Pisząc „młodzież” mam na myśli tych wszystkich, którzy podnosząc nieśmiało paluszki w górę deklarują swoje delikatne poparcie dla postępków Marka Migalskiego i jego słów, wszystkich tych którzy mówią, że „nie stało się przecież nic złego”. Mam na myśli ludzi, którzy chcą, by nawiązano wewnętrzny dialog w partii czy jak to się tam nazywa i liczą na to, że dialog ów przyczyni się do pomnożenia dobra na świecie.
Nie przypominam sobie, jeśli wy sobie przypominacie to mnie poprawcie, żeby jakikolwiek dialog prowadzonych w atmosferze zagrożenia, poparty wyzwiskami, insynuacjami i wrzaskiem doprowadził do czegoś dobrego. Nie wiem czy ludzie deklarujący chęć zmian, choćby taki Migalski, rozumieli w ogóle co się wokół nich dzieje, by potrafili rozpoznać zagrożenia i pojmowali po co w ogóle znaleźli się w polityce.
Ukazała się oto informacja, zawierająca wypowiedź pana Grzegorza Schetyny dotyczącą posłanki Kluzik-Rostkowskiej i posła Poncyliusza. Pan Schetyna ogłosił, że ludzie ci są polskiej polityce potrzebni. Nie ogłosił co prawda do czego są potrzebni, ale z tekstu da się wywnioskować, że do tego samego do czego potrzebny był Antoni Mężydło. Czy do wykazania, że z prezesem Jarosławem Kaczyńskim współpracować się nie da. Nikt oczywiście nie zaproponował pani Kluzik-Rostkowskiej i panu Poncyliuszowi członkowstwa w PO, ale kwestia ta zawisła w powietrzu i jak przypuszczam wywołała uśmiechy pełne zrozumienia i akceptacji na twarzach wielu ludzi. Tak to właśnie jest bowiem, że ci którzy przestają rozumieć okoliczności, w których przyszło im działać i powagę chwili pierwsi chwytają za pióro i składają podpis pod cyrografem. Dookoła strzelają korki od szampana i ogłasza się fiestę. Co będzie później, nikt nie myśli.
Zastanawiające jest to, że owa kokieteria wobec pisowców dotyczy zawsze osób, które dobrze wyglądają w telewizji i jakoś się tam prezentują medialnie. Zwykle lepiej niż prezes, który jest mały, gruby, ma tyłozgryz i zamiast mówić skrzeczy. Nie wiem jak mówi poseł Poncyliusz, bo dobry Pan Bóg nie dał mi jeszcze możliwości posłuchania jego głosu, ale wygląda zgoła inaczej. Jest wysoki, ładnie posiwiał i do twarzy mu w kapeluszu. W sam raz nadaje się do tego, żeby go pokazywać przez dwa wieczory, a potem przesunąć do dziesiątego rzędu. Nie wygląd jest bowiem w polityce ważny, wygląd to jedynie taka medialna pułapka na frajerów, o czym Migalski, Kluzikowa i Poncyliusz mogą nie wiedzieć. Wystarczy jednak jeden rzut oka na uśmiechającego się ministra Grzegorza Schetynę i wszystko staje się jasne. Dla mnie. Czy dla nich? Nie mam pojęcia. Mam za to nadzieję, że tak, że oni też to rozumieją. Choć mogę się oczywiście mylić.
We wprost ukazał się ponoć wywiad z panią Joanną Kluzik-Rostkowską. Nie czytałem go i proszę mnie poprawić jeśli się mylę, ale obstawiam, że było tam dużo o rodzinnych obowiązkach, zwykłym życiu nie do pogodzenia z polityką, kobiecości w polityce i potrzebie większej wrażliwości i innego spojrzenia na to, na co tak surowo patrzy dziś prezes? Źle napisałem? Nie o tym był wywiad? No trudno.
Cała ta żartobliwa atmosfera, cały ten brak powagi i kokieteria w wykonaniu ministra Schetyny, może mieć – bo przecież nie musi, musi to na Rusi jak się kiedyś mawiało – drugie dno. Może – bo nie musi – doprowadzić do sytuacji kiedy wróg największy i najgorszy – Jarosław Kaczyński zostanie medialnie tak zmarginalizowany, że nie będzie potrzeby pokazywania go w telewizji. W rzeczywistości będzie on nadal potrzebny wielu ludziom, ale kto by się tym przejmował.
Jeśli uda się wychować konstruktywną opozycję pod przewodem Poncyliusza i Migalskiego ze wsparciem pani Kluzik, wtedy okaże się, że prezes jest niepotrzebny. I wcale nie musi być tak, jak twierdzi toyah, istnienie Kaczyńskiego jest warunkiem koniecznym powodzenia PO, Kaczyński może zniknąć jak już znikało wielu polityków, a jego miejsce zajmie owa konstruktywna opozycja, która kiedy już zorientuje się w co wdepnęła, będzie próbowała grać tak, jak to robił Kaczyński. Będzie już jednak na to za późno, bo zawieranie szemranych układów, nawet na „gębę”, nawet z facetami którzy się szeroko uśmiechają, kończy się źle. Poradzić zaś sobie z panem Poncyliuszem i panią Kluzik i z Migalskim będzie ministrowi Schetynie dużo łatwiej niż z jednym samotnym Jarosławem Kaczyńskim.
Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl
Inne tematy w dziale Polityka