Chyba załapałem - grypę, czy covid? Przedstawiam przebieg sytuacji.
Warunki wstępne - mam 73 lata, czyli jestem młodym, dobrze zapowiadającym się emerytem. Żona ma 65 (kończy w grudniu), czyli to już stara baba.
Ja jestem nieszczepiony, żona - dwoma dawkami. Ostatnia w sierpniu.
Pominę mój stosunek do szczepień - chodzi o sytuację wyjściową.
W sobotę przywiózł do nas syn dwie wnuczki. W niedzielę były na spacerze z żoną - piękna pogoda, ciepło. Ja w tym czasie ścinałem drzewo - orzecha. Trudny problem, bo między zabudową; aby nie poczynić szkód trzeba to robić "od góry" - najlepiej z wysięgnika. Niestety, żaden samochód nie jest w stanie tam wjechać. Musiałem to robić z wysokiej drabiny. Kiedy skończyłem - nogi mi drżały - to już nie te lata na cyrk, a jedna z gałęzi uderzyła w drabinę. Dobrze, że przytrzymałem się pnia.
Więcej już nic nie byłem w stanie zrobić. Było LB.
W poniedziałek (1.11) wybraliśmy się na cmentarz. Pogoda też ładna i ciepła. Syn wrócił już z dyżuru i nieco się przespał - oddaliśmy jego dorobek. Starsza z wnuczek - była trochę nieswoja.
Po powrocie do domu syn stwierdził u niej 38,5, a u młodszej stan podgorączkowy. Poinformował też, że w szkole wykryto covid i grypę u jednego z dzieci w klasie starszej córki.
We wtorek wybraliśmy się do Wólki Węglowej - to Zaduszki. Wieczorem poczułem się trochę nieswojo. Zażyłem Ibuprom i wcześnie do łóżka. Żona - żadnych dolegliwości. Ale rano, w środę - ja czułem się w miarę dobrze, a żona stwierdziła, że jest coś nie tak. Jeszcze wyszliśmy na zewnątrz - słońce, 12 st. C. (Trzeba było uprzątnąć gałęzie). Żona wróciła wcześniej - stwierdziła u siebie 38,5.
Nie sprawdzałem u siebie, ale też jakby było ciut gorzej.
Zatem - duża dawka czosnku, napaliłem w kominku, aby było ciepło. Żona stosowała swoje mikstury - sok malinowy i in. Temperatura się jej utrzymywała.
Czwartek cały dzień nie wychodziła - spała i odpoczywała.
Ja dokończyłem łupania dużych kawałków drewna - za 2 lata będą do kominka.
Piątek (trzeci dzień). Poczułem się gorzej i także zdecydowałem się nie wychodzić. Żona zdechnięta cały czas - temperatura od stanu podgorączkowego do 38 - 38,5. Ocenia, że u niej jest to kwestia zatok - ma zablokowane górne drogi oddechowe i katar.
U mnie pojawił się wieczorem stan podgorączkowy i początki "suchego" kaszlu.
Sobota. Żona dalej swoje. Ja mam napady kaszlu trwające po kilka minut z minimalną przerwą. Temperatura rośnie. Boli mnie całe ciało, a już przepona mocno.
Zarządziłem postawienie baniek. Wcześniej - jeszcze zrobiłem mleko z masłem i miodem. Bardzo duża ulga. Kaszel pozostał, ale już nie było takich ostrych odczuć. Żona po poinstruowaniu się w necie postawiła mi bańki. Pierwszy raz w życiu - wcześniej to ja je stawiałem dzieciom. Ponoć naciągnęły na czerwono - to znak, że faktycznie coś jest z płucami. Posmarowała spirytusem bursztynowym. Przespałem się trochę i postawiłem bańki żonie, ale nie było czerwonych przebarwień. Niemniej - na pewno to nie szkodzi.
Oczywiście cały czas używany jest czosnek, ibuprom i duża ilość płynów.
Do wieczora - żona stabilnie, a ja "zjazd po równi" . Koło 20. zdecydowałem się położyć i zauważyłem u siebie zmniejszające się zainteresowanie otoczeniem. Jeszcze świadomość, ale ograniczona. Dalej gwałtowne napady "suchego kaszlu".
(Pewnie w szpitalu konowały by mnie skierowały pod respirator, gdzie by mnie wykończyli w bólach).
Przysnąłem. Po obudzeniu się - stan jeszcze gorszy, ale raz udało mi się coś odkaszleć. Dobry znak. Powiedziałem żonie, że chyba jeszcze nie odjeżdżam.
Położyłem się znowu. Obudziłem przed północą. I było lepiej. Głowa mniej bolała, temperatura w granicach 37, przerwy, nawet 15 - minutowe w napadach kaszlu.
Dziś jest już znacznie lepiej, odkasłuję, temperatura - "podgorączkowa", saturacja - ok. 90 % (ale spada). Jestem bardzo osłabiony. Lepiej mi się poruszać przy poręczy.Śpię co kilka godzin. Dużo piję.
A żona ? Stan stabilny. Jakaś poprawa, ale minimalna.
Podsumowanie:
Nie jestem zagorzałym przeciwnikiem szczepień, ale też nie widzę sensu w szczepieniu, które niewiele daje, a może być zagrożeniem. Do tego trzeba powtarzać szczepienia. Czy twierdzenie, że szczepienie chroni przed ciężkim przebiegiem choroby jest uzasadnione?
Opisałem swoją sytuację, aby Czytelnik mógł sam dokonać oceny.
członek SKPB, instruktor PZN, sternik jachtowy. 3 dzieci - dorośli. "Zaliczyłem" samotnie wycieczkę przez Kazachstan, Kirgizję, Chiny (prowincje Sinkiang, Tybet _ Kailash Kora, Quinghai, Gansu). Ostatnio, czyli od kilkudziesięciu już lat, zajmuję się porównaniami systemów filozoficznych kształtujących cywilizacje. Bazą jest myśl Konecznego, ale znacznie odbiegam od tamtych zasad. Tej tematyce, ale z naciskiem na podstawy rzeczypospolitej tworzę portal www.poczetRP.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości