Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
1212
BLOG

Największe zwycięstwo narodowego socjalizmu - dzisiejsza nienawiść między jego ofiarami

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 60

Najstraszliwszym zwycięstwem niemieckiego narodowego socjalizmu zza grobu byłoby, gdyby jego największe ofiary rzuciły się sobie do gardeł. Od kilku dni żyjemy w głębokim cieniu historii, jej najboleśniejszych kart – zarówno dla Żydów, jak i Polaków, dla Romów, Rosjan, dla wszystkich, których zdeprawowany nazizmem niemiecki naród uznał za niegodnych pełni ludzkich praw lub życia.

To gorzka lekcja, ostatnie dni – lekcja straszliwej obcości dwóch perspektyw narodów, zdawałoby się, zabliźnionych już we wspólnym rozumieniu tamtej pamięci. Nie zawsze łatwej, bo Żydzi pamiętają przedwojenny polski antysemityzm, pamiętają też krzywdy doznane od nielicznych Polaków zniszczonych i zdemoralizowanych wojną. A my pamiętamy Żydów w służbie sowieckiej. Ale gdy wschodni Europejczycy, w tym wschodnioeuropejscy Żydzi wykrwawiali się, niemieccy nadludzie projektowali im piekło na ziemi. Przemyślnie, nie dlatego, że ich szczuto na jeszcze słabszych. Dziś z tych Polaków, którzy pod okupacją niemiecką okazali się nikczemni robi się miarę tamtych zbrodni – gdy Niemcy już z niczego tłumaczyć się nie muszą.

Boli jeszcze coś innego, najbardziej chyba polskim bólem. Ilekroć przypominają mi się „Promieniowania” Ernesta Jüngera, widzę niemieckiego oficera w czasie II wojny światowej, jak w Paryżu bywa u francuskiej arystokracji, jak cieszy się rozmowami z francuskimi intelektualistami z dawnych rodów, jak zabawia dystyngowane francuskie damy – ot, cywilizowany zdobywca w podbitym, ale ze sporą dozą szacunku traktowanym mieście. W tym samym czasie mordowano planowo polską inteligencję, polską profesurę przetrzebiono już wcześniej, na ulicach Warszawy regularnie urządzano łapanki. Losy tych dwóch miast pod okupacją niemiecką wiele mówią o tym, jak w czasie wojny przebiegał podział na gorszą i lepszą Europę. 

Mieliśmy podczas II wojny światowej swoje podziemne państwo, znacznie silniejsze niż konspiracje wielu zachodnich krajów w tamtym czasie. Ono surowo karało także tych, co zabijali Żydów i pomagali Niemcom. To była polska wola polityczna tamtego czasu – o czym zachód nie chce pamiętać. Ale straciliśmy suwerenność, nie przez swoją lekkomyślność i zaniedbania, nie dlatego, że choć przez moment byliśmy po stronie Osi, ale za przyzwoleniem naszych aliantów, zatroskanych – co właściwie najzwyklejsze pod słońcem – przede wszystkim o własne interesy.

Czy mówić dalej tę lekcję historii? Dla nas jest oczywista. I wydawało się, że pojmuje ją już jako tako świat. Nie, nie jesteśmy narodem bezgrzesznym. I nie brak i dziś wśród Polaków, także wśród arcy-Polaków, ludzi nikczemnych i głupich, a głośnych. I wykazujących jakąś dziwną tendencję, żeby potwierdzić najgorsze antypolskie stereotypy w świecie. Ale może oni mieliby dziś znacznie mniej do powiedzenia, gdyby pozwolono nam po drugiej wojnie światowej przeżyć i przedyskutować własną historię na własny rachunek, a nie pod dyktando Moskwy i jej tutejszych namiestników.

Współ-rozumieć przychodzę, nie wspó-nienawidzić – tak chciałbym sparafrazować znane zdanie z „Antygony” Sofoklesa. Ale tak trudno zrozumieć, że nawet zestarzałe zło może bardzo ranić, że dwie polityki historyczne, które powstały wskutek podobnej traumy, nagle się zderzają. 

Jedno jest pewne: państwo polskie musi naprawdę sensownie zainwestować w sprawne struktury pamięci. Budowane na dobrze uargumentowanych racjach, a nie jedynie poczuciu dziejowej krzywdy.


To zapisana wersja mojego cotygodniowego felietonu dla Polskiego Radia 24. Wersja do odsłuchania pod linkiem.

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka