Plut. pchor. "RZUT" batalion "Ruczaj" kompania "Tadeusz"
Najczarniejszy dzień plutonu 137
Zwykły, powstańczy dzień, dwunastego września. Nagłe wezwanie do Dowództwa batalionu dowódcy naszego plutonu por. "Wara" i jego zastępcy a naszego drużynowego, ppor. "Żarskiego", wprowadza nastrój podniecenia. Potęguje się on po przybyciu łącznika z rozkazem do podchorążego "Sępa" o pogotowiu bojowym plutonu. Coś wisi w powietrzu.
Sprawdzamy i czyścimy broń, zakładamy pasy, hełmy, pobieramy nadspodziewanie dużo amunicji. Ruch, gwar, różne przypuszczenia. Wreszcie są nasi dowódcy. Zbiórka i po tradycyjnym zapytaniu "Żarskiego":
- Kto ze mną na ochotnika - wystąp!
zostają wyłączeni z grupy ochotników najmłodsi żołnierze. To wskazuje, że sprawa jest poważna. Dreszcz podniecenia.
Idziemy z "Żarskim" do Instytutu Głuchoniemych na pl. Trzech Krzyży. Jest nas 22 z całą niemal bronią plutonu: 2 rkm, 8 pm, kb, granaty, butelki z benzyną, po nas wyruszy odwód 10-12-osobowy z por. "Warem" i 10-osobowy oddziałek z pchor. "Rymwidem", oficerem operacyjnym dowództwa kompanii. Na kwaterze zostają chorzy, rekonwalescenci i najmłodsi, zaś naszą placówkę Chopina 13 przejmuje III pluton naszej kompanii, któremu zostawiamy lekki karabin maszynowy "drajzę".
Ściemnia się, gdy dochodzimy do celu. Siadamy na podłodze pod ścianami obszernego hallu i czekamy, zaś nasi dowódcy rozpoznają sytuację, ustalają plan akcji przy pomocy oficerów tutejszej placówki i odcinka. Siedzimy w ciszy, krótkie, przytłumione rozmowy, niepewność i powaga - a równocześnie zniecierpliwieni. Żeby już, żeby coś robić! To nerwy. Około północy łącznik przynosi rozkaz: mam się natychmiast zameldować w dowództwie batalionu. Teraz? Nawet nie pozwolą się wyspać, a przecież o świcie rozpoczniemy akcję przywrócenia zerwanej łączności Śródmieścia z Czerniakowem.
Zły idę na Mokotowską,melduję się por. "Babiczowi", zastępcy dowódcy batalionu, który poleca mi czekać na rozkazy i nie opuszczać pokoju. Więc siedzę i czekam, por. "Babinicz" również, nikt nie przychodzi, nic się nie dzieje. Po pewnym czasie pyta mnie, czy znam dobrze Powiśle i Czerniaków, czy umiem pływać, jakie przeszedłem przeszkolenie wojskowe. Odpowiadam i nadal nic, nadal czekanie. Dostaję koc, poduszkę i polecenie, bym się przespał. Kładę się na ławie przy ścianie, lecz sen nie przychodzi. Myślę, po co tu jestem, na co czekam, jaki cel tych pytań i co tam u Głuchoniemych, czy zdążę wrócić do oddziału na czas. Nie będą przecież na mnie czekać, przed nimi akcja. Poważna. Że poradzimy sobie, nie mam wątpliwości. Pluton bojowy, dobrze wyszkolony, każdy ma broń, amunicji dużo. Tyle, że ktoś z nas oberwie, musi ktoś oberwać. Strzelamy my, strzelają i oni. A może nie musi? Nie wszystkie kule trafiają...
A jednak usnąłem. Zmęczenie zwyciężyło. Budzę się o szóstej rano, por. "Babicz" jeszcze drzemie. Jestem przerażony. Już widno, koledzy od dawna walczą, a ja jestem tu. Zaczyna się ruch, wchodzą i wychodzą różni ludzie, widzę rtm. "Ruczaja". Melduję się i proszę o zwolnienie do oddziału. Rotmistrz rozmawia chwilę z por. "Babiniczem" i rozkazuje mi pozostać nadal i czekać. Czekanie jest nie do zniesienia. Mija ranek, południe,siedzę jak kloc drewna. Wreszcie pod wieczór por. "Babinicz" zwalnia mnie ze służby. Dodaje, że jest to rozkaz odwołujący, więc mogę wracać do oddziału.
Cdn.
Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości