Osobiście uważam, że Jarosław Kaczyński zrealizował swój plan wyborczy (nie zrealizował mojego, ja miałem inny ale swój zrealizował). Pokazał swoją siłę, poszerzył elektorat i utrzymał partię, z którą niemiałby co zrobić gdyby został prezydentem. Do tego przygotował sobie grunt do naprawdę niezłego startu w zbliżajacej się sekwencji wyborów samorządowych i parlamentarnych.
No ale tym prezydentem nie został więc jedni emigrują inni histeryzują, krzyczą o tym, że nie ma Polski bo ci (czyli większosć), którzy głosowali na Komorowskiego to bezrozumne bydło. Jeszcze innym odbiera rozum. I Ci ostatni choć okręt uważam wszedł na lepszy kurs niż płynął do tej pory, rozwinął więcej żagli i płynie jakby szybciej uważają, że nic tylko trzeba uciekać bo zaraz będzie tonął. Ci się odcinają. Sygnał dał wczoraj Toyah, który ogłosił, ze obraża się na cały świat za to że nikt nie chciał słuchać jego rad i nie docenił jego proroczo mesjanistycznej proweniencji. Temat ciągnie dziś Tomasz Sakiewicz pisząc, że to nie on przegrał. Ciekawe, bo z Gazety Polskiej uczynił partyjny biuletyn PiS dość w kampanię prezydencką zaangażowany. No ale jego też podobno słuchać nie chciano.
Jest to oczywiście wyłacznie moja subiektywna opinia ale wydaje mi się, że powyższe płacze bardziej wynikają z frustracji związanej z tym, że Kaczyński dokonał tego czego dokonał z pomocą bardziej liberalnego skrzydła swojej partii i zwolenników niż frustracji związanej z tym, że nie został prezydentem.

Inne tematy w dziale Polityka