Nie podoba mi się rozdmuchiwanie sprawy związanej ze śmiercią Adamowicza.
Żal mi go jako człowieka, żal też rodziny i traumy związanej z sytuacją.
Jednak nadawanie tej, jednak przypadkowej śmierci z ręki frustrata (no, chyba, że za tym stoją służby - wtedy nerwowe poczynania władz miałyby uzasadnienie), znaczenia politycznego i do tego tworzenie aureoli świętości wobec tej postaci - jest co najmniej niestosowne i budzące poczucie niesmaku.
Nie ma sensu pisać o tym, gdy nie miał jeszcze miejsca pogrzeb. Nawet nie wypada.
Ale, jeśli z Adamowicza robi się tak świetlaną postać, to trzeba sobie też zdać sprawę, że rzutuje to na pamięć o śp.Lechu Kaczyńskim; czy faktycznie zasługi śp. Prezydenta Polski nie zostały wyolbrzymione?
Wszystkim zainteresowanym tematem należy dać to pod uwagę. Bo świadomość społeczna nie ma cech dowolnego kształtowania i ,w zwłaszcza polskich warunkach, potrafi zmienić kierunek.
Drugi element, który należy rozpatrzeć, to kwestia podejścia do bezpieczeństwa publicznego.
W Polsce nie ma tradycji mordów politycznych (poza okresem powojennym), a te które miały miejsce w całej naszej historii - można policzyć na palcach.
Także zamachy o charakterze terrorystycznym nie są polską specjalnością. Zdarzenia albo są losowe, albo można mówić o działaniach służb (bo jak np. tłumaczyć spalenie się mostu w Warszawie).
Medialna nagonka o rzekomym zagrożeniu i poczynania związane z ochroną, wobec niewielkiego faktycznego zagrożenia, stworzyły atmosferę pewnego rodzaju zabawy publicznej w poszukiwanie terrorystów, których nie było. Efektem jest, że procedury bezpieczeństwa były nie do końca przestrzegane, a przypadek frustrata wyraźnie je naruszył. Zwłaszcza, że te procedury nie były dla frustratów tworzone, a dla "profesjonalnych" terrorystów. Stąd luka w działaniach ochroniarskich.
Dlatego można mówić, że winę za powstałą sytuację ponoszą "elity", gdyż to one stworzyły całokształt sytuacji umożliwiających zaistnienie takiego zdarzenia.
Wniosek stąd, że "burza medialna" związana z tym aktem wynika ze świadomości winy i stąd próba odrzucenia "gorącego kartofla".
Moim zdaniem, sytuacja jest niekorzystna dla całego obozu władzy i dalsze jej rozdmuchiwanie może tylko pogłębić podziały w postrzeganiu "elit" - zwłaszcza tych medialnych, ale i decydenckich - i prowadzić do społecznych frustracji.
Byłoby więc celowe, w interesie wszystkich, aby stonować wypowiedzi i nie "podbijać bębenka" społecznych nastrojów. Nadać zdarzeniu właściwy wymiar.