Krzyż jest symbolem mojej wiary. Wiary, która jest fundamentem moje światopoglądu pomimo tego, że ani ja ani mój Kościół nie jesteśmy organizmami idealnymi. Światopoglądu, w imię którego staję twardo na udeptanej ziemi w takich kwestiach jak aborcja, in vitro czy adopcje dzieci przez pary gejowskie, światopoglądu, który każe mi również zwracać uwagę na próby przesadnego rugowania symbolu krzyża z przestrzeni publicznej tak jak w przypadku potencjalnego zakazu wieszania krzyża w klasach.
A jednak kiedy widzę ten teatr absurdu i groteski, który ma miejsce pod pałacem prezydenckim nie mam poczucia wspólnoty z tzw. obrońcami krzyża. Odnoszę raczej wrażenie, że nie chodzi tu ani o krzyż ani o prawdę o smoleńskiej katastrofie. Być może chodzi o jakąś praktyczną wersję prawdy a być może nie chodzi o nic i jest tylko swego rodzaju rakowatą naroślą na oczywistych, zrozumiałych i naturalnych emocjach jakie wywołała smoleńska katastrofa.
Histeryków i furiatów znam, mieszkałem z nimi pod jednym dachem latami i wiem jak z nimi postępować. Na pewno nie ma sensu odpowiadać furią na furię. Takie furie wchodzą wtedy w rodzaj samonapędzajacego się związku, swego rodzaju symbiozę. Z taką sytuacją mamy do czynienia w przypadku duopolu PO-PiS. Lepiej jest zachować spokój i dystans. Na histerię odpowiedzieć z uśmiechem. I np. na stawianie krzyży odpowiedzieć stawianiem kółek. Zagramy?:).

Inne tematy w dziale Polityka