Łatwo się domyslić dlaczego Polska i Rosja szukały ze sobą zbliżenia. Rosja mocno dotknięta kryzysem, z zachwianym marzeniem o "mocarstwie energetycznym" w zrozumiały sposób szukała zbliżenia z zachodem, z UE Kluczem do nich był nasz kraj, który rosyjskim mediom zdarzało się już nazywać ogonem, który macha europejskim psem. Z kolei Polska po serii porażek swojej polityki wschodniej w nie mniej zrozumiały sposób szukała jej nowego otwarcia. Z całą świadomością bagażu historii jaki wspólnie niesiemy próba zbliżenia miała racjonalne podstawy.
Znacznie trudniej zrozumieć dlaczego Rosja postanowiła swojego najbliższego po polskiej stronie sojusznika sprać po gębie zmanipulowanym i nasyconym propagandą raportem MAK. Może z przyzwyczajenia? W końcu każdy z jej "sojuszników" zwykł jej czapkować niezależnie od tego jak go poniżała. Może odbiła się już po kryzysie, poczuła się silniejsza i ten sojusznik przestał jej być potrzebny? A może to kwestia wewnątrzrosyjskich rozgrywek? Nie mam pojęcia choć im więcej czasu upłynie tym zapewne będzie się łatwiej tego domyslić.
Tak czy siak polscy sojusznicy wzięli od Rosjan po gębie. Premier Tusk wściekły i z czerwonym policzkiem w imię filozofii "muszę kurna komuś przylać, bo mnie kurna krew zaleje" wystąpił w Sejmie gdzie zaatakował...opozycję. Opozycja jak to opozycja premiera nie kocha i wytyka mu błędy, czasem, na własną szkodę zresztą ustami Macierewiczów przesadza. Ale czy czerwień policzka premiera jest teraz jej winą? Dlaczego? Odpowiedzi na to pytanie udziela sam Tusk: "Bo relacje z Rosją są najważniejsze". Taki aksjomat. A co jeżeli bilans ostatniego ocieplenia owych relacji jest ujemny? Co jeżeli stoi w sprzeczności z aksjomatem polskiej racji stanu?
Tusku się pogubił. Dopiero co przekonywał nas o tym jak wspaniale nam się układa współpraca przy śledztwie po czym przyznał, że nie są partnerami idealnymi. Następnie obraził wdowę po ofiarze katastrofy nazywając jej uzasadnione pytanie o bezpieczeństwo osobiste bezczelnym a jego rzecznik nazwał szukanie pomocy za granicą przez Macierewicza i Fotygę, w obliczu indolencji rządu, zdradą. Po czym po otrzymaniu projektu raportu uznał, ze jest nie do przyjęcia. Następnie, po ogłoszeniu gotowego, zasadniczo go przyjał wytykając jedynie pewne niedociągnięcia i pojechał sobie w Dolomity. Dziś przekonując z mównicy sejmowej, z zafrasowaną miną, o swoim oddaniu polskiej racji stanu nie brzmi wiarygodnie. Rzeczywiście do tej pory nie miał z kim przegrać ale chyba już ma. Przegra ze sobą.

Inne tematy w dziale Polityka