Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, za siedmioma adekwatnymi akweduktami był sobie Zakład Ubezpieczeń Społecznych... [Ooooż ty! Ryp! Dup! Z bani mu! Z liścia! Do mnie! Ku mnie! Uuuuuuuuuuch! Jeeeeeeeeeeeeeeeeeeeb! Uch! Oj.]
CONSOLAMENTUM: Przepraszam za usterki techniczne. Miałem włam z innego bloga.
W każdym razie: dawno, dawno temu za górami, za lasami, itd. było sobie baśniowe królestwo a w nim wewnętrznie nieuporządkowana sierotka Marysia zamknięta w wysokiej wieży. I nie wiedziała, nieszczęsna, że nienawiść zatruła już krew pobratymczą i że wojenka na dniach.
Był wieczór. Marysia uczyła się właśnie, jak jeść bezę z wielkiej księgi „Ę, Ą, Bułkę Przez Bibułkę, Sawołarw Wiwr dla Elyt y Prostaczków Jednakowoż Napisany Byle Była Z Tego Dla Nas Kasa”, pióra znakomitej Dżolanty z Zasad Zasadowej. Szło jej całkiem nieźle, gdy rozszumiały się wierzby płaczące i zaszeleściły szuwary i kraaaaaa, kraaaaaaaaaaa! – zabrzmiało. Normalnie jak u Edgara Alana Poe.
- Rumburak, czego tu? – wydęła słodkie usteczka sierotka Marysia a w zezowatych oczkach zalśniła obietnica rozrywki.
- Mam Witkę Nie-Czapkę – obwieścił triumfalnie Rumburak.
Zrobiło się cicho. Michaśka z Lubiewa, co sobie „przędź się, przędź wrzeciono” nuciła, robiąc na drucie (drugi drut gdzieś akurat zapodziała) zastygła z wrażenia. Marysia, sierotka zresztą, też coś skumała.
- Znaczy dziesięć plaśnięć na gołą pupę i zwiewamy? – mruknęła z ambiwalencją w głosie. Rumburak tylko kiwnął głową...
***
...Do karczmy „Pod 24 godzinkami” krasnale miały już w sumie niedaleko. Szły i gadały, jak to krasnoludy mają w zwyczaju:
- Widziecie, Obczyk, pamiętam czasy, bom o te 500 lat starszy od Was, jak po lasach biegały Mymłony, a w Żacholeckim Lesie roiło się od półdupów... – tu Sergiusz z Okraski pociągnął faję i gadał dalej... – Bo też rzadko rzadko kto widuje dziś Mymłony. A bywało drzewiej, że cne a nadobne dziewice powiadały do kawalerów: „połóż głowę na Mymłonie”. I gdy taki jeden z drugim, krasnolud, ludź a nawet elf złożył głowę na grzbiecie Mymłona mógł liczyć na przychylność i dozgonną miłość swojej kobity. I na rzadkie wizyty teściowej...
- A te półdupy? – podchwycił Obczyk. – Toż i dziś ludziowie powiadają: „czego wyglądasz jak półdupy zza krzaka?”.
- Heh! - roześmiał się Sergiusz - Półdupy były to zwierzęta srogie a ogromne, jak ludziowe bizony, tyle że mięso żarły, a zamiast ogonka zad zdobiła im stokrotka... A to przysłowie... Uch, to sobie wyobraź, jak półdupy na ofiary polowały... – i zachichotał okrutnie.
- Ech, żeby już w karczmie posiedzieć – mruknął po chwili Obczyk z wyrzutem. – I bilety na żywolota wykupiłem... A my tak na piechotę...
- A na jakie linie? – mruknął Sergiusz z Okraski.
- Pinochet Airlines...
- I ty się q..., dziwisz...
- Bilety były gratis!
- Tak – Sergiusz ugryzł kęs chleba – w jedną stroną.
...przed sobą widzieli już Zielony Las, a na horyzoncie karczmę „Pod 24 Godzinkami”. I żeby dodać sobie animuszu, zanucili starą, krasnoludzką pieśń: „Młoty w dłoń, kujmy broń, miotnie stal, czerwoną iskrę w dal” – bo przeca na czym jak na czym, ale na snycerce krasnoludy się znają...
Nie wiedziały, krasnoludy, rozśpiewane i znaglone długą drogą, że nad ich głowami kracze kruk, a wychłostana po siedzieniu sierotka Marysia klnie pod nosem: „Ja mu się odwdzięczę, żeby mu tak Dżolantę z Zasad Zasadową przyszło na pamięć wkuwać!”. A była to w jej ustach groźba największa ze straszliwych.
Ciąg dalszy nastąpi. Był to póki co ostatni z odcinków retrospektywnych.
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka