Kiedy Jarosław Kaczyński pozbył się z PiS Ludwika Dorna ten długo nie mógł się z tym faktem pogodzić a co za tym idzie nie podejmował działań jakich nowa sytuacja wymagała. Recenzował swoją partię, komentował jej wewnętrzne procesy, nazywał się "pisowcem na wygnaniu", żył "swoją partią", żył przeszłością. W końcu stwierdził, że musi łapać za miecz, zebrać druzynę i wyrąbać sobie kawałek królestwa ale zanim się do tego poważnie zabrał drużyna mu się rozlazła i zostawiła samego na placu boju.
Dziś jego droge powtarza Marek Migalski. Z pasją zajmuje się tym na co już nie ma wpływu. Co wpis to analiza sytuacji (nomen omen) w PiS. Jako politolog z odzysku analizuje, syntezuje, porównuje, tarmosi, doradza, wskazuje i poucza i deklaruje miłość aż po grób aż huczy. Pytanie tylko po co?
Panie Marku, haaalo, PiS już Pana amputował. Pana w PiS nie ma i jeśli sądzi Pan, że deklaracje "lubienia" coś zmienią to się Pan myli. Nie ma powrotu. Czas pomysleć co dalej.
Po prawej macie link (ten z babcią) do strony z całą masą rysunków do kupienia (np. na urodzinach salonu24:)) i lubienia. A jak nie to mi później nie marudzić tylko brać co dają;)

Inne tematy w dziale Polityka