Godziemba Godziemba
338
BLOG

Generał i prezydent (1)

Godziemba Godziemba Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 18

Pomimo wspólnoty ideowej współpraca prezydenta Raczkiewicza z generałem Sosnkowskim nie przebiegała harmonijnie.


       Gdy generał Sosnkowski, najstarszy stopniem generał w służbie czynnej, wsławiony dokonaniami we wrześniu 1939 roku,  dotarł w dniu 11 października 1939 roku do Paryża najważniejsze stanowiska zostały już obsadzone – nowym prezydentem był Władysław Raczkiewicz, a premierem, a wkrótce także naczelnym wodzem,  gen. Władysław Sikorski.


        Prezydent Raczkiewicz, pełniący kilkakrotnie w II RP urząd ministra spraw wewnętrznych, b. marszałek senatu, zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami, podczas spotkania z Generałem  w dniu 12 października 1939 roku oddał mu do dyspozycji swój urząd. Generał uznał, iż kolejna zmiana na tym stanowisku mogłaby mieć negatywny wpływ na sprawę polską i oferty tej nie przyjął. Zgodził się natomiast przyjąć stanowisko następcy prezydenta, co miało istotne znaczenie w obliczu poważnej choroby prezydenta (białaczki limfatycznej).


         Jednocześnie obu politykom związanym z obozem piłsudczykowskim zależało na uniknięciu konfliktu z premierem i popierającymi go przedstawicielami partii politycznych, bardzo krytycznie nastawionych do sanacji. Takie postępowanie częściowo niwelowało  podejrzenia dawnej opozycji przed „knującymi piłsudczykami”.


          Prezydent starał się dyskretnie wspierać Sosnkowskiego, gdy czyniono mu trudności w kierowaniu Komitetem dla Spraw Kraju lub próbowano ograniczyć jego uprawnienia Komendanta Głównego Związku Walki Zbrojnej. Raczkiewicz natomiast mógł liczyć na stałą lojalną współpracę Generała jako ministra rządu Sikorskiego, co nie było normą – większość członków Rady Ministrów odnosiła się z rezerwą do Prezydenta.
 
          Po klęsce Francji i przybyciu do Wielkiej Brytanii Sikorski w dniu 19 czerwca 1940 roku w tajemnicy przed Prezydentem i ministrem spraw zagranicznych Augustem Zaleski, przedstawił Brytyjczykom memorandum, w którym zapowiadał, że „solenne oświadczenie, iż po zwycięskim zakończeniu wojny polityka odbudowanej Polski nie byłaby w żadnym wypadku skierowana przeciwko interesom Rosji Sowieckiej i byłaby zasadniczo odmienna od polityki wszystkich rządów polskich od 1926 roku, kiedy to, idąc po linii idei Piłsudskiego, dążącej do podziału Rosji, Polska prowadziła w swych założeniach politykę wrogą wobec Rosji Sowieckiej”.
 
          Równocześnie deklarował ustępliwość wobec „pewnych terytorialnych zmian dotyczących etnograficznych rejonów Białej Rusi i Ukrainy wzdłuż polsko-rosyjskiej granicy”.
 
         Ostatecznie ambasador RP w Londynie Edward Raczyński usunął z pierwotnego tekstu sugestię co do zmiany granicy na wschodzie, zachowując jednak deklarację gotowości nawiązania stosunków dyplomatycznych oraz utworzenia 300 tysięcznej armii polskiej w Rosji.

         Jakkolwiek memoriał został ostatecznie w dniu 25 czerwca 1940 roku wycofany przez Zaleskiego, stał się powodem przesilenia rządowego. Paweł Wieczorkiewicz niezwykle trafnie wskazuje, iż „skwapliwość Sikorskiego, daleko idące deklaracje werbalne i wreszcie ogólnikowość dokumentu dały bowiem wskazówkę zarówno Brytyjczykom, jak i doskonale infiltrującym ich służbom sowieckim, że generał jest tak bardzo zainteresowany w stworzeniu wojska z ZSRS, iż skłonny jest w tym celu do bardzo poważnych ustępstw”.

           Utrata we Francji zdecydowanej większości polskich oddziałów oraz niechlubna ucieczka części polskich ministrów doprowadziły do ostrej krytyki Sikorskiego jako premiera i Naczelnego Wodza. Sikorskiemu zarzucano – jak relacjonuje to gen. Sosnkowski – „mylną, nacechowaną optymizmem urzędowym ocenę z jego strony rzeczywistości wojennej, katastrofę polskich jednostek wojskowych, improwizowaną i spóźnioną ewakuację pozostałości naszego politycznego i militarnego stanu posiadania we Francji. Wszystko to razem nasuwało wiele analogii do września w Polsce, który stał się przecież dla rządów na obczyźnie w polityce wewnętrznej głównym i nadużywanym narzędziem nowego systemu”.
 
   
          Prezydent Raczkiewicz w trakcie rozmowy z generałem Sosnkowskim – w dniu 10 lipca 1940 roku zapowiedział udzielenie dymisji gen. Sikorskiemu i zapytał Generała czy byłby gotowy stanąć na czele nowego rządu. Generał odparł, iż jakkolwiek opowiada się za rozdziałem władzy wojskowej i politycznej, nie jest „zwolennikiem przesileń, zwłaszcza na obczyźnie, gdzie nie ma forum opinii publicznej i gdzie stosowanie konstytucji z konieczności opierać się musi na dobrej woli stron. Względy zewnętrzne wymagają utrzymania „jedności narodowej”, konflikty są dopuszczalne tylko w sprawach wielkich, dotyczących naszej niepodległości lub całości terytorialnej”. Radził więc załatwienie sprawy rozdziału obu władz pojednawczo, tzn. w porozumieniu z gen. Sikorskim i stronnictwami partyjnymi.
 
         Podczas kolejnej rozmowy  gen. Sosnkowski ostrzegał prezydenta, aby nie dawał swym przeciwnikom broni do ręki, pod hasłem „walki z sanacją”, gdyż „w Kraju zawzięta i pełna goryczy niechęć do rządów przedwojennych w związku z klęską wrześniową jest nadal silna (mimo większych rozmiarów klęski francuskiej, belgijskiej i holenderskiej) i że trzeba długiego czasu, aby te nastroje rozładować”.


         W dniu 18 lipca 1940 roku prezydent Władysław Raczkiewicz udzielił dymisji gen. Sikorskiemu, powierzając misję tworzenia nowego gabinetu dotychczasowemu ministrowi spraw zagranicznych Augustowi Zaleskiemu. Tego samego dnia Zaleski zjawił się u gen. Sosnkowskiego proponując mu objęcie stanowiska wicepremiera albo Naczelnego Wodza. W odpowiedzi gen. Sosnkowski uzależnił udział w jego rządzie od tego „gdyby misję swoją zdołał uzgodnić ze stronnictwami, w co, wątpię”. Natomiast funkcję Naczelnego Wodza „przyjąłbym tylko wtedy, gdyby w zgodnym porozumieniu prezydenta, rządu i stronnictw doszło do rozdziału funkcji politycznych i wojskowych na szczeblu najwyższym, a gen. Sikorski wybrał dla siebie stanowisko premiera”.
 
         W dalszym ciągu rozmowy gen. Sosnkowski podkreślił, iż inicjatywę Prezydenta uważa za „omyłkę zarówno pod względem warunków chwili, jak również pod względem metody i taktyki, a wreszcie i pod względem wadliwej oceny terenu, którego właściwości jemu, Zaleskiemu, powinny być chyba dobrze znane”.
 
          Udzielenie dymisji Sikorskiemu spotkało się z zaciekłym sprzeciwem głównych partii politycznych. Niezwykle wymownym argumentem na rzecz Sikorskiego stała się szeroko kolportowana opinia lorda Halifaxa, że dla rządu Jego Królewskiej Mości „zmiana prezydenta Polski posiadałaby (…) znaczenie formalne, lecz zmiana gen. Sikorskiego oznaczałaby(…) zmianę kierunku rządu polskiego w sensie (…) niepożądanym”.   W rzeczywistości rząd brytyjski nie był skłonny jednoznacznie popierać gen. Sikorskiego, a ambasador brytyjski przy rządzie RP Howard Kennard wysunął wręcz postulat rozdzielenia godności premiera i Naczelnego Wodza.
 
         Dodatkowo hasło do rewolty dali oficerowie sztabu Naczelnego Wodza, okupując gmach ambasady RP na Portland Plac, gdzie mieściła się tymczasowa siedziba władz państwowych na wygnaniu, „z nieukrywanym zamiarem niedopuszczenia” nowego premiera do objęcia budynku.
 
         Z inicjatywy wiceministra obrony narodowej gen. Kukiela – osobistego przyjaciela gen. Sikorskiego – do Zaleskiego udała się delegacja kilku oficerów z szefem sztabu NW płk. Tadeuszem Klimeckim, ppłk. Jerzym Krubskim oraz ppłk Michałem Protasewiczem na czele, której zadaniem było skłonienie nowego premiera do zrzeczenia się tej nominacji i misji tworzenia nowego gabinetu. W trakcie rozmowy płk. Klimecki – wedle relacji gen. Kukiela - ostrzegł Zaleskiego, iż zwolnienie gen. Sikorskiego musiałoby spotkać się z fatalnym odbiorem ze strony władz brytyjskich, a jego konsekwencją „byłoby zwolnienie gen. Sikorskiego ze stanowiska NW, co byłoby ciosem dla wojska, które najostrzej się temu sprzeciwia”.

             W rzeczywistości ówczesne nastroje w wojsku były bardzo krytyczne wobec gen. Sikorskiego. Wobec braku reakcji ze strony Zaleskiego oficerowie zagrozili mu, w przypadku sformułowania przezeń nowego rządu, „najdalej posuniętymi konsekwencjami”, wedle Raczyńskiego wręcz rękoczynami. „Metoda „pronunaciamento” – oceniał Raczyński – której chwyciły się nasze czynniki wojskowe mutatis mutandis przywiodła wielu osobom na pamięć demonstrację oficerów w przedsionku Sejmu w roku 1928. Tylko że tym razem kij, względnie rapier, zmienił właściciela”.
 
        
         Wobec braku wsparcia ze strony partii politycznych prezydent Raczkiewicz oraz desygnowany przez niego na premiera August Zaleski stanęli w obliczu impasu.

 
         W tej sytuacji gen. Sosnkowski, podzielając wiele z przesłanek prezydenta dotyczących gen. Sikorskiego, nie widząc jednak szans powodzenia misji Zaleskiego,  uznał, iż „moralnym obowiązkiem moim jest interweniowanie u Prezydenta i zasugerowanie mu likwidacji kryzysu”. W tym celu udał się do Raczkiewicza i w czasie rozmowy, która odbyła się w obecności Zaleskiego, przekonał go o konieczności zakończenia przesilenia. O ile prezydent ze zrozumieniem odniósł się do mediacji gen. Sosnkowskiego, to Zaleski ustąpił z wyraźną niechęcią, zachowując osobisty uraz do gen. Sosnkowskiego, który jeszcze wielokrotnie podczas wojny i po jej zakończeniu dał o sobie znać.
 
           W wyniku mozolnych negocjacji prowadzonych przez gen. Sosnkowskiego wraz z ministrem Marianem Seydą, prezydent wydał dwa kolejne, tajne akty. Na ich mocy Zaleski otrzymał dymisję, a Sikorski ponowne powołanie na urząd premiera.

           Tak więc przesilenie zakończyło się dotkliwą porażką Prezydenta, spowodowaną przede wszystkim obawą głównych partii politycznych przed powrotem piłsudczyków do władzy. Inną jej przyczyną był brak wystarczającego wsparcia Raczkiewicza ze strony gen. Sosnkowskiego. Nic więc dziwnego, że stosunki miedzy Prezydentem i jego następcą uległy poważnemu nadwyrężeniu.

           Wielu piłsudczyków obwiniało „Szefa” o zaprzepaszczenie wyjątkowej okazji do usunięcia Sikorskiego, a nie obce były w wojsku głosy, iż „liczenie na gen. Sosnkowskiego jest błędem. Nie ma zupełnie żadnego kośćca i boi się wszystkiego, nawet władzy. Zawiódł nas wszystkich na całej linii”. Z kolei bliski współpracownik Generała, płk. Demel zanotował: „Trzeba postępować ostrożnie, nie po gówniarsku – jak ostatni „zamach”. Wreszcie nie można wszystkiego zwalać na generała. Trzeba się zbierać do kupy, urabiać opinię”.
 
           Gen. Sosnkowski przedkładając, nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni, rację stanu ponad osobiste sympatie i interesy, zdecydowanie odgrodził się od inicjatywy prezydenta, odmawiając przyjęcia proponowanych mu stanowisk premiera lub Naczelnego Wodza.


CDN.




Godziemba
O mnie Godziemba

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura