Od dosyć dawna intryguje mnie to pytanie: czy Kiszczak i Jaruzelski to rzeczywiście zbrodniarze mający krew na rękach, czy też przywódcy, którzy pragmatycznie, wbrew niesprzyjającym okolicznościom, próbowali dokonać pozytywnej transformacji państwa?
To, że transformacja była konieczna i nieunikniona - chyba obecnie nie jest już kwestią dyskusyjną. Problem jaki trzeba rozważyć, to sposób, szybkość i konsekwencja jej przeprowadzenia.
Warto zauważyć, że przemiany w Polsce nie zaczęły się od Okrągłego Stołu, ale przełomem w tej dziedzinie była tzw. Ustawa Wilczka. Dalej - już po zmianach - Sejm Kontraktowy w ekspresowym trybie uchwalił szereg ustaw, które zmieniły sposób działania gospodarki i innych instytucji życia publicznego, co rozpoczęło proces demokratyzaji państwa.
Czy te zmiany byłyby możliwe bez często nacisku wspomnianych osób? Trudno sobie to wyobrazić, że można nawet tak myśleć; jest oczywistym, że w wielu przypadkach byli oni ich inspiratorami.
Tymczasem po dojściu "Solidarności" do władzy, wraz z odsunięciem wspomnianych z kręgu decyzyjnego, rozpoczął się proces hamowania zmian, a tzw. Reforma Balcerowicza to przecież totalna porażka społeczna.
Nie mam zamiaru wchodzić w szczegóły. Są porównania, które mają jednoznaczną wymowę: dzietność. Rok 1983 i 1984 to około 600 000 urodzeń, a przecież ludzie decydują się na dzieci przy stabilnych warunkach pozwalających na wychowanie potomstwa. To przekonanie o dobrych perspektywach rozwojowych.
Tymczasem teraz, po 25 latach "dobrobytu" mamy poniżej 400 000 urodzeń. Parę milionów ludzi wyemigrowało, a i tak mamy postępujący krąg ludzi wykluczonych. Ci emigranci, często z wyższym wykształceniem, zajmują poślednie miejsca na tamtejszej drabinie społecznej. Bez szans na wyraźny awans, chociaż standard życia mają wyższy niż w Polsce.
Owszem. Należy zauważyć bardziej kolorowe budownictwo, autostrady itd. Ale też trzeba wspomnieć, że znaczna część przemysłu jest w obcych rękach i dywidendy zasilają obce budżety. Mało - kraj jest potwornie zadłużony.
Zasadnym zatem jest postawione w tytule pytanie.
Drugim, że może bez Wałęsy i Solidarności - tylko na bazie "Ustawy Wilczka" osiągnęlibyśmy znacznie więcej i mniejszym kosztem?
Kto więc zasługuje na nazwanie go patriotą: Wałęsa, czy Jaruzelski?
członek SKPB, instruktor PZN, sternik jachtowy. 3 dzieci - dorośli. "Zaliczyłem" samotnie wycieczkę przez Kazachstan, Kirgizję, Chiny (prowincje Sinkiang, Tybet _ Kailash Kora, Quinghai, Gansu). Ostatnio, czyli od kilkudziesięciu już lat, zajmuję się porównaniami systemów filozoficznych kształtujących cywilizacje. Bazą jest myśl Konecznego, ale znacznie odbiegam od tamtych zasad. Tej tematyce, ale z naciskiem na podstawy rzeczypospolitej tworzę portal www.poczetRP.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka