Wielu komentatorów wskazuje na niebywała poprawę jakości polskiej polityki zagranicznej po przejęciu władzy przez Platformę. Można było się tego spodziewać ,zważywszy oczywista niechęć większości mediów do poprzedniej ekipy ,ale czy rzeczywiście tak jest? Czy to takie oczywiste ,że Radosław Sikorski jest zwyczajnie lepszym dyplomatą od Anny Fotygi?Cóż ,pewnie rożnie to wygląda odnoście naszych stosunków wobec poszczególnych podmiotów : Unii Europejskiej ,Rosji ,USA. Tutaj jednak chciałbym się skupić na polityce rządu Tuska wobec tego ostatniego kraju.
Jarosław Kaczyński zrezygnował z prób poprawy stosunków z Rosją ,nie widząc równoczesnej woli po stronie Kremla. Problemy ,które "zaserwował" nam za karę Putin (embargo na polskie mięso) ,próbował załatwić za pośrednictwem Unii .Z reszta całkiem słusznie-przyznała to nawet opozycja(która notabene bardzo bezmyślnie krytykowała polski rząd na arenie międzynarodowej w sprawach polityki międzynarodowej). Dla ekipy PiSu w takowych warunkach było czymś oczywistym zaangażowanie w budowę strategicznego sojuszu z USA. Decyzje wydłużenia pobytu polskich wojsk w Iraku oraz pośrednio uczestnictwo w afgańskiej misji NATO miały stanowić jasny sygnał w tym aspekcie. Potwierdzeniem była tez krótka tegoroczna wizyta prezydenta Busha w Polsce ,podczas której Lech Kaczyński wyraził wstępną wolę uczestnictwa Polski w amerykańskiej koncepcji tarczy antyrakietowej. Szczegóły miał załatwić nasz rząd.
Tymczasem w Polsce doszło do przedterminowych wyborów ,z których zwycięsko wyszła opozycyjna Platforma ,która jeszcze w przedwyborczej kampanii zapowiadała daleko idące zmiany także w zakresie polityki zagranicznej. Zmiany nastąpiły. Pierwszym "pstryczkiem" w nos Amerykanów była decyzja o wycofaniu naszych żołnierzy z Iraku. Dziś ociągamy się z naszym wyborem w sprawie tarczy antyrakietowej ,żądając w zamian konkretnych gratyfikacji ,w sytuacji gdy rząd czeski przyjmuje propozycje Busha bez dalszych uwag. Tusk pojechał nawet do Pragi "obgadać" sprawę z premierem Topolankiem-ale znów się nie udało uzgodnić wspólnego stanowiska w tej strategicznej dla naszych krajów sprawie. Już słychać pomruki niezadowolenia płynące z Waszyngtonu ,niektórzy nawet snują wywody o najgorszych stosunkach polsko-amerykańskich od 1989r.
Wydaje się ,że coś jest na rzeczy. Dotychczas właściwie wszystkie polskie rządy po obaleniu komunizmu były bardzo proamerykańskie. Przywódcy "Solidarności" (myślę tu o Wałęsie ,niektórych działaczach późniejszych AWSu i Unii Wolności)-musieli nijako tacy być-przecież tak często wskazywali jeszcze za PRLu na USA jako naszego głównego orędownika w walce z systemem socjalistycznym. Ale także SLDowscy politycy-na których ciążyło brzemię starego systemu- byli zafascynowani przyjaznymi gestami ze strony Białego Domu. Wszyscy pamiętamy jak A. Kwaśniewski znakomicie odnajdywał się na amerykańskich salonach ,jak lubił być poklepywany po placach przez Clintona czy Busha. Natomiast dziś mamy odejście od tej praktyki. Szef MSZ Radek Sikorski chce twardo negocjować ze stroną amerykańska w sprawie tarczy ,co wydaje sie o tyle dziwne(na pierwszy rzut oka), ze podczas niedawnej wizyty w Moskwie był niezwykle stonowany. Czy aby nie przesadzamy???Czy nie ryzykujemy rzeczywistego pogorszenia stosunków z USA? A może Biały Dom zmęczony chimerami Polaków zdecyduje sie na inwestycję poza terytorium Polski???
Moim zdaniem ,akurat w tej kwestii rząd Tuska ma racje. Przede wszystkim główny interes w budowie wyrzutni antyrakietowych(stanowiących element Tarczy) mają Stany Zjednoczone ,o których finalne bezpieczeństwo cała rzecz się rozchodzi. Poza tym mamy święte prawo żądać dodatkowego zabezpieczenia (np. w postaci instalacji Patriot) ,gdyż ten projekt w oczywisty sposób zwiększa groźbę ataku na nasz kraj. Trzeba tez wziąć pod uwagę dotychczasową praktykę Amerykanów w zakresie spełniania swoich zobowiązań wobec Polski. Casus realizacji offsetu jest powszechnie znany. Dlatego winniśmy walczyć o lepsze gwarancje ze strony amerykańskiej. Wreszcie wszelkie głosy o rzekomych najgorszych stosunkach polsko-amerykańskich od wielu lat to zwyczajna technika psychologicznego nacisku przed zbliżającymi się ostatecznymi negocjacjami.
Inne tematy w dziale Polityka