Grexit i bałagan z afrykańskimi emigrantami pokazuje po raz kolejny nieudolność UE. Greccy politycy mają świadomość, że eurobiurokracja boi się jak ognia tego, aby ktoś opuścił strefę Euro. Byłby to bowiem wyraźny znak, że król jest nagi, czyli że UE jest w kryzysie. Grecy grają vabank przekonani, że dostaną swoją kasę, ponieważ Bruksela, a szczególnie Niemcy zapłacą każdą cenę, aby tylko utrzymać dotychczasowe struktury. Nie znam się zbyt dobrze na meandrach europejskiej ekonomii, ale ponieważ kanclerz Merkel broni Euro i UE jak Kordecki Jasnej Góry, więc wyciągam wniosek, że w tym biznesie to właśnie Niemcy wyciągają najwięcej zysków. Oczywiście w tle kryje się dziwaczny układ, w którym nie ma jednego systemu ekonomicznego-finansowego, a za to mamy jedną walutę. Dopóki była prosperita ten zwariowany system jakoś funkcjonował, kiedy przyszło 7 krów chudych, fundamenty zaczęły pękać. Czy jednak Angela rzeczywiście jest taką sknerę i żałuje grekom tych parę miliardów? W końcu Niemcy spędzają swoje urlopy w Helladzie, więc nie byłaby to zupełnie stracona inwestycja. Codziennie idąc do pracy przez Via della Conciliazione spotykam zawodowych żebraków – cyganów z Bośni lub Rumunii. Wystarczy, że raz dasz im jednego eurocenta i już więcej nie będziesz mógł przejść tamtędy, żeby im nie zapłacić. Niemcy mimo silnego prania mózgów w duchu politycznej poprawności zachowali widać jednak ostatki zdrowego rozsądku. Jeśli dać raz teraz, to trzeba się od razy szykować, że kolejka petentów w przyszłości się tylko powiększy. Byłby to typowy przykład niepedagogicznego zachowania: dać temu, komu nie wyszło, a płaci ten komu wyszło, czyli nagradzanie nieudaczników. Wychodzi na to, że nie dać grosza – Grexit to kryzys UE, dać grosza - to podkopywać ostatnie fundamenty racjonalności i prosta droga do kompromitacji Brukseli i … kryzysu UE. Nie kijem go, to pałką.
Wypowiedziano wiele pięknych słów o europejskiej solidarności w sprawie migrantów z Afryki, a kiedy przyszło co do czego, to koczują oni na włoskich dworcach i granicach. I chciałoby się być politycznie poprawnym, i jest strach przed własnymi wyborcami. Biurokraci leją słowa jak rzeki, a problem nierozwiązany. Czyżby Francuzom robiło taką wielką różnicę przyjąć jeszcze kilka tysięcy muzułmanów i murzynów? Oczywiście, że nie, tylko jeśli ci Afrykańczycy dostaną się do Francji i Niemiec to zadzwonią do swoich do domu i powiedzą, że jest super: Przyjeżdżajcie. Następne miliony siądą do barek dżihadystów, którzy zarobią nie małą kasę, a główną robotę wykonają europejskie okręty wojenne. Będzie to podsypywanie prochu do europejskiej kulturowo-etnicznej beczki, która i tak grozi wybuchem. Czyli z jednej strony kryzys wartości UE (tolerancyjno-poprawonościowych: kochamy wszystkich i wszyscy mogą robić wszystko), a z drugiej strony realny problem przyjęcia migrantów i reakcji wyborców na taki stan rzeczy. I znowu, co by nie zrobił, będzie źle.
Lekarstwem na to wszystko ma być jakoby jeszcze większa integracja, o której znowu się zaczęło przebąkiwać. Coś mi się wydaje jednak, że to lekarstwo może dobić pacjenta, czyli okaże się być gorszym od choroby. Poza tym jak je stosować jeśli oczekujemy referendum Brexit? Przecież dalsze integrowanie będzie wodą na młyn brytyjskich eurosceptyków, czyli doprowadzi do … kryzysu UE.
Najgłębszą przyczyną tego kryzysu jest odejście od tego co katolicka nauka społeczna nazywa „zasadą pomocniczości”. Otóż Kościół głosi, że instytucje państwowe powinny na tyle ingerować w życie społeczeństwa, na ile jest to konieczne i nie więcej. Państwo nie powinno uzurpować sobie prawa wkraczania w życie różnorakich społeczności, w tym lokalnych, jeśli one samą mogą zabezpieczyć swoje funkcjonowanie. Jest to pewien minimalizm w rozumieniu roli państwa, w stosunku do maksymalizmu głoszonego przez doktrynę socjalistyczną. Katolicka nauka społeczna bazując na Biblii i całym dorobku teologicznym zakłada, że człowiek jest istotą rozumną (choć słabą i grzeszną), zdolną do kierowania swoim losem i losem swoich najbliższych. Tak więc ojcu i matce państwo nie musi się wtrącać w wychowywanie dzieci i zabezpieczeniu swojej przyszłości na starość, sołtysowi i radzie sołeckiej państwo nie powinno się wtrącać w kopanie rowów dla wodociągu, wójtowi i samorządowi gminnemu nie trzeba przeszkadzać w decydowaniu gdzie ma być asfalt, a gdzie nie. I tak dalej. Dokładnie na odwrót myślą socjaliści. Uważają oni, że człowiek jest stworzeniem niedojrzałym i głupim. Nie można mu więc pozostawić troski o niego samego, najbliższych, wioskę, gminę itp. Państwo poprzez swoich światłych urzędników musi zatroszczyć się o wszystko.
Założyciele Europejskiej Wspólnota Węgla i Stali, porządni katolicy Konrad Adenauer, Robert Schuman i Alcide De Gasperi (dwaj ostatni kandydaci na ołtarze) poprzez bardzo konkretne umowy dotyczące gospodarki pragnęli zapewnić pokojowy rozwój Europy i jako tacy kierowali się w swojej działalności nauczaniem Kościoła, w tym „zasadą pomocniczości”. Niestety z biegiem czasu i rozwojem integracji europejskiej stery przejęli różni lewacy i socjaliści. Zaczęli oni śnić o Stanach Zjednoczonych Europy, choć chyba bliżej im było ze swoimi ideami do Związku Radzieckiego Europy: z panującą tam biurokracją, centralizacja, omnipotencją państwa i ideologiczną indoktrynacją. Europejscy biurokraci uchwycili przyczółki, i dalej konsekwentnie dążyli i dążą, do totalnej kontroli oraz regulacji wszystkiego. Stąd też mamy i krzywiznę banana, i ustawy antyprzemocowe. Teraz już nie chodzi o to, żeby ubezwłasnowolnić poszczególnego człowieka czy jakąś społeczność, lecz chodzi o pozbawienie władzy nad samymi sobą całych narodów i państw. Chodzi też o „kolonizację ideologiczną” (uczmy przedszkolaki jak się masturbować zgodnie z zaleceniami UE) , o której w ostatnim czasie tak wiele mówi Papież Franciszek.
Przykład Węgier, które w ostatnich latach postanowiły powiedzieć nie eurototalitaryzmowi, i zajadła nienawiść eurobiurokratów do Orbána dają wiele do myślenia. Węgry choć państwo niezbyt duże udowodniły jednak, że można się rządzić samodzielnie i samodzielnie osiągać dobrobyt. To chyba najbardziej denerwuje Brukselę i Sztrasburg. Odwrotny przykład Grecji pokazuje do czego prowadzi „europejska integracja” nawet jeśli może one szastać na lewo i na prawo prezentami. Żałosne są te straszaki, co to się stanie jeśli Unia się rozpadnie. Słońca nam przestanie świecić i woda w rzekach płynąć nie będzie! W rzeczywistości nie było nas i był las, nie będzie nas i będzie las. ZSRR się rozpadło, może i UE. Czym wcześniej, tym lepiej. Przy czym należy pamiętać o tym, żeby nam nie wmówiono, że UE to Europa. Bynajmniej nie, Europa to coś wiele więcej niż UE, która trwa ledwie 22 lata. Zamiast panikować i straszyć ciemny lud, już teraz należy się zastanawiać co robić z Unią lub z tym co pojawi się na jej miejscu. W tym myśleniu warto zastosować katolicką zasadę pomocniczości.
Na ten temat polecam mój stary felieton
br. Damian TJ. Urodzony 1968 Lublin, uczęszczał do liceum Zamoyskiego. Należał do związanego z „Solidarnością” Niezależnego Ruchu Harcerskiego, potem do podziemnego Stowarzyszenia Harcerstwa Katolickiego „Zawisza”. W 1987 wstąpił do nowicjatu Towarzystwa Jezusowego w Gdyni. Zakończył filozofię w Krakowie na Wydziale Filozoficznym TJ (specjalizacja „kultura, estetyka, mass-media, kino”). Praca dyplomowa u bp. Jana Chrapka. Od 1991 pracował w TVP, jako dziennikarz i producent. Przechodzi szkolenie telewizyjne w Kuangchi Program Service – Tajwan. W 1996 wyjechał na Syberię, gdzie organizuje Studio Telewizyjne „Kana” w Nowosybirsku. Korespondent TVP i Radia Watykańskiego. Pomaga w szkolenia dziennikarzy z Europy Wschodniej w „European Center for Communication and Culture” w Falenicy. W 1999 rozpoczyna studia podyplomowe w szkole filmowej w Moskwie. W tym samym roku składa śluby wieczyste. Studia kończy w 2004 filmem dyplomowym „Wybacz mi Siergiej”, który uzyskał liczne nagrody na międzynarodowych festiwalach http://www.forgivemesergei.com. Wyjeżdża do Kirgizji - praca charytatywna Kościoła Katolickiego (więzienia, domy inwalidów) i prowadzi Klub Filmowy przy Ambasadzie Watykanu w Biszkeku. W 2006 wyjeżdża na południe Kirgizji, pomaga przy zakładaniu nowych parafii w Dżalalabadzie i Oszu www.kyrgyzstan-sj.org . Buduje i kieruje Domem Rekolekcyjnym nad jeziorem Issyk Kul, gdzie co roku przebywa ponad 1000 dzieci (sieroty, inwalidzi, dzieci z ubogich rodzin, dzieci i młodzież katolicka, studenci muzułmańscy) www.issykcenter.kg . Zakłada Fundacje Charytatywną “Meerim Bulak – Źródło Miłosierdzia” i społeczną „Meerim nuru”. Kapelan więzienia - w tym zajęcia w grupie AA. 2012 w Pawłodarze (Kazachstan). 2012-13 w Domu rekolekcyjnym w Gdyni i w portalu Deon w Krakowie. 2013-14 w Moskwie – odpowiada za sprawy finansowe, prawne, organizacyjne i budowlane Instytutu Teologicznego św. Tomasza. Od 2014 pracuje w Radiu Watykańskim w Rzymie. Od IV 2016 pracuje w TVP przy przygotowaniu transmisji z ŚDM. Współpracował z różnymi stacjami telewizyjnymi i redakcjami jako reżyser i dziennikarz. Pisze artykuły między innymi do „Poznaj Świat”, „Góry”, „Gość niedzielny”, Alateia i „Opoka”. 2017-2023 ekonom Apostolskiej Administratury w Kirgistanie, dyrektor kurii, ekonom jezuitów w Kirgistanie, ekonom Fundacji "Meerim Nuru" i Centrum Dziecięcego nad j. Issyk-kul, budowniczy katedry. Obecnie pracuje w Kolegium jezuitów w Gdyni i pomaga Ignacjańskim Centrum Formacji Duchowej. Przewodnik wysokogórski: organizował wyprawy w Ałtaj, Sajany, Tuwę, Chakasję, na Bajkał, Zabajkale, Jakucję, Kamczatkę, Ałaj, Pamir i Tienszan, Półwysep Kolski. www.tienszan.jezuici.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka