Tak, PO wzięła duże miasta i jeżeli słuszną jest, a tak się wydaje, teza Marka Migalskiego o tym że w odróżnieniu od lat 90 poprzedniego wieku kiedy to obowiązywała teoria o tym, ze kto wygrywa na wsi wygrywa wybory, dziś wygrywa się w miastach, PO ma prawo odtrąbić sukces. Nie jest to sukces samorządności jako takiej, samorządność powinna rozgrywać się na nieco innych polach niż pola partyjne ale sukces PO jak najbardziej.
A jednak Platforma dostała również żółtą kartkę w wyborach do sejmików wojewódzkich. Za walkę z biurokracją za pomocą masowego przyjmowania nowych urzędników, za walkę z deficytem za pomocą podnoszenia podatków i kreatywnej księgowości, za “wzorową współpracę” z Rosjanami w ramach smoleńskiego śledztwa, za nepotyzm na szczytach władzy, za grubymi nićmi szyte ukręcenie łba aferze hazardowej, za zakłamaną prywatyzację polegającą na sprzedaży firm państwowych innym firmom państwowym, za krótkowzroczne manipulacje przy systemie emerytalnym, z parytetowy populizm i wreszcie za najbardziej plugawą, nieodpowiedzialną i egoistyczną filozofię reformowania gospodarki o jakiej słyszałem - “tu i teraz”.
Okazuje się, że wyborcy nie są ani tak głupi ani nie mają tak krótkiej pamięci jak by chcieli peowscy macherzy. Być może teraz PO zrozumie, że metoda “małych kroków” sprowadzająca się w praktyce do działań pozorowanych nie stanowi prostej drogi do dominacji na scenie politycznej. A jak nie zrozumie to być może przyszłe wybory będzie miała z kim przegrać.

Inne tematy w dziale Polityka