W kilku ostatnio miejscach (w Rzeczpospolitej zdaje się u Ziemkiewicza i Wildsteina ale ręki sobie uciąć nie dam) w tym u Marka Migalskiego na salonie24 czytałem pochwały na temat konfliktu, który jakoby jest istotą demokracji, o którą wszyscy walczyliśmy (zawsze się zastanawiam skoro opozycjonistów w PRL było w sumie dość niewielu to skąd po kilkudzisięciu latch wciąż tylku pisze o sobie "wszyscy walczyliśmy") . No i oczywiście w jakimś sensie nie sposób odmówić takim wywodom logiki. Rzeczywiście jakość demokracji wykuwa się w dyskusji i rywalizacji.
Z tym, że jest różnica pomiędzy dyskusją a nawet ideologicznym konfliktem motywowanym subiektywnym wyobrażeniem dobra wspólnego a jałowym pieniactwem i chęcią wdeptania adwersarza w asfalt. Tu po raz kolejny użyję porównania do sytuacji, którą znam bardzo dobrze. Do wąsko pojętego procesu projektowego i szeroko pojetego procesu inwestycyjnego. Jestem architektem. Wsyscy architekci to indywidualisci z przerostem ambicji. a jednak w czasie projektowania muszą pracować w zespołach. Ba, muszą umieć przyjmować argumenty innych i co więcej umiejętność przyjmowania logicznych argumentów w tym procesie uwiarygadnia i pomaga w przepychaniu własnych pomysłów. Podobnie w całym procesie inwestycyjnym wystepują dwa rodzaje ludzi. ci którzy szukają rozwiązań i ci którzy szukają winnych. Ci pierwsi zajmują się postępem inwestycji, ci drudzy trawią czas na jałowe przepychanki i stanowią dla inwestycji obciążenie.
Czyli to nie jest tak, że konflikt sam w sobie jest czymś właściwym. Właściwa jest dyskusja i konflikt, który przynajmniej w zamierzeniu prowadzi do postępu, rozwoju, kompromisu, rozwiązania problemu. W innym wypadku konflikt, tak jak się to dzieje dziś w Polsce jest tyleż jałowym i niepotrzebnym teatrem co zagrożeniem dla racji stanu.
p.s. po prawej macie link do strony z całą masą rysunków (ten z babcią). Do kupienia i lubienia;)

Inne tematy w dziale Polityka