Rosnąca narracja o „chińskiej technologicznej dominacji” – podsycana obrazami robotycznych psów patrolujących miasta, baterii na 1000 km i „sztucznego słońca” – nie jest neutralną informacją, lecz elementem operacji psychologicznej (PSYOPS) Pekinu, mającej złamać wiarę Zachodu w jego przewagę technologiczną. Wbrew propagandowym sugestiom, dzisiejszy potencjał przemysłowo-technologiczny Chin opiera się w ogromnej mierze nie na własnych przełomach, lecz na wymuszonym transferze technologii, przejęciach firm, szpiegostwie przemysłowym i kontroli łańcuchów dostaw. Fakty są twarde: zdecydowana większość „chińskich innowacji” ma rodowód zachodni, ponad 90% kluczowych narzędzi produkcyjnych w chińskiej mikroelektronice pochodzi z Europy, USA i Japonii, a nawet spektakularne projekty – jak tokamak EAST czy roboty bioniczne – wywodzą się z wcześniejszych koncepcji i technologii zachodnich. Propaganda sukcesu ma przysłonić prawdę: chińska przewaga technologiczna jest krucha i zależna od dostępu do zachodniego know-how, a jej siła wynika bardziej z masowej produkcji i agresywnej strategii geopolitycznej niż z przełomowej myśli inżynieryjnej. To nie Chiny są niepokonane – to Zachód przez lata dobrowolnie oddawał strategiczne sektory i zaniedbywał własne bezpieczeństwo technologiczne.
Od kilku lat Pekin prowadzi szeroką operację informacyjną, której głównym celem nie jest przekonanie świata, że Chiny są potęgą – to akceptowane od dawna. Celem jest wmówienie Zachodowi, że dominacja Chin jest nieunikniona, odporna na kryzysy i że Zachód nie ma realnych narzędzi, by ją zatrzymać. Tego typu działanie jest klasycznym elementem doktryny wojny informacyjnej PLA (Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej), określanej jako „san zhan” – trzy wojny: psychologiczna, informacyjna i prawna.
Treści takie jak te przedstawiane przez profesorów czy ekspertów medialnych stają się wehikułem tej operacji: mieszają fakty z celowo dobraną narracją strachu, eksponują spektakularne sukcesy technologiczne i wojskowe Pekinu, jednocześnie przemilczając strukturalne słabości Chin: demografię, zadłużenie, kryzys nieruchomości, zależność od importu żywności i energii, masową ucieczkę kapitału i technologii oraz gigantyczny problem bezrobocia wśród młodych.
Jak działa ta narracja?
Propaganda technologiczna KPCh operuje schematem:
1. Prawdziwy przykład technologiczny – np. tokamak, robot policjant, bateria sodowa.
2. Przesadna interpretacja – „Chiny są już w przyszłości”.
3. Projekcja strachu – „Zachód zostanie zmiażdżony”.
4. Ukrycie kontekstu – brak wzmianki o kosztach, problemach i niepowodzeniach.
5. Psychologiczny efekt – odbiorca ma czuć się osaczony i bezradny.
To świadomie budowany efekt „technologicznego blitzkriegu” – nie po to, by przekonać, ale by osłabić pewność siebie Zachodu. Mechanizm tej propagandy to nie jest naiwne kłamstwo, tylko operacja psychologiczna (PSYOPS) skierowana w opinię publiczną Zachodu: wybierają prawdziwe, efektowne informacje, wyolbrzymiają ich znaczenie, ukrywają słabości Chin, budują wrażenie nieuchronnej dominacji Pekinu, wzmacniają defetyzm na Zachodzie („nie mamy szans”, „oni są już krok przed nami”).
Celem jest złamanie woli oporu, zanim dojdzie do realnego konfliktu w gospodarce lub na Pacyfiku. To dokładnie to, co chińska strategia wojny informacyjnej nazywa „制人而不战 – pokonać przeciwnika bez wojny”.
Jako przykład weźmy wypowiedzi medialne profesora Góralczyka. To, co przedstawia profesor Góralczyk, nie jest neutralną analizą, lecz elementem typowej operacji psychologicznej Pekinu. Mechanizm jest prosty: wykorzystuje się wybrane prawdziwe fakty – jak dominacja Chin w rafinacji metali ziem rzadkich, postępy w bateriach sodowych czy ambitne projekty fuzji jądrowej – ale wbudowuje się je w narrację o rzekomej „nieuniknionej dominacji Chin”, pomijając ich realne słabości gospodarcze, technologiczne i geopolityczne. To klasyczna propaganda siły: pokazywać osiągnięcia, ukrywać koszty i problemy. W efekcie powstaje obraz Chin wszechmocnych i nie do zatrzymania, który ma wzbudzać strach na Zachodzie i obniżać jego wolę oporu. Prawda jest bardziej złożona, co pisałem w jedym ze swoich ostatnich tutaj wpisów o metalach ziem rzadkich, bo przecież już dziś Australia, Kanada, USA i Japonia budują alternatywne łańcuchy dostaw. Z drugiej strony chińskie „rewolucyjne baterie sodowe” rzeczywiście istnieją, ale mają niską gęstość energii i nie nadają się do samochodów wysokiej klasy – dlatego nie stały się globalnym standardem. Reaktory tokamaki są wciąż eksperymentem badawczym, a nie realnym źródłem energii. Robotyczne psy pokazane Chińczykom na ulicach to PR-owa demonstracja, a nie przełom technologiczny. Jednak proszę pamiętać, że wiele ważniejsze jest jednak to, czego w tej narracji nie ma: Chiny stoją na skraju największego kryzysu gospodarczego od czasów Mao. Mają 90 milionów niesprzedanych mieszkań to wiecej niż wszystkie istniejace we Francji i Niemczech, sektor deweloperski w stanie katastrofy, gigantyczne zadłużenie lokalnych władz przekraczające 12 bilionów dolarów, kryzys demograficzny bez precedensu (wskaźnik dzietności - Total Fertility Rate, TFR - spadł poniżej 1,0) oraz bezrobocie młodych przekraczające 30 procent (zjawisko 躺平 tǎng píng, 摆烂 bǎi làn). To nie jest obraz niepowstrzymanego imperium – to państwo wchodzące w fazę wewnętrznej erozji. Narracja o „niezatrzymanym marszu Chin ku potędze” jest narzędziem wojny informacyjnej i ma osłabić Zachód psychologicznie. W rzeczywistości przewaga Chin jest bardziej medialna niż strategiczna. Zachód nadal dominuje w mikroelektronice, lotnictwie, przemyśle obronnym, biotechnologii, systemach operacyjnych, oprogramowaniu, cyberbezpieczeństwie i zaawansowanej nauce. Dlatego nie dajmy się wciągnąć w opowieści o tym, że przyszłość jest już chińska. To nie jest opis świata – to broń narracyjna Pekinu. Jednsk aby nie być gołosłownym opiszę szczegółowo trzy przyklady.
W Chinach robotyczne psy patrolują już miasta
Chińskie „robotyczne psy”, które dziś są prezentowane w mediach jako dowód technologicznej potęgi Pekinu, są w rzeczywistości symbolem zupełnie innego zjawiska – systemowego przejmowania zachodniej technologii przez Chiny. Pierwsze czworonożne roboty kroczące zdolne do dynamicznego poruszania się nie powstały w Shenzhen ani w Chengdu, tylko w laboratoriach Boston Dynamics w USA – firmy finansowanej przez DARPA i współpracującej w ramach programów badawczych Pentagonu. To Amerykanie opracowali pionierskie rozwiązania w zakresie stabilności kroku, serwomechaniki i algorytmów równowagi w czasie rzeczywistym. Chińskie odpowiedniki – jak robopsy Unitree czy DeepRobotics – nie są przejawem „innowacji”, ale kopiowania istniejących rozwiązań. W wielu przypadkach widać niemal identyczną konstrukcję mechaniczną i schematy działania, co jest efektem szpiegostwa technologicznego, inżynierii wstecznej oraz przejmowania zachodnich patentów przez sieć firm-pośredników działających pod egidą Partii Komunistycznej.
Przejęcie technologii robotycznych nie jest przypadkiem – to element strategii „Made in China 2025”. W 2016 roku Chiny wykupiły niemiecką firmę KUKA Robotics, lidera robotyki przemysłowej w Europie. To przejęcie otworzyło Pekinowi dostęp do najbardziej zaawansowanych na świecie technologii sterowania precyzyjnego i automatyki produkcyjnej. Połączenie tej technologii z kopiowanymi rozwiązaniami Boston Dynamics dało chińskim firmom możliwość tworzenia tanich odpowiedników robotów kroczących – wykorzystywanych dziś w działaniach porządkowych, militarnych i policyjnych.
To nie jest „technologiczny cud Chin”, to technologiczna mapa przejęć: kupić firmę (KUKA), ukraść rozwiązania (Boston Dynamics), odtworzyć taniej (Shenzhen), sprzedać agresywnie na świat (przez dumping). Tak wygląda realny mechanizm chińskiego postępu przedstawianego w zachodnich mediach jako dowód „nieuniknionej dominacji Chin”. W rzeczywistości to efekt kombinacji szpiegostwa przemysłowego, podporządkowania nauki interesowi państwa i kolonizacji technologicznej Zachodu.
Chiny zbudowały sztuczne słońce - Tokamak
Tokamak nie jest chińskim wynalazkiem ani przełomem rodzącym się w laboratoriach Pekinu, jak próbuje dziś przedstawiać to chińska propaganda. To urządzenie do przeprowadzania kontrolowanej syntezy termojądrowej — idei opracowanej na długo przed tym, zanim Chiny w ogóle zaczęły myśleć o dołączeniu do grona państw zaawansowanych technologicznie. Koncepcja tokamaka narodziła się w latach 50. XX wieku dzięki współpracy dwóch fizyków jądrowych: Andrieja Sacharowa i Igora Tama. Choć początki miały miejsce w ZSRR, rozwój tej technologii był przez dekady prowadzony głównie przez ośrodki zachodnie — przede wszystkim w Wielkiej Brytanii (tokamak JET), Japonii (JT-60), Stanach Zjednoczonych (DIII-D) i Francji (projekt ITER). Badania nad fuzją jądrową finansowane były nie przez Chiny, ale przez Zachód, który zainwestował w nie setki miliardów dolarów i tysiące naukowych karier. Chiny dołączyły do gry dopiero wtedy, gdy inni wykonali najtrudniejszą pracę badawczo-rozwojową. Ich własny tokamak EAST (Experimental Advanced Superconducting Tokamak) jest konstrukcyjnie pochodną istniejących projektów i został zbudowany na bazie transferu technologii pozyskanego dzięki współpracy naukowej w projekcie ITER. Co więcej, Chiny stosują w EAST komponenty magnetyczne oraz supraprzeowdzące opracowane wcześniej w laboratoriach zachodnich i japońskich, a całość projektu jest zasilana technologią i wiedzą zdobytą dzięki współpracy z zagranicznymi instytucjami badawczymi. Kluczowa jest tu rzecz następująca: Chiny nie zrewolucjonizowały fizyki jądrowej — one komercjalizują cudzą myśl naukową i próbują nadać jej wizerunek „chińskiego przełomu cywilizacyjnego”. Twierdzenie, że Chiny są światowym liderem fuzji jądrowej, jest manipulacją. Państwo Środka nie rozwiązało ani jednego fundamentalnego problemu fizycznego, który od lat zatrzymuje rozwój energetyki termojądrowej — takiego jak dodatni bilans energetyczny (Q>1) czy stabilność plazmy w długim czasie. Ich medialne komunikaty są elementem wojny narracyjnej: mają budować obraz nieuchronnej technologicznej dominacji Chin i osłabiać pewność siebie Zachodu. Fakty są jednak inne — chiński program tokamakowy jest częścią globalnego dorobku nauki, a nie dowodem przemysłowej czy cywilizacyjnej supremacji.
Chińskie akumulatory sodowe są przełomowe
Chińska propaganda przedstawia baterie sodowo-jonowe jako dowód rzekomej „przewagi technologicznej” Chin, ale jest to jeden z najbardziej jaskrawych przykładów manipulacji narracyjnej. Ta technologia nie jest chińskim wynalazkiem. Jej fundamenty powstały na Zachodzie – najpierw w laboratoriach w Stanach Zjednoczonych w latach 70., potem rozwinięto je we Francji, Wielkiej Brytanii i Japonii. To zachodni naukowcy, tacy jak noblista John B. Goodenough czy Jean-Marie Tarascon z Collège de France, stworzyli nowoczesny koncept magazynowania energii na bazie sodu. Chiny nie wymyśliły niczego przełomowego – po prostu agresywnie przejęły cudzą technologię, doprowadzając ją do masowej produkcji dzięki subsydiom państwowym i dumpingowym cenom. To powtarzający się wzór, w którym Chiny najpierw kupują dostęp do badań, kopiują rozwiązania, często korzystają z kradzieży technologicznej lub przejęć firm z Europy i Japonii, a potem budują narrację o „chińskiej innowacyjności”. Pierwotny wkład Zachodu zostaje wymazany, a propaganda przedstawia każde masowo wytwarzane urządzenie jako dowód „narodowego geniuszu technologicznego”. W rzeczywistości nie ma tu żadnego naukowego przełomu – jest tylko przemysłowa kalkulacja i cyniczna gra geopolityczna. Chiński model to nie kreatywność, lecz techniczny kolonializm: przejąć, skopiować, wyprodukować taniej i zalać rynek, eliminując konkurencję. To nie innowacja, tylko przemysłowa imitacja na sterydach państwowych.
Konkluzja
Narracja o „technologicznym przełomie Chin” to świadomie konstruowany instrument wpływu strategicznego, który ma więcej wspólnego z operacją wizerunkową niż z rzeczywistą innowacyjnością. Państwo Środka od lat realizuje politykę „引进来, 走出去” (yǐnjìnlái, zǒuchūqù – „sprowadzić technologię, wyjść na świat”) oraz strategię „军民融合” (jūn-mín rónghé – fuzja cywilno-wojskowa), które w praktyce oznaczają systemowe przejmowanie cudzych technologii: poprzez wymuszony transfer technologiczny, wykupy zachodnich firm, szpiegostwo przemysłowe oraz rewersję inżynieryjną produktów.
Wyniki badań OECD i amerykańskiego Departamentu Handlu potwierdzają, że zdecydowana większość tzw. „chińskich przełomów technologicznych” opiera się na technologiach pozyskanych z Zachodu, a nie stworzonych w Chinach. Przykłady są jasne: robotyka przemysłowa (KUKA, Fanuc), robotyka mobilna (technologie inspirowane Boston Dynamics), lotnictwo (program COMAC oparty na komponentach Rolls-Royce, GE i Safran), samochody elektryczne (patenty LG Chem, CATL rozwijany z koreańskim know-how), a nawet tokamaki do fuzji jądrowej – koncepcja opracowana w ZSRR i rozwijana od dziesięcioleci w projekcie ITER, zanim Chiny włączyły się w badania.
Dlatego teza, że Zachód zostanie „zduszony” przez rzekome monopole Chin na technologie przyszłości, jest elementem chińskiej strategii informacyjnej „舆论战” (yúlùn zhàn – wojna opinii), mającej zastraszyć i zdemoralizować zachodnie społeczeństwa. Realne dane pokazują, że przewaga Chin wynika dziś nie z innowacji, lecz z kontroli produkcji, skali przemysłowej i manipulacji łańcuchami dostaw, zwłaszcza w segmencie metali ziem rzadkich i baterii.
Jeśli Zachód będzie reagował zdecydowanie – dywersyfikując dostawy, przywracając produkcję strategiczną i egzekwując ochronę własności intelektualnej – chińska przewaga może się okazać nietrwała, a strategia „Made in China 2025” poniesie porażkę z taką samą siłą, z jaką upadło centralne planowanie Mao. Prawdziwe zagrożenie nie polega więc na sile Chin, lecz na słabości Zachodu – jeśli uwierzy w mit chińskiej nieuchronnej dominacji.
Inne tematy w dziale Gospodarka