Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
551
BLOG

Jak nie wejść w buty elit III RP. O polskiej pracy

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Praca Obserwuj temat Obserwuj notkę 22

Zaharujecie się na śmierć, ale dogonimy Zachód – tak wyglądał pomysł transformacyjnych elit na modernizację. Był to przede wszystkim sposób na sprowadzenie polskiego społeczeństwa do roli taniego zasobu na peryferiach bogatszej Europy.

Przeróżne konfederacje i związki pracodawców przez kolejne dekady III RP chętnie podtrzymywały mit leniwych i roszczeniowych Polek i Polaków. Nie bez powodu. W przestrzeni publicznej tak sformułowane argumenty, więcej niż chętnie nagłaśniane przez liberalne media, pomagały podtrzymać chory stan rzeczy. Gwarantowane ustawowo dwie wolne niedziele w miesiącu to nie jest zwycięstwo antyrynkowej ideologii – to przywracanie oddechu i życia rodzinnego milionom Polek i Polaków.

Zapracowany jak Polak. Zmęczona jak Polka

Według badań Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) jesteśmy nie tylko jednym z najbardziej zapracowanych narodów Europy. Z 1963 godzinami przepracowanymi w ciągu roku należymy do światowej czołówki pracującego globu. Przed nami są: Meksyk, Rosja, Grecja, Korea Południowa, Chile i Kostaryka. Zdecydowanie mniej od nas pracują: Holendrzy, Francuzi, Niemcy, Norwegowie. Znacząco mniej czasu od nas spędzają w pracy również nasi południowi sąsiedzi. Dodajmy, że to analizy na podstawie oficjalnych danych. A co z pracą na czarno, z nieuwzględnionymi nadgodzinami oraz uśmieciowieniem rynku pracy, które z reguły sprawia, że szczególnie mniej majętni ludzie pracują więcej, ale za mniejsze pieniądze?

W systemie wyzysku po polsku coś trzeszczy – pokazują to inne dane. Pisałem niedawno w „Codziennej”, że w naszym kraju zdecydowanie przybywa pracowników z Ukrainy. Do niedawna mówiono, że w Polsce pracuje ok. 2 mln ludzi z tego kraju. Okazuje się, że w 2017 r. firmy zgłosiły 1,3 mln oświadczeń o zamiarze powierzenia pracy Ukraińcom. To nieoficjalne dane Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (podaję je za „Nowym Obywatelem”). To pozwala wnioskować, że mamy zdecydowanie więcej niż 2 mln Ukraińców na naszym rynku pracy. I coraz częściej to oni sygnalizują istniejące patologie.

Ucywilizować rynek pracy

Trzykrotnie wzrosła liczba zasadnych skarg obywateli Ukrainy wobec naszych pracodawców – podaje Państwowa Inspekcja Pracy. Podstawowym problemem jest nielegalne zatrudnianie Ukraińców, które często prowadzi do niewypłacania całości lub części umówionych pieniędzy. Pracownicy ze Wschodu skarżą się również, że nie dostają minimalnego wynagrodzenia: czy to miesięcznego, czy to godzinowego.

Wieloletnie wysokie bezrobocie przyzwyczaiło część pracodawców, że niespecjalnie muszą się przejmować standardami zatrudnienia. Przekonanie, że zawsze znajdą się tani i zdesperowani pracownicy i pracownice z pętlą lichwiarskiej chwilówki na szyi, jednak okazało się złudne. Sytuacja na tyle się zmieniła, że rośnie presja społeczna na ucywilizowanie polskiej pracy. Znamienne, że również ukraińscy pracownicy coraz częściej domagają się lepszych czy po prostu godziwych warunków zatrudnienia. Sądzę, że zdają sobie coraz lepiej sprawę, iż pracodawcy już im nie robią łaski, przyjmując do pracy.

Ustawiona gra

Zmiany na lepsze prawne i instytucjonalne podejście do pracowników to duża zasługa rządu Beaty Szydło i ówczesnego Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Po latach platformerskiego przyzwolenia na dziczenie rynku pracy rządząca partia odważyła się powiedzieć „nie” złym praktykom, choć wywołało to przecież sarkanie również wśród neoliberalnej części PiS-owskiego elektoratu. Ale PiS zrozumiało, że model przemian oparty na dociskaniu świata pracy kolanem do ściany będzie miał katastrofalne skutki społeczno-gospodarcze. To zresztą wymowne, że wicepremier Jarosław Gowin pod egidą PiS u musi o wiele bardziej ważyć słowa w kwestiach ekonomicznych niż w czasach, gdy był prominentnym politykiem Platformy Obywatelskiej.

Przez dekady III RP przekonywano polskie społeczeństwo, że wyłącznie od indywidualnych predyspozycji zależą czyjeś bogactwo, o wiele powszechniejsza niezamożność lub bieda. Pojedyncze kariery ludzi środowiskowo i rodzinnie dobrze umocowanych u szczytu przeróżnych grup wpływów przedstawiano jako indywidualny sukces. „Nie jesteś bogaty/bogata? Widocznie za mało się starasz, masz złe nastawienie, za mało pracujesz, nie jesteś zmotywowany” – moglibyśmy długo śledzić korowody sloganów, za pomocą których urabiano opinię publiczną. W III RP nie wypadało pytać, dlaczego dzieci i wnuki ludzi bogatych są z reguły bogate, a dzieci i wnuki biednych i niezamożnych pozostają biedne i niezamożne. Rzadko kto się też dziwił, bo pamięć ludzka jest krótka, że nie tylko w telewizyjnych i biznesowych realiach z dekady na dekadę powtarzają się te same nazwiska. Młode buzie – te same rody: często niezależnie od opcji politycznej.

Polska kilku prędkości

W III RP nie wypadało mówić i o tym, że właściwie od początku transformacji cała gra była ustawiona. Tak skonstruowano strukturę społeczno-gospodarczą III RP, żeby pracownicy najemni, czyli ogromna część Polek i Polaków, zdecydowana większość polskich rodzin, po prostu żyli na kredyt. Jedni na bogatszy kredyt, drudzy na biedniejszy; jedni na bardziej cywilizowany, drudzy na najbardziej dziki – ale przede wszystkim na kredyt. Niskie pensje, wysokie bezrobocie, długa praca i wieczny szantaż, że pracujemy za mało i jesteśmy zbyt roszczeniowi – taki model przemian przyjęły transformacyjne elity. Według niego też wciąż niestety w znacznej mierze żyjemy: opór materii jest znaczny, a bogaci i wpływowi dobrze pilnują swoich interesów.

W tym opisie sytuacji nie chodzi o moralizowanie. Dziś już wiadomo, że mamy do czynienia z poważnym problemem społeczno-gospodarczym. PiS zdiagnozowało to zjawisko jeszcze przed wygranymi wyborami jesienią 2015 r. Polska jest podzielona na kraj kilku prędkości. Tak jak mówimy o Europie dwóch prędkości, ze wszystkimi tego konsekwencjami, tak i III RP była państwem podzielonym na zdecydowanie różne sfery rozwoju.

Te podziały i bariery przebiegają przeróżnie: społecznie, regionalnie, kulturowo, administracyjnie, historycznie, ale charakterystyczną cechą całości jest choćby warszawocentryzm i narzucenie całemu krajowi wielkomiejskiej optyki. Istotną częścią przekazu tej uprzywilejowanej grupy było bagatelizowanie i deprecjonowanie świata pracy najemnej. PiS zmieniło to choć trochę. Oby nie powróciło w koleiny opowieści, która uwzględnia jedynie interesy biznesu.


Tekst pierwotnie ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie"

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo