Godziemba Godziemba
726
BLOG

Operacja "Wózek" (1)

Godziemba Godziemba Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 18

Akcja przeglądania niemieckiej poczty, przewożonej w pociągach tranzytowych była realizowana przez polski wywiad w latach 1930-1939.


        Była to jedna z bardziej brawurowych i skutecznych akcji polskiego wywiadu, która nie została zdemaskowana przez kontrwywiad niemiecki.

 
        Zaangażowanych w nią było kilkudziesięciu kolejarzy, pocztowców, pracowników wywiadu, wspieranych przez byłych kryminalistów, jako specjalistów od włamań. Akcja „wózek” nie była jedynie spektakularnym włamywaniem się do pociągów tranzytowych jadących przez województwo pomorskie. Prowadzono ją również w Wielkopolsce. Nie dotyczyła też wyłącznie przesyłek niemieckich (również gdańskich). Była szeroko zakrojoną akcją, prowadzoną przez trzy posterunki oficerskie ekspozytury bydgoskiej i jej centralę.


         Realizowano ją na kilku trasach kolejowych i w wybranych polskich urzędach pocztowych.


         Przez dłuższy czas akcja nosiła kryptonim „ciotka”. Dopiero na podstawie rozkazu mjr Żychonia z 4 marca 1936 roku  jej nazwa została  zmieniona na „wózek”.


        Pierwotny jej kryptonim wywodził się od systemu łączności stosowanego w kontaktach z informatorami działającymi w Niemczech, którzy wysyłali wiadomości do ekspozytury pocztą oficjalną, listami opatrzonymi pieczęcią pocztową z umówionego niewielkiego miasta. Adres odbiorcy był fikcyjny, natomiast wybrany urzędnik pocztowy miał za zadanie przechwytywać listy (np. od „cioci z Heilsberg”), a następnie przekazywać je oficerom. Urzędników, którzy się tym zajmowali nazywano w żargonie wywiadowczym „ciotkarzami”.



          Pomysłodawcą operacji był szef bydgoskiej ekspozytury II Oddziału Sztabu Generalnego kpt. Jan Żychoń. Wykorzystał on fakt, że przez Polskę przechodziły linie kolejowe łączące Gdańsk i Prusy Wschodnie z Rzeszą. Były to jedyne lądowe trasy zaopatrzeniowe dla pierwszego okręgu wojskowego (Wehrkreis I). Okręg tworzyły jednostki oddalone od Warszawy o niewiele ponad 100 km, a więc dla Niemców – bardzo ważne. Pod Chojnicami zbiegały się linie kolejowe ze Szczecinka (kierunek Szczecin) i Piły (kierunek Berlin), które dalej biegły przez Tczew do Malborka i Prus Wschodnich. Przez Wejherowo przechodziła linia łącząca Szczecin z Gdańskiem i również Prusami Wschodnimi.
 

        Procedury ruchu tranzytowego na tych trasach zostały uregulowane w kilku umowach polsko-niemieckich, zawartych w latach 1921-1927, na mocy których Rzeczpospolita przyznała Niemcom wolność przewozu osób, towarów, wagonów oraz dla ruchu pocztowego, telegraficznego i telefonicznego. Uzupełnieniem była umowa z 1930 roku o ułatwieniach w komunikacji kolejowej między Prusami Wschodnimi a państwem trzecim w tranzycie przez Polskę, WMG i pozostałe Niemcy. Ułatwienia dotyczyły również przesyłek bagażowych, ekspresowych i specjalnie przyspieszonych. Przewidywano plombowanie wagonów towarowych i pocztowych, zaś pasażerom zwolnionym z formalności paszportowo-celnych zabroniono wysiadać i otwierać okna.


         Z jednej strony ustalenia ułatwiały Niemcom transport przez „korytarz pomorski”, z drugiej zaś otwierały szanse dla intensywnej działalności wywiadowczej Oddziału II.


        Tranzyt kolejowy przez Polskę składał się z trzech etapów. Na pierwszej stacji w Polsce (na przykład w Chojnicach lub w Strzebielinie) kolejarze polscy przejmowali nadchodzące składy. W przypadku pociągów towarowych i wagonów pocztowych Niem¬cy plombowali drzwi. Dalej jechały one z obsadą polską i w Prusach Wschodnich były przekazywane kolejarzom niemieckim. W wagonach pocztowych znajdowała się również korespondencja tajna Wehrkreis I, policji niemieckiej i placówek Abwehry w Prusach Wschodnich.


      Według ustaleń Oddziału II Niemcy odnotowywali jedynie liczbę worków z przesyłkami, nie ewidencjonując ich zawartości. Stwarzało to polskiemu wywiadowi liczne możliwości. Po włamaniu do wagonów można było wykonać fotokopie ważniejszych dokumentów lub nawet zatrzymać pakiety korespondencji i podrzucić je do worków w następnym pociągu. Można także było wykradać przewożone w dużych ilościach drobne wyposażenie wojskowe, na przykład maski gazowe, mundury, sprzęt optyczny czy fragmenty uzbrojenia.


       Rozpoczęcie operacji wymagało zwerbowania maszynistów (zwalniających bieg pociągów w określonych miejscach), załóg konduktorskich oraz w pełni zaufanych osób, które włamywały się do zaplombowanych wagonów, przeglądały za¬wartość i wykonywały kopie.


      Akcję „ciotka” zapoczątkowano w lipcu 1930 roku. Żychoń polecił posterunkom oficerskim w Chojnicach, Poznaniu i Bydgoszczy zorganizować zespoły agentów do działań na liniach kolejowych przechodzących przez terytorium RP. Zalecana była najwyższa ostrożność zarówno w doborze współpracowników, jak i ich prowadzeniu, ponieważ zdemaskowanie mogło być początkiem poważnego skandalu międzynarodowego.


        Polscy oficerowie poinstruowali agentów, by w razie schwytania zeznawali, iż szukali listów z pieniędzmi. Kwalifikacja przestępstwa była wówczas znacznie lżejsza aniżeli przy szpiegostwie.


        Podstawy sieci agenturalnej na liniach kolejowych przechodzących przez Chojnice i Wejherowo utworzył kpt. Marian Włodarkiewicz. Już w sierpniu 1930 roku 67% agentów posterunku oficerskiego nr 2 w Chojnicach koncentrowało się na „ciotce”. Pomimo wysokiej efektywności otrzymywali oni zazwyczaj niższe wynagrodzenia niż agenci pracujący w Niemczech.


       W miarę prostą sprawą było dostanie się do niemieckiego wagonu pocztowego i otworzenie worków, zaś bardziej skomplikowaną – wybranie z ogromu korespondencji przesyłek naprawdę ważnych. Wymagało to mnie tylko biegłej znajomości języka niemieckiego ale wiedzy o przeciwniku. „Ciotkarze” zazwyczaj dostarczali fotokopie korespondencji Reichswehry, Schutzpolizei, niemieckiej administracji i bazy marynarki w Pilawie (Marineabteilung Pillau).


        W latach 1936-1937 prowadzenie „wózka” powierzono specjalnie powołanemu posterunkowi oficerskiemu (PO nr 5/W), którego siedziba znajdowała się w Chojnicach. Kierował nim kpt. Lucjusz Dyga, a później por. Eljaszewicz.


          O ile szybko „opanowano” trasę Chojnice–Malbork to kłopoty były z linią północną. W sierpniu 1930 roku kpt. Włodarkiewicz informował centralę ekspozytury, że „ciotka” w Wejherowie „pracuje na razie słabo i dorywczo, ponieważ skład pracowników nie posiada człowieka istotnie sprytnego, ruszyła się jednak już i dała w ubiegłym miesiącu 14 dokumentów, niestety bezwartościowych”.  Na początku 1931 roku zwerbowano do współpracy oficera przysposobienia wojskowego w Wejherowie, kpt. Leonarda Kierasiewicza. Do jego zadań należała dyskretna opieka nad agentami oraz poszukiwanie kandydatów na następnych wśród urzędników pocztowych i kolejarzy.


        W miarę upływu czasu agentów podzielono na dwie kategorie. „Kunami pocztowymi” nazywano urzędników pocztowych konwojujących pociągi i wykradających korespondencję. „Ciotkarzami” zaś nazywano osoby włamujące się do pociągów towarowych w celu ukradzenia sprzętu (głównie wojskowego).


         Agentura akcji „wózek” była specyficzna jak na placówkę wywiadu ofensywnego. Byli to Polacy zamieszkali i pracujący w kraju. W grudniu 1934 roku kpt. Żychoń uznał, że ich praca nie wymaga tak ścisłej ewidencji i podjął zbawienną decyzję o wykreśleniu ich z ewidencji.


CDN.


Godziemba
O mnie Godziemba

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura