W czasie swoich krótkich rządów PiS na spółkę z jednymi z najśmieszniejszych cudaków polskiej sceny politycznej w osobach LPR i Samoobrony, wyłożył PO ścieżkę do szeregu zwyciestw puszystymi i wygodnymi dywanami, o które następnie już podczas rządów platformersów partia Kaczyńskiego nie omieszkała skwapliwie dbać, odkurzać i konserwować. Platformie pozostawało tylko z zadartym nosem kroczyć dumnie naprzód. Jednak stety czy niestety nadmiar luksusu degeneruje.
Platforma mogła zrobić wszystko, mogła też nie robić nic, co robiła zresztą znacznie częściej. Dopóki PiS ścielił dywany a PO karmiła gromko ogłaszanymi planami wielkich przedsięwzięć, szybko zagłuszanymi następnymi wielkimi planami trwał mit partii w kompetentny sposób zajmującej się rzeczami istotnymi. I wygrywającej wszystko co można było wygrać. PO czuła się niepokonana a feldmarszałek Tusk ogłaszał, że nie ma już z kim przegrać. I tak pycha rozpieszczoną partię zgubiła. W sytuacji rzeczywistej próby jej miękkie ciało okazało się zbyt słabe by znieść przeciążenia. W sytuacji, w której trzeba było coś rzeczywiście zrobić nagie, przyzwyczajone do miekkich dywanów stopy nie chciały nieść do galopu (chyba, że w Dolomity) a duch rozpieszczony niemożnością przegranej okazał się słaby i pozbawiony determinacji. I tak mit szlag trafił.
Dziś zjazd PO można by powstrzymać tylko przy pomocy jakiegoś radykalnego ruchu. Śmiałej gospodarczej reformy, wymiany połowy rządu, postawienia się Rosji czy czegoś równie gwałtownego. Tusk, jako utalentowany spryciarz to wie. Niestety zdaje sobie również sprawę z tego, że jego partia obrosła już tłuszczem i nie jest zdolna do gwałtownych zwrotów. I ta otyłosć spowoduje jej załamanie pod wpływem pychy, ktorą się w końcu udławi.

Inne tematy w dziale Polityka