brat Damian brat Damian
273
BLOG

Chore i brudne polskie dzieci

brat Damian brat Damian Społeczeństwo Obserwuj notkę 13
Minister Nowacka walczy z ciemnogrodem

Moja babcia po wojnie została dyrektorką szkoły w kieleckiej wsi Wola Żydowska (jak na ironię żydów tam nie było). W tamtych czasach nauczycielka musiała robić wszystko i znać się na wszystkim. Ogromnym problemem były różne pasożyty, które zjadały wiejskie dzieci. W szkole stała beczka z maścią siarkową. Babcia regularnie z innymi nauczycielkami rozebrane do goła dzieci smarowała tą maścią przy pomocy pędzla do malowania ścian. W ten sposób walczyła ze świerzbem. Dzieci miały straszne gnidy, więc babcia strzygła chłopców na łysą pałę, ale dziewczynki się nie dawały. Chodziły zawszone, a nawet z kołtunami (dla młodszego pokolenia: kołtun - sklejony łojem i wydzieliną wysiękową np. z powodu wszawicy pęk włosów na głowie). Było też szereg innych problemów. Np. kobiety musiały pracować w polu lub przy bydle. Żeby dziecko w kołysce nie płakało kładły mu do ust szmatkę namoczoną w wódce lub wywarze z maku. Niemowlęta spały jak zabite, tylko problem, że niektóre potem miały problem ze skończeniem sześcioklasowej szkoły podstawowej i mogły później najwyżej paść gęsi lub krowy. Po wojnie czasy były ciężkie, bieda i ciemnota straszna. System edukacji niósł w naród kaganek oświaty.

Dzisiaj dzieci myją ząbki rano i wieczorem najlepszą pastą z fluorem, szczoteczka czasami jest nawet elektryczna. Niech no ich tylko coś zaboli lub zaswędzi to zaraz mama przeciągnie ich przez wszystkich możliwych specjalistów w przychodni lub Luxmedzie. Co to świerzb, pchła, wsza, pluskwa czy owsiki to już mało kto wie, a jeszcze mniej to na sobie wypróbowało. Tymczasem nasza Minister oświaty robi wrażenie jakby czas się zatrzymał, a ona była ministrem przy Bierucie.

Przypomina mi to moją nauczycielkę w liceum od „Wychowania do życia w rodzinie socjalistycznej”. Twierdziła, że jest najlepszą specjalistką w regionie i bredziła nam o żeńskich klasztorach, gdzie pod podłogę zakonnice zakopywały spłodzone przez siebie i zamordowane niemowlęta, ale nie mogła wytłumaczyć, dlaczego zakonnice nie robiły aborcji i jak mogły ukryć przed dobrymi parafianami swoje brzuchy z bachorami w środku. Puszczała nam film edukacyjny z lat 50, gdzie wiejska dziewczyna na środku izby przepisowo podmywała się w żelaznej miednicy (moja szkoła była w centrum miasta, większość dziewcząt z rodzin lekarskich i metalowej miednicy na oczy często nie widziały), naciągała prezerwatywę na koniec kija od szczotki i próbowała odpowiedzieć na nasze pytania: „Jaki jest wpływ szerokości geograficznej na rozwój płciowy ślimaka winniczka” lub „Wpływ tłoku w komunikacji miejskiej na wzrost ilości zboczeń w społeczeństwie”. W szarzyźnie i nudzie prlowskiej szkoły to był moment uciechy i haust świeżego powietrza. Takie to były seksedukatorki za komuny. A naszej współczesnej Pani Minister to się chyba tęskni za tymi czasami, kiedy władza lepiej wiedziała co dzieciom służy, a co nie służy.

I rzeczywiście sposób działania Minister podobny jest do tamtych bierutowskich ministrów. Po pierwsze należy walczyć z ciemnymi rodzicami, co to pojęcia nie mają o higienie, zdrowiu i dobrym odżywaniu. Zresztą tę opinie podziela większość polskich mediów i wiele autorytetów. Rodzice są przeciw edukacji zdrowotnej, bo są ciemni i zabobonni. Nie chcą żeby dzieci się myły albo obcinały kołtuny (kiedyś wierzono, że obcięcie kołtuna spowoduje chorobę psychiczną). Pani Minister walczy jak lwica o dobro polskich dzieci, a walczy o to z ich rodzicami. Rodzicom jak wiadomo nie zależy na dobru swoich dzieci, a już szczególnie na tym, żeby były zdrowe i czyste. Oczywiście rodzice są ogłupieni przez perfidny kler, co to mydła nie używa tylko wody święconej. A może po prostu jak to było w Związku Sowieckim odebrać prawa rodzicielskie tym rodzicom, którzy sprzeciwiają się postępowi i oświacie socjalistycznej? Jeśli rodzice szkodzą dzieciom, to trzeba dzieci ratować.

Trochę to przypomina historię szkoły we Wrześni w 1901 roku, kiedy to pruski nauczyciel chciał, aby na lekcji religii dzieci modliły się po niemiecku, czyli w języku bardziej postępowym i cywilizowanym niż polski. Dzieci nie chciały, więc dostały rózgi, a rodziców nawet na 2 lata więzienia posłano. Nic to nie dało, bo dzieci dalej modliły się po polsku, choć sam cesarz Wilhelm na to pomstował. Teraz znowu media krzyczą o strajku szkolnym, że rodzice zabraniają dzieciom chodzić na edukację zdrowotną, jak wtedy na religię po niemiecku. Dobrze by było, aby Pani Minister (przepraszam: Ministra!) sobie trochę o tej Wrześni i walce pruskich nauczycieli o postęp poczytała: historia nauczycielką życia. A może by tak kilku najbardziej pyskatych rodziców zamknąć na kilka dni do aresztu, aby się zamknęli i przestali gasić kaganek oświaty, który z takim wysiłkiem Pani Minister niesie w ciemny, polski lud?

W ogóle to ta wojna Pani Minister z rodzicami i dziećmi to sprawa bardzo ciekawa. No bo Pani Minister jest opłacana z podatków tychże rodziców i za te pieniądze, które jej płacą ona z nimi walczy. Co ciekawsze Pani Minister nie ma nawet żadnej chęci do wysłuchania swoich pracodawców, czyli tych, którzy płacą podatki na jej pensję, co oni myślę na temat jej wspaniałych idei edukowania ich dzieci.

Pani Minister, media i autorytety jak mogą zapewniają, że chodzi im wyłącznie o dobro polskich dzieci, aby nie miały kołtunów i miały czyste, zdrowe ząbki. A więc jeśli rzeczywiście o to chodzi, to ja bym poradził Pani Minister po prostu wyrzucić te kilka linijek podstawy programowej, które tak rozdrażniły wielu polskich rodziców. Dla dobra polskich dzieci po prostu zrezygnować z kilku idei, tematów lekcji. Myślę, że wtedy ten program byłby do przyjęcia. A jeśli by byli rodzice, którzy strasznie chcą, aby ich dzieci były instruowane w kwestii antykoncepcji lub zalet bycia LGBT, to myślę, że ministerstwo może dla tych dzieci zorganizować po lekcjach kółka samokształceniowe w tej tematyce. Czyli po prostu – trochę podretuszować projekt i zyskać zgodę rodziców. I tu zaczynają się schody, ponieważ wygląda na to, że Pani Minister z tajemniczych powodów  tych kilka linijek podstawy programowej chce bronić jak okopów Świętej Trójcy. Robi się wrażenie, że właśnie te, wydawałoby się mało znaczące kwestie, są najważniejsze dla ministerstwa. Jak mówią: poszło na noże i ani kroku w tył! Rodzice masowo składają wnioski, aby ich dzieci nie uczestniczyły zajęciach edukacji zdrowotnej, czyli dzieci będą miały wszy i spróchniałe zęby, a Pani Minister broni tych kilku passusów jak Kordecki Jasnej Góry, zapominając, że w końcu chodzi o sprawę tak ważną jak zdrowie i czyste ręce polskich dzieci. Dlaczego?

Pani Minister wali chyba głupa czy też uważa nas za głupów. Otóż wychodzi na to, że w całym tym projekcie najważniejsze są właśnie te małe punkciki. Frontalnie, tak jak w Europie Zachodniej, nie da się polskich dzieci zapędzić w szeregi nowoczesności i seksualnej wolności, ponieważ Polacy nie są w stanie jak barany zgodzić się na lekcje masturbacji dla przedszkolaków, jak na to się zgodzili Niemcy i Francuzi zaatakowani przez wytyczne Światowej Organizacji Zdrowia dotyczące edukacji seksualnej i przyjęte przez urzędników UE do implantacji w Europie. Więc trzeba tę nowoczesność i postęp wprowadzać małymi kroczkami. Bolszewicy nazywali to taktyką salami, czyli dozować postęp małymi plasterkami: dziś jeden punkt podstawy programowej, jutro drugi, potem trzeci i tak po cichutku, kroczek za kroczkiem, żeby nie spłoszyć króliczka, można będzie w ciągu kilku lat osiągnąć szczyty postępu w dziedzinie seksualności, w czym jak wiadomo Polacy ciągle są daleko od europejskiego peletonu. Dokładnie tak samo postąpiono w sprawie religii w szkole: najpierw żeby nie było oceny na świadectwie, potem jedna godzina na tydzień, potem jako ostatnia lub pierwsza w planie dnia. Przy czym różne neobolszewicko-lewackie bojówki, hojnie często wspierane finansowo z zagranicy (Trump prawda to ukrócił), nawet się specjalnie z tym nie kryły, że celem tych działań jest wyrzucenie religii ze szkoły, a nawet zakaz spowiedzi dla dzieci.

Ciężko teraz współczesnym bolszewikom walczyć z zacofaniem i przesądami. Inaczej było zaraz po rewolucji w Rosji. W niektórych rejonach sowietów postanowiono rewolucyjnym dekretem znieść instytucje małżeństwa i rodziny jako wyraz opresyjnego, patriarchalnego społeczeństwa będącego częścią systemu ucisku klasowego. Popatrzmy na ten agitacyjny plakat z okresu rewolucji bolszewickiej: „Kwestia życia seksualnego”, „Każda komsomołka powinna się na to zgodzić, jeśli nie to jest drobnomieszczanką”, „Każdy komsomolec może i powinien zaspokajać swoje potrzeby seksualne”. To była edukacja zdrowotna! Prosto i bezkompromisowo, bez oglądania się na jakieś chrześcijańskie zabobony! To nasz cel, o to walczymy! Zwróćmy uwagę jak bardzo w tej koncepcji są uwzględnione prawa i potrzeby seksualne kobiet. O to z takim trudem walczy posłanka Żukowska, jak sama pisze: „Fantazje seksualne są dla kobiet, pornografia jest dla kobiet, masturbacja jest dla kobiet, seks bez miłości też jest dla kobiet”. Jak widać w przypadku rosyjskich komsomołek, to już 100 lat temu miały zapewniony seks bez miłości!

Przypatrzmy się jeszcze na koniec krótko kondycji polskich dzieci. Otóż kołtunów, brudnych zębów i niedojedzenia wśród nich na lekarstwo, za to mamy powszechną depresję i inne zaburzenia psychiczne, problemy z wszelkiego rodzaju uzależnieniami, problemy w nawiązywaniu relacji, deficyt miłości, próby samobójcze, problemy z identyfikacją seksualną itp. Zastanawiające jest to, że te negatywne tendencje dotyczące zdrowia psychicznego młodzieży są wprost proporcjonalne do tego jak w ostatnich dziesięcioleciach zmniejszał się wpływ chrześcijaństwa i KK na ludzi młodych. Bynajmniej nie są tutaj winni wyłącznie lewicowi bojówkarze, lecz także sam Kościół, który stracił wspólny język z nowym pokoleniem. Ale czy pustkę duchową i aksjologiczną powstałą u młodzieży zdołają zapełnić takie osoby jak Minister Nowacka lub Posłanka Żukowska? Czy można leczyć chorobę zarazkami, które ją wywołują?

I tutaj mi się przypomina opowieść mojego starszego współbrata z Francji, Ojca Aleksieja. Opowiadał mi jak to na początku lat 70tych przyszli do niego przerażeni znajomi prosząc o ratowanie ich córki. Od pewnego czasu jej destrukcyjne zachowanie budziło ich coraz większy niepokój. Poszli najpierw do psychologa. Pan doktor przeprowadził indywidualną rozmowę z dziewczyną, po czym oświadczył rodzicom, że według niego potrzebuje ona … trochę seksu i wszystko wróci do normy. Zszokowani rodzice odpowiedzieli psychologowi, że oni właśnie dlatego do niego przyszli, że ich nastoletnia córka – przepraszam za wyrażenie – bzyka się z każdym, gdziekolwiek i kiedykolwiek. Cała ta batalia o zdrowie seksualne polskich dzieci jest jak zwykle typowo polsko-zaściankowym małpowaniem Zachodu, gdzie walec rewolucji seksualnej przeszedł już kilkadziesiąt lat temu. Czy i tym razem nie nauczymy się niczego z błędów popełnionych przez innych?


brat Damian
O mnie brat Damian

br. Damian TJ. Urodzony 1968 Lublin, uczęszczał do liceum Zamoyskiego. Należał do związanego z „Solidarnością” Niezależnego Ruchu Harcerskiego, potem do podziemnego Stowarzyszenia Harcerstwa Katolickiego „Zawisza”. W 1987 wstąpił do nowicjatu Towarzystwa Jezusowego w Gdyni. Zakończył filozofię w Krakowie na Wydziale Filozoficznym TJ (specjalizacja „kultura, estetyka, mass-media, kino”). Praca dyplomowa u bp. Jana Chrapka. Od 1991 pracował w TVP, jako dziennikarz i producent. Przechodzi szkolenie telewizyjne w Kuangchi Program Service – Tajwan. W 1996 wyjechał na Syberię, gdzie organizuje Studio Telewizyjne „Kana” w Nowosybirsku. Korespondent TVP i Radia Watykańskiego. Pomaga w szkolenia dziennikarzy z Europy Wschodniej w „European Center for Communication and Culture” w Falenicy. W 1999 rozpoczyna studia podyplomowe w szkole filmowej w Moskwie. W tym samym roku składa śluby wieczyste. Studia kończy w 2004 filmem dyplomowym „Wybacz mi Siergiej”, który uzyskał liczne nagrody na międzynarodowych festiwalach http://www.forgivemesergei.com. Wyjeżdża do Kirgizji - praca charytatywna Kościoła Katolickiego (więzienia, domy inwalidów) i prowadzi Klub Filmowy przy Ambasadzie Watykanu w Biszkeku. W 2006 wyjeżdża na południe Kirgizji, pomaga przy zakładaniu nowych parafii w Dżalalabadzie i Oszu www.kyrgyzstan-sj.org . Buduje i kieruje Domem Rekolekcyjnym nad jeziorem Issyk Kul, gdzie co roku przebywa ponad 1000 dzieci (sieroty, inwalidzi, dzieci z ubogich rodzin, dzieci i młodzież katolicka, studenci muzułmańscy) www.issykcenter.kg . Zakłada Fundacje Charytatywną “Meerim Bulak – Źródło Miłosierdzia” i społeczną „Meerim nuru”. Kapelan więzienia - w tym zajęcia w grupie AA. 2012 w Pawłodarze (Kazachstan). 2012-13 w Domu rekolekcyjnym w Gdyni i w portalu Deon w Krakowie. 2013-14 w Moskwie – odpowiada za sprawy finansowe, prawne, organizacyjne i budowlane Instytutu Teologicznego św. Tomasza. Od 2014 pracuje w Radiu Watykańskim w Rzymie. Od IV 2016 pracuje w TVP przy przygotowaniu transmisji z ŚDM. Współpracował z różnymi stacjami telewizyjnymi i redakcjami jako reżyser i dziennikarz. Pisze artykuły między innymi do „Poznaj Świat”, „Góry”, „Gość niedzielny”, Alateia i „Opoka”. 2017-2023 ekonom Apostolskiej Administratury w Kirgistanie, dyrektor kurii, ekonom jezuitów w Kirgistanie, ekonom Fundacji "Meerim Nuru" i Centrum Dziecięcego nad j. Issyk-kul, budowniczy katedry. Obecnie pracuje w Kolegium jezuitów w Gdyni i pomaga Ignacjańskim Centrum Formacji Duchowej.  Przewodnik wysokogórski: organizował wyprawy w Ałtaj, Sajany, Tuwę, Chakasję, na Bajkał, Zabajkale, Jakucję, Kamczatkę, Ałaj, Pamir i Tienszan, Półwysep Kolski. www.tienszan.jezuici.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (13)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo