe, gdyż ośrodki miejskie były magnesem dla wielu ambitnych i obrotnych tuziemców, a i niewielkie gminy obcokrajowców w pierwszym okresie skazane były z natury rzeczy na kooperację z ludnością miejscową. Potencjał demograficzny wczesnych miast w tym rejonie Europy nie był bowiem porażający. Badacz niemiecki P. Baack podjął trud zanalizowania dostępnych danych odnoszących się Stralsundu. W wyniku jego działań okazało się, iż około roku 1284 prawo miejskie posiadało 228 mieszkańców. Dodając do tej liczby członków rodzin uzyskujemy dla tegoż ośrodka ok. 1000-1200 obywateli. Zapewne część z nich była pochodzenia słowiańskiego. Rzecz oczywista, iż kolejną sporą i nieujętą w zestawieniu grupę stanowili nie posiadający obywatelstwa Słowianie. Społeczność ta mogła dochodzić jeśli nie do kilkudziesięciu to przynajmniej do kilkunastu procent ogółu ludności (służba, drobni handlarze, robotnicy, mieszkańcy podmiejskiego wiku). Wraz z upływem czasu udział ludności słowiańskiej w zaludnieniu miast malał. Miały na to wpływ nie tylko procesy asymilacyjne, ale także pojawiające się od schyłku średniowiecza obostrzenia dotyczące przyjmowania do prawa miejskiego i cechów osób nie mogących wykazać się "odpowiednim pochodzeniem". Mówiąc krótko w rozumieniu mieszczan z miast wendyjskich - jak nazywano ośrodki powstałe na południowo-zachodnim wybrzeżu Bałtyku - godnym takiego zaszczytu był tylko człowiek "języka niemieckiego". Przykładem niech tu będzie wydany w Anklam statut cechu kramarzy z roku 1330, w którym umieszczono zapis mówiący, że "Duńczycy, Słowianie, Szkoci - jak to jest w zwyczaju w Lubece i innych miastach morskich - nie mogą być uważani za godnych tego stowarzyszenia".

Kolejnego argumentu potwierdzającego żywotność elementu słowiańskiego na omawianych terenach dostarczają nam źródła odnoszące się już bezpośrednio do ludzi żyjących na obszarach wiejskich. To w nich właśnie odnajdujemy ciekawe zapisy. Np. w Podgrodziu (Putgarten) napotykamy w 1335 r. zagrodników: Kołczaka, Radzimara, Grubicza, Twargieła, Myldestreya, Greve i Gulikina. W Cieszkowicach (Teschvitz) około roku 1360 żyli m.in.: Hinrich Pribycze i niejaki Raslaf. Natomiast Sieroszewice (Zirzevitz) w 1375 zamieszkiwali: Tradytze, Slaweke, Dubbertytze oraz Dubbeslaf.

image

Obrazek z życia dawnych Słowian

Poza typowymi włościanami obyczaju przodków trzymała się mocno warstwa tzw. knieżyców. Na przełomie XIV i XV stulecia w Piaskach (Patzig), Rabinie (Rambin), Byszynie (Bessin), Naczewicach (Natzevitz), Żylwenicach (Silmenitz?), Trambicy (Dramvitz), Łące (Lancken), Zelniowcach (Sehlen? Sellin?) żyło słowiańskie drobne rycerstwo. Podobnie w Dargonicach (1439) i Brzezicach (1467). Rządzili się oni osobnym prawem aż po wiek XVI i mimo upływu czasu zachowywali specyficzne obyczaje. Jeden z nich został zapisany w Statucie Rańskim z roku 1530 i dotyczył wspólnego majątku małżonków (tzw. czwör).

Trzeba zaznaczyć, że wyjątkową odpornością na wpływy obce odznaczała się brać rybacka. Odizolowani warunkami przyrodniczymi od oddziaływań zewnętrznych jeszcze bardziej niż mieszkańcy półwyspów Rany, żyli przez stulecia w swoim, zamkniętym dla obcych świecie. Zdaje się nawet, że nie imała się ich niegroźna z pozoru moda na przyjmowanie obcych imion. W roku 1426 jeden z mieszkańców wysepki Hiddensee wciąż nosił miano jakby żywcem przeniesione z dawno minionej epoki, zwał się bowiem Raslavus Raddas .

Wydaje się, że pewne znaczenie dla opóźnienia procesów germanizacyjnych miał fakt, iż rodzima ludność wydała z siebie stosunkowo liczną grupę duchowieństwa. Co prawda wyższe funkcje zwykle pełnili obcy, ale na tzw. pierwszej linii nie brakło słowiańskich głosicieli Ewangelii. Już za czasów Wisława I odnajdujemy księży: Dobrosława, Marcina i Radosława. Ich następcy, o których zachowały się wzmianki to m.in.: Jarosław (1241), Jan Volskevitz (1360), Dubbeslaf (1386), Jan Mirosław (1390), Matheus Kalick (1485). To właśnie dzięki takim uwarunkowaniom możliwym było trwanie Słowian w coraz to bardziej wzbierającym morzu germańskim.

Twierdzenia o zaniku Słowian na Ranie już na przełomie XIV i XV w. w świetle zebranych informacji jawią się jako pozbawione solidnych podstaw. Rzeczywiście, w tym czasie punkt krytyczny w zakresie stosunków etnicznych został osiągnięty, niemniej wciąż jeszcze żyły na wyspie duże grupy autochtonów. U wielu mieszkańców Rany, będących potomkami dumnych żeglarzy i wojowników, przyjmowanie obcych obyczajów długo nie znajdywało akceptacji. Dowodzą tego świadectwa dotyczące wieku XVII. W tymże czasie biurokracja większości państw europejskich osiągnęła wyższy stopień rozwoju. Mimo wielu niedogodności wynikający z tego tytułu, pojawiły się też pozytywy. Jednym z nich są systematyczne i dokładne zestawienia dotyczące ludności Rany. Dzięki nim wiemy, że np. w latach 1626/1636 we wsiach Grieben, Bohlendorf, Lobkevitz, Vitte, Glowe, Salsitz, Lohme, Klein Zitzewitz, Polchow, Stedar, Jarnitz, Dartzow, Poseritz, Nedarnitz, Drewoldke, Losentiztz, Wieke, Dumsevitz, Tilzow, Sehlen, Strussendorf, Bublevitz, Reetz, Schaprode, Murswiek, Lüsnevitz, Boldevitz, Granitz, Kotevitz, Rantze, Grabow i kilku innych prawdopodobnie ciągle żyli Słowianie.

Organizowana w XIX stuleciu przez królów pruskich kolonizacja, przyczyniła się do zatarcia prawie wszystkich śladów słowiańskiego dziedzictwa. Okruchy przeszłości zebrać już było niezwykle trudno. Z ojca Austriak, jednak z serca i duszy Polak - Wincent Pol, w roku 1847 zwiedził Ranę powodowany potrzebą zebrania informacji o starożytnościach słowiańskich. Trafił na półwysep Mönchgut. Swe spostrzeżenia ubrał w następujące słowa: "Resztki pierwotnego zaludnienia Roi (Rany) pozostały tylko na półwyspie Mönchgut, są tego ślady po dziś dzień. Chociaż i w dawnych wiekach stanowili mieszkańcy tego półwyspu ród osobny - po dziś dzień nazywają się Rybakami (Reboken)". Autor dodawał bardzo istotną antropologicznie uwagę: "Ludzie obojej płci są tu bardzo dorodni, bruneci z orlimi nosami. Kobiety bardzo kształtne, piękny maja owal twarzy, drobne ręce i nogi, co na Pomorzu tym bardziej uderza, że nawet mimo różnicy stanów szkaradna holenderska stopa jest powszechną". Dodawał także, iż: "Strojem też różnią się mieszkańcy tego półwyspu od wszystkich innych, również sposobem życia, zarobkowaniem i obyczajem; świat za Perekopem mają za świat obcy. Lądem nie idą i nie jadą do miast, ale płyną tylko na łodzi wzdłuż wybrzeży". Po chwili zaznaczał, że: "Żenią się tylko z sobą, odprawiają bardzo szumne wesela i w pogardzie mieszkańców reszty wyspy mają". Pol wspomniał również, że: "Jest na wyspie tradycja, że kiedy Waldemar duński wyspę zdobywał, siadł cały ród na łodzie, ze starcami, niewiastami i dziećmi, i spaliwszy chaty, zostawił półwysep pusty". Dodał, że: "Gdy mnichy zamek i kaplicę zbudowali, potrzebowali i ryby; więc rybacy dostarczali im jej i osiedli cały półwysep Mnichowa jak dawniej, nie dopuszczając obcych ludzi ani na Perekop, ani do rybołówstwa". Ludność półwyspu zachowała aż po połowę wieku XIX kilkanaście słowiańskich słów: reba, morie, żywot, ziemia, niebo, chmara, drel, mleko, kęs, tata, mać, dziewa, perekop, Bóg, chata, piorun, woda.

image

W. Pol natrafił już jedynie na etnograficzne skamieliny. Obecnie nie znajdziemy nawet tych, żałośnie skromnych, śladów. Mimo to, nawet dziś wyprawa na wyspę Świętowita jest wyzwaniem dla każdego człowieka zainteresowanego słowiańską przeszłością. I to wyzwaniem bardzo ciekawym, bo wyspa ta naprawdę może zauroczyć.



Linki:
https://www.polskieradio.pl/9/305/Artykul/1124137,Swiety-Swietowit-Swiatowid
http://www.koebenhavnsbyvandrerlaug.dk/Kbhshistorie.htm
https://wiaraprzyrodzona.wordpress.com/category/slowianie/
http://www.rodnovery.ru/en/articles/971-slavs
http://koszalin7.pl/st/pom/pomorze_104.html



Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura