Janusz Ostrowski ps. Żbik" batalion "Iwo" 2 kompania III pluton
Powstańcze życie w 2 kompanii odwodowego batalionu "Iwo"
Byłem żołnierzem III plutonu II kompanii batalionu "Iwo", utworzonego w pierwszych dniach Powstania. W połowie sierpnia, po zajęciu przez nieprzyjaciela dzielnicy Ochota, do naszej kompanii przybyła grupa żołnierzy z łączniczkami wykrwawionego podczas walk batalionu "Odwet", licząca ok. 30 osób. Przyszli kanałami z ulicy Wawelskiej. Droga była długa i bardzo ciężka, błądzili w kanałach... Dowódcą ich był por. "Rarańcza".
Powstanie tętniło własnym życiem, bujnym i intensywnym, mimo ekstremalnie ciężkich warunków, gdy poza gorącym pragnieniem wolności i nienawiścią do wroga żołnierzowi właściwie brakowało wszystkiego. Ciekawe, że pokonanie tych trudności w początkowej fazie Powstania stawało się możliwe nie tylko dzięki woli walki naszych chłopców, ale często i ... dzięki samym Niemcom, na których batalion zdobywał dodatkową broń i żywność, zanim przyszła pomoc ze zrzutów.
Nasze kwatery mieściły się na początku sierpnia przy ul. Ks. Skorupki i były urządzone wręcz "komfortowo". Podłogi pokojów wysłane materacami, kołdrami i poduszkami, ściągniętymi z całego domu. Ja miałem przy posłaniu mały stolik zastawiony butelkami. Przyjemnie było po służbie "walnąć się do spania" (jak mówili koledzy), popijać owocowy sok od Meinla (przed Powstaniem nur fuer Deutsche). Obok leżał karabin, gdzieś oddalały się odgłosy walki, jakby ucichały wybuchy i strzały. Pod przykryciem było ciepło. Wydawalo mi się, że jestem u siebie w domu.
Ta nasza idylla nie trwała, niestety, zbyt długo. Kwatery zostały w dużej części zbombardowane. Z domu pozostał szkielet i kupa gruzów. Dopilnowaliśmy jeńców niemieckich, by pod groźbą użycia broni odgruzowali te ruiny. (Jeńcy zgromadzeni w kinie przy ul. Marszałkowskiej stanowili spore źródło siły roboczej).
Wyżywieniem batalionu zajmowała się stołówka mieszcząca się w pobliżu naszych kwater. Jej zaopatrzenie stanowiły w dużej części zdobyte niemieckie składy z żywnością oraz sklepy przy ul. Foksal. Szły stamtąd przez barykadę-przekop, zbudowaną w Alejach Jerozolimskich, nocne wojskowe transporty z workami. W stołówce pracowali Polacy, głównie kobiety, oraz jeńcy niemieccy. Nieszczęśliwym trafem tam właśnie padł pocisk ciężkiego kalibru. Pocisk ten zmasakrował pracowników stołówki, że trudno było rozróżnić, które szczątki należą do Polaków, a które do Niemców. Pochowaliśmy ich w jednej, wspólnej mogile...
Dodatkowej otuchy i wsparcia moralnego, kto wie czy nie o decydującym znaczeniu, dawała nam dostarczana na placówki prasa powstańcza, informująca na bieżąco o aktualnych wydarzeniach, oraz piosenki wspólnie śpiewane w mieszkaniu przy ul. Kruczej. Najczęściej była to "Szturmówka" i "Serce w plecaku", które stało się naszą piosenką Powstania.
Dużym przeżyciem była dla mnie żołnierska Msza Św., odprawiona dla nas przy polowym ołtarzu, ustawionym w bramie domu przy Alejach Ujazdowskich. Padały bomby, trzaskały serie km, ksiądz dawał rozgrzeszenie. Klęczałem razem ze wszystkimi kolegami. Śpiewaliśmy głośno "Boże coś Polskę" pierwszy raz po pięciu latach okupacji.
Nasza kompania brała udział w różnych akcjach bojowych: w walkach o Politechnikę, o Małą Pastę, o Sejm. Pełniliśmy służbę wartowniczą, podejmowaliśmy zrzuty, pilnowaliśmy jeńców niemieckich, transportowaliśmy żywność.
Pod koniec sierpnia nasze życie zmieniło się - przeniesiono nas na ul. Nowogrodzką na pierwszą linię frontu. Po drugiej stronie ulicy znajdowali się Niemcy. Tu walka trwała bez przerwy, dzień i noc. Powierzony nam odcinek utrzymaliśmy do końca Powstania.
Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura