Przy okazji dyskusji o krzyżach pominęliśmy chyba na salonie pewną istotną kwestię, dotyczącą tego, czym w ogóle jest religia dla Polaków i na ile jesteśmy dziedzicami XIX-wiecznego mesjanizmu, przekonania o szczególnym przeznaczeniu narodu, danym od Boga.
Najsilniej to przekonanie wyrażało się w myśli o Polsce jako "Chrystusie Narodów" i w mickiewiczowskich "Księgach Narodu i Pielgrzymstwa Polskiego". Był to pogląd zarazem o nastroju religijnym, jak rewolucyjnym, narodowym ale i klasowym (Mickiewicz targający szaty papieża! - Wiedz, że Duch Boży mieszka w sercach paryskich robotników!).
Trudno przy tym stwierdzić, że mesjanizm był domeną prawicy, jak to dziś przedstawia uproszczona historiografia. Ortodoksyjny katolicyzm raczej obawiał się łączenia sprawy narodowej z religijną, tym bardziej że w XIX wieku występowała ona z reguły w rewolucyjnym enturażu. Mesjanizm Polaków był narzędziem ideowej walki o niepodległość, nie świadectwem prawowierności. Interesujące byłoby uchwycenie momentu, kiedy ten heterodoksyjny ruch przyjęła jako swe dziedzictwo prawica. Czy w kulcie Powstania Warszawskiego słychać jeszcze echa mesjanizmu? Czy słychać je w wierszu Broniewskiego o nagiej, rudej Ryfce? Wierszu czytelnie nawiązującym do sztandarowego dzieła polskiego romantyzmu...
I przejeżdżał bolejący Pan Jezus,
SS-mani go wiedli na męki,
postawili ich oboje pod miedzą,
potem wzięli karabiny do ręki.
"Słuchaj, Jezu, słuchaj, Ryfka, sie Juden,
za koronę cierniową, za te włosy rude,
zaa to, żeście nadzy, za to, żeśmy winni,
obojeście umrzeć powinni".
I ozwało się Alleluja w Galilei,
i oboje anieli po kolei,
potem salwa rozległa się głucha...
"Słuchaj, dziewczynko!... Ona nie słucha..."
Inną kwestią jest, że religijność była bardzo silnym elementem polskiej tożsamości. Prof. Andrzej Chwalba w jednej z moich ulubionych książek, "Sacrum i rewolucja" wspomina, że robotnicy-socjaliści swoje listy do redakcji stricte socjalistycznych pism kończyli słowami: Szczęść Wam Boże, itp. Gdyby chciało mi się wychodzić spod kołdry i grzebać na półkach z książkami, podałbym odpowiednie cytaty. Religijność była elementem, który - inaczej niż na Zachodzie - wśród samych robotników nie prowadził do utraty integralności lewicowego światopoglądu, a PPS, nawet jeśli wypowiadał się przeciw klerykalizmowi, to walki z Bogiem nie czyniła swoim hasłem programowym.
Wracając do mesjanizmu: czasem stawał się on konstrukcją kompletnie pozbawioną religijnych odniesień, przeistaczając się w symbol "świętej miłości kochanej ojczyzny", albo - niestety, niestety - zwykłej tromtadracji. Jako ten ostatni stał się obiektem chyba najbardziej znanego z szyderstw: "Patrz Kościuszko na nas z nieba, raz Polak skandował, i Kościuszko nań popatrzył. I się zwymiotował"...
Jaki dziś jest ten mesjanizm Polski? Czy jest? Czy go potrzebujemy? Mam wątpliwość. Mówiąc ściśle, jako dziedzictwo naszej kultury i historii jest zapisany w pejzażu naszych dziejów, na dobre i złe. Dziś jednak trzeba nam pracy u podstaw, pozytywizmu, mniej sentymentów i górnolotności, większej ilości sprawnych sieci energatycznych, kolejowych, dobrych dróg.
Choć przyznam, że kto dzieckiem w kolebce próbował drzeć księgi romantyków jako pierwsze, które dano mu do ręki, zaraz po książeczce do nabożeństwa, ten zawsze zachowa w sobie ten mesjanistyczny tembr polskości. I zawsze się wzruszy, czytając socjalistę, autora "Czerwonego sztandaru", który w 1875 roku pisał:
„...Ojczyzno! Nie płacz swych dzieci, co giną!..
Niechaj się ziemi wstrząsają krawędzie,
Jest Bóg nad nami, więc i Polska będzie!...”.
A tu wiersz Gajcego, który był właściwie punktem wyjścia do powyższego tekstu...
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura