Moja Teściowa to świetna baba. Rozumiemy się doskonale, w zasadzie piję z nią częsciej niz z kolegami a zanim zdażę pomysleć dostanę żeberka, żurek albo świetną rybę po grecku (o której greckości podobno Grecy pojęcia nie mają). Toczy się jednak między nami pewna dyskusja, która nie ma szansy zakończyć się konsensusem. Otóż moja Teściowa uważa (choć daje temu wtraz zapewniam w sposób bardzo oględny), że odbieram mojemu synkowi a jej wnukowi jakąś blizej nie określoną magię świąt nie wciskając mu kitu o tym, że najważniejszy w Bożym Narodzeniu jest jakiś czerwony bubek, który jest równym gościem, bo daje prezenty oraz jego prorok Choinka. Nie rozumiem tej filozofii i nie chcę rozumieć, swojemu synkowi zaś (oczywiście w nieco inny sposób niż opisany poniżej) staram się wytłumaczyć kilka zdawałoby się prostych prawd.
1. Boże Narodzenie jest jak sama nazwa wskazuje świętem urodzin Boga a nie świętem zakupów.
2. Rzekomo święty santaclaus nie ma nic wspólnego ze św. Mikołajem, jest wytworem działu marketingu coca-coli z początku ubiegłego wieku.
3. "Opłatki" ktore możemy kupić w supermarkecie są owszem dosyć niesmacznymi waflami ale z tradycyjnym, poświęconym opłatkiem mają tyle wspólnego ile masło roślinne z masłem.
4. Kolędy jakie nam przy okazji Świąt węsząc szansę na przypomnienie o sobie serwują różni zapomniani "artyści" mają więcej wspólnego z ich kieszenią niż ze świątecznym nastrojem.
5. W różnych tradycjach św. Mikołaj przynosi dzieciom prezenty o rożnych porach. 6 lub 24 grudnia. Z pewnością jednak robi to tylko raz w roku.
6. Święta trwają dni dwa lub trzy (Wigilia zasadniczo nie jest świętem ale ostatnia kolacją Adwentu. A nie dwa lub trzy miesiące do następnego okresu promocyjnego.
I wiecie co, jeżeli zapytacie mojego synka o to co jest najważniejsze w Bożym Narodzeniu odpowie Wam: Bozia. Niby oczywiste ale nie dla wszystkich.

Inne tematy w dziale Polityka