Ostatnich kilka lat upłynęło nam pod znakiem permanentnej kampanii wyborczej. Starcie Kaczyńskiego z Tuskiem od roku 2005 organizowało masową wyobraźnię wokół tego kto powinien zasiadać w "dużym pałacu". Poczynania głównych obozów politycznych nakierowane były na walkę głównie na tym właśnie polu. Można powiedzieć, że system polityczny w tym czasie był wokół tej kwestii ukonstytuowany. Późniejsze wydarzenia jedynie go utrwaliły i dodatkowo zdegenerowały.
I znów mamy kampanię. Nowe drogi ścielą nam się u stóp, nowe mosty pną się w górę razem z wieżowcami i aspiracjami. To znaczy dopiero będą się ścieliły i pięły kiedy już wybierzemy polityków, którzy dziś mamią nas wspaniałą przyszłością, poczciwymi gębami a co poniektórzy nawet ładnie wygolonym bikini. Po tym całym zamieszaniu puszczą do nas oko i powiedzą: "no chyba w to nie uwierzyliście, przecież wiecie że kampania wyborcza ma swoje prawa...:)))". a nam zostaną po tym festiwalu obietnic tylko zapomniane bilbordy z uśmiechniętymi ojcami narodu, farfocle plakatów tu i tam i kac. Znaczy moralny. A właściwie poczucie, że znów, frajerzy, daliśmy się wkręcić.
A może przekujmy to w sukces? Skoro tak dobrze się znamy na robieniu wyborów powinniśmy się stać światowym centrum ich przeprowadzania? Otwórzmy szkoły spin-doktorów, dajmy dotacje drukarniom drukujacym plakaty i bilbordy, zaróbmy na tym skoro know-how i zapelcze już mamy:) W końcu na czym jak na czym ale na nawijaniu makaronu na uszy znamy się jak mało kto;)

Inne tematy w dziale Polityka