Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
790
BLOG

Kredyt dla Morawieckiego! Kredyt zaufania

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Rząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 57

Potrzebujemy polityka młodszego pokolenia, który będzie decyzyjny i zdolny mówić o gospodarce językiem innym niż Ryszard Petru. Jeśli Mateusz Morawiecki nie wypali się wielką polityką, może wyrosnąć na gracza dużego formatu. Do tego potrzebuje kredytu zaufania wśród elektoratu rządzącej partii.

Piotr Wójcik trafnie niedawno zauważył na łamach "Gazety Polskiej Codziennie”, że jak na razie lepsze efekty niż plan modernizacyjny Mateusza Morawieckiego przynoszą reformy społeczne, na czele z programem Rodzina 500+. Prawo i Sprawiedliwość zafundowało Polsce przez ostatnie dwa lata istotną pozytywną zmianę społeczno-gospodarczą – nie tylko na poziomie już zbadanych i opisanych wskaźników i mechanizmów materialnych, lecz także przez zburzenie stereotypów III Rzeczypospolitej.

Władza jako trybun ludowy

Rządząca formacja, początkowo nie do końca świadomie, ugodziła we wszystkie opowieści o uboższych, słabszych, pozbawionych perspektyw, zmuszonych do emigracji Polkach i Polakach, opisywanych przez main­stream jako zbędni roszczeniowi ludzie, którzy najlepsze, co mogą zrobić, to wpełznąć pod kamień, by nie psuć liberalnym elitom widoków na zielonej wyspie.

Upadek Platformy Obywatelskiej okazał się krachem wykluczającej, pseudoliberalnej opowieści o Polsce. Im większą arogancją i ignorancją wobec zwykłych ludzi wykazywali się w ostatnich latach zdesperowani obrońcy komitetu plutokracji, tym bardziej Prawo i Sprawiedliwość wchodziło w buty trybuna ludowego. Niekiedy wadziło to nawet nieco zamożniejszemu i wielkomiejskiemu elektoratowi tej partii. Ale im solidniej opozycja zachłystywała się własną frustracją, im mocniej spadały jej słupki poparcia – tym lepiej było widać, że to, co nazywamy dziś pięćsetplusową strategią społeczną, zadziałało.

Rekonstrukcja rządu pokazała równocześnie, że premier Beata Szydło stała się znakiem społecznych przemian w Polsce: symbolem pójścia pod prąd głównym trendom transformacji. Ten wizerunek już przy niej zostanie. I to jest w porządku, choć – mówili o tym niekiedy wprost politycy PiS w kuluarach – wiele jeszcze zostało do zrobienia. Dziś jednak da się zauważyć pewien niepokojący trend. Premier Szydło traktowana jest przez część PiS-owskiego elektoratu nie jako symbol, ale jak magiczna figurka, przynoszący szczęście amulet, którego brak spowoduje katastrofę.

Stawiam sprawę mocno, ale tak to momentami wygląda. Ostentacyjne tu i ówdzie przeciwstawianie pani premier nowemu szefowi rządu jest oczywiście zrozumiałe na psychologicznym, jednostkowym poziomie.

Jak przeciwdziałać animozjom?

Należy szanować uczucia i przekonania tych, którzy mocno utożsamili się z tym rządem – był dla nich również symbolem przełamania złej passy politycznej, nadzieją na długie i stabilne rządy Prawa i Sprawiedliwości. Ale to zjawisko jako pewien trend w obrębie obozu dobrej zmiany jest nieco niepokojący. I sporo może utrudniać. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby w najbliższych miesiącach antypolska propaganda stawiała na trolling w mediach społecznościowych, rozbudzający animozje wśród zwolenników i zwolenniczek PiS: przeciwstawianie „dobrej premier Szydło” „złemu Mateuszowi Morawieckiemu” świetnie się do tego niestety nadaje. Tym bardziej należy stosować zupełnie odmienną taktykę: doceniać faktyczne zasługi rządu pani premier i udzielić kredytu zaufania nowemu liderowi rządowego gabinetu.

Jest jasne, że nowy premier i nowe zaplecze to także swoiste ruchy tektoniczne w strukturach władzy: to istotne dla części PiS-owskiego środowiska ze względów zawodowych, z racji różnorakich interesów. Nie ma sensu udawać, że w wokół PiS nie poruszają się różnorodni lobbyści i ludzie, których przyciągają możliwe korzyści. Jednak rekonstrukcji rządu nie da się zawęzić do tej tylko perspektywy. Kwestia dalszej strategii państwa jest nader istotna. Warto, by bardziej prospołeczna część wyborców PiS zechciała posłuchać także biznesowo-wielkomiejskiego elektoratu tej partii. A ta część propisowskiej opinii publicznej zwykle wyraża dwa radykalnie różne przekonania: jedni uważają premiera Morawieckiego za zatwardziałego etatystę, który nie myśli o niczym innym, jak tylko o grabieniu polskich przedsiębiorców. Drudzy sądzą, że nowy szef rządu to szansa na realny liberalizm z PiS-owską twarzą.

Kapitol i kapitalizm

Z dużym prawdopodobieństwem premier Morawiecki będzie działał poza logiką tych dwóch schematów myślowych. W trakcie listopadowego VIII Kongresu Innowacyjnej Gospodarki obecny szef rządu zwracał uwagę na istotny, choć w znacznej mierze pozagospodarczy element naszych kłopotów ze wzrostem. Otóż poważnym mankamentem w historii polskiej innowacyjności był fundamentalny brak niepodległości i suwerenności. Polskie podatki budowały systemy gospodarcze inne niż ojczysty, wzmacniały cudzy kapitał. „Budowały ten system w Petersburgu, Wiedniu i Berlinie, a potem w sowieckiej Moskwie. Z trudem wywalczona niepodległość musi być rozbudowana, wzbogacona o system innowacyjności w polskiej gospodarce, który będzie pozostawiał owoce wzrostu u nas” – mówił wówczas Mateusz Morawiecki.

Gdy inne państwa w ścisłej współpracy świata polityki i biznesu budowały kapitalizm i centra wielkiego kapitału (wbrew stereotypom tak wyglądał w znacznej mierze również XIX-wieczny kapitalizm, również brytyjski, wspierany kanonierkami Jej Królewskiej Mości), my z braku suwerenności byliśmy zepchnięci na boczny tor tych procesów. Takie trendy bardzo trudno jest zmienić – także we współczesnej Polsce często szydzono z wizji gospodarczej suwerenności naszego państwa, sprowadzając rzecz do zero-jedynkowego dylematu: utopia gospodarczej autarkii kontra całkowite podporządkowanie choćby niemieckiej gospodarce. Dziś cała sztuka polega na tym, żeby zobaczyć, na jakich polach da się stopniowo odbudowywać polską suwerenność gospodarczą. Zostawmy na boku przesadny optymizm telewizji publicznej i skrajny pesymizm opozycyjnych telewizji: trzeba iść do przodu i grać na długofalowe pozytywne zmiany.

Także dlatego premier Morawiecki potrzebuje kredytu zaufania od elektoratu Prawa i Sprawiedliwości. A jeśli rzecz pójdzie pomyślnie, stworzy wokół siebie środowisko polityków, ekonomistów, prawników, biznesmenów, którzy będą o polskiej gospodarce myśleli ambitniej, niż czyniono to dotychczas.


Tekst pierwotnie ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie"

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka