Wprowadziliśmy się do domu Blondyny kilka tygodni temu. Ja i moja rodzina. Mama i dwaj bracia moi. Bracia mają imienia tymczasowe: Smutki, a ja mam już własne: Filemon, tak jak w tytule. Co prawda istnieje wersja, że jedne będzie się nazywał Długi, a drugi Krótki (od latek na tylnich nóżkach – jedyna różnica, jakiej między nimi dopatrzyła się Blondyna) ale to na razie tylko wersja robocza. Mama przyniosła nas do domu Blondyny w zębach. Baliśmy się strasznie i strasznie piszczeliśmy. Było nas chyba słychać na drugim końcu miasta. Przyniosła nas mama po kolei, bo przecież wszystkich na raz nie dałaby rady.
Pamiętam ogłupiały wyraz twarzy Blondyny, kiedy nasza mama tak na bezczela wnosiła nas po kolei do domu. Mama, jak to mama: uznała, że tam będzie nam najlepiej, wiec załatwiał przeprowadzkę. Fakt, że idealnie nie jest, bo Blondyna ma już na stale 4 inne dorosłe koty, no ale idealnie chyba nigdzie nie jest. Przynajmniej jedzenia mamy po pachy, ciepło, sucho spokojnie i jak mamy humor możemy dla sportu powkurzać starsze koty. Szczególnie Jędrulka chyba nas się boi, bo za każdym razem jak nas zobaczy, to syczy. A my nic: luzik. Głupia chyba jakaś, bo czego się bać, jesteśmy dużo mniejsi. Fakt, że się niczego nie boimy. No prawie niczego – jakoś nie bawi nas Blondyna z jej dużymi łapskami, ale na szczęście nas zbytnio nie męczy.
Wszystko zaczęło się około 2 tygodnie temu. W międzyczasie wyszliśmy na świat z naszego cichego, ciemnego schroniska w wersalce i większość czasu spędzaliśmy śpiąc na wersalce albo fotelach. Któreś pięknej niedzieli jakaś obca ludzią zjawiła się w naszym domu. Z ludzią przyszła też mniejsza ludzia. I te obce ludzie huzia nas łapać, nas oglądać, przebierać. Padło na mnie, bo gapa w porę się nie schowałem. Obca ludzia z mniejszą ludzią zabrały mnie do swojego domu.
Z tamtego okresu już dużo teraz nie pamiętam, zresztą jakbym pamiętał to i tak nie wiem jak komunikować się z Blondyną, a ona to pisze. No chyba nie myśleliście, że piszę sam osobiście? Bez kitu. Koty nie potrafią pisać na klawiaturze. Słowo. Jedno, co wiem w nowym domu, nie było mamy, ani jej pysznego mleczka, ani moich braci głupolów, z którymi uwielbiam się wygłupiać.
Po jakiś 4 dniach Blondyna zadzwoniła do moich nowych właścicieli by zapytać, co u mnie słychać. Obca ludzia powiedziała, że świetnie. Że robię kupę w lawendowy żwirek – wymieniła na pierwszym miejscu. No tak, Blondyna raczej chciała wiedzieć, pod kontem czy jestem szczęśliwy. Powiedziano jej, że tak i wszystko spoko. Z tej rozmowy pamięta też, że nadano mi imię właśnie Filemon. Blondyna zatrzymała je dla mnie do dziś.
Niby wszystko fajnie, ale po kolejnym tygodniu mąż ludziowej zadzwonił do Blondyny i powiedział, że mnie już nie chcą. Podobno młodszy dzieciak jest na mnie uczulony. Z rozmowy ludziowej z Blondyną wiem, że wcześniej też już mieli jakiś czas kota i też go szybko oddali, więc nie wiem jak to naprawdę z tą przyczyną mojego oddania było, ale fakt faktem, że Blondyna bez wahania zgodziła się na mój powrót.
Początki były jakieś dziwne. Do braci miałem dystans, mamy w ogóle nie poznalaem. Jak do mnie podeszła, to ja chciałem zbić. Wymachiwałem moimi małymi łapkami w jej pyszczek, ale nie wyglądała na bardzo przejętą. W każdym razie było jakoś dziko. Pamiętam, że następnego dnia rano biegałem po całej kuchni jak opętany i w ogóle nie mogłem sobie trochę miejsca znaleźć. Najszybciej zbliżyłem się do braci. Jakoś tak spontanicznie zaczęliśmy się znowu bić jak za dawnych czasów. Często się bijemy, to nasza ulubiona zabawa. Potem mama nie przejęta moją nieufnością położyła się, jak już byłem zmęczony, koło mnie i zaczęła mnie lizać. Nie powiem, całkiem miłe to było. Jednak najfajniejsze, to to, że jakiś czas później przypomniałem sobie jak ssać pierś mamy i znowu mogłem się dorwać do pysznego mleka. Mniam. No to teraz mam ful wypas: bawimy się razem z braćmi, śpimy razem przytuleni, do siebie nawzajem i wszyscy do mamy. Atrakcji nam nie brakuje, dom jest duży, strome schody na których możemy się wywracać, ogród, cała masa kątków i zakątków do zwiedzania. Biegamy, skaczemy, wspinamy się,ganiamy się, chowamy się, gryziemy się, drapiemy, uprawiamy zapasy. Istne Eldorado. Co najważniejsze, brzuszek mam znowu taki okrągły jako i bracia moi mają. Apetyt nam dopisuje, chociaż dojadamy resztki po dorosłych kotach.
Zapomniałbym opowiedzieć jak zemściłem się na Blondynie, że mnie żuczka małego od piersi mamy oderwała i w obce łapska wydala na poniewierkę. Otóż pierwszego dnia po powrocie, przykucnąłem sobie na fotelu, naprzeciwko niej i tak się z wyrzutem wpatrywałem modrymi moimi oczkami w jej oczy, aż się prawie z poczucia winy popłakała. Dobrze jej tak!
Wczoraj z bratem byliśmy na gigancie. Na całą noc urwaliśmy się i schowaliśmy się w pokoju na piętrze. Nikt nie wiedział, gdzie jesteśmy. Dopiero o 5 nad ranem zaczęliśmy szaleć i Blondyna musiała zwlec się z łóżka by sprawdzić, co się dzieje. Klawo jak cholera. A dzisiaj jeden z braci znowu się urwał gdzieś. A Blondyna znowu się martwi. Jaki to głupi ludź:)
Inne tematy w dziale Rozmaitości