coryllus coryllus
314
BLOG

O pomnikach

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 3

Ostatnim postawionym w stolicy monumentem upamiętniającym męża sławnego i zasłużonego jest pomnik Romana Dmowskiego w Alejach Ujazdowskich. Pomnik ten, ani brzydki ani ładny wzbudził z miejsca liczne kontrowersje, a to ze względu na osobę którą ma upamiętniać. Jak wiadomo Roman Dmowski nie darzył przesadną sympatią narodu wybranego i innych niż polski narodów. Nie był to w tamtych czasach wyjątek i nie ma się czemu dziwić. Dmowskiemu pomnik się należał i należy, ponieważ pan ów, o czym nie chcą pamiętać niektórzy był jednym z trzech, obok Piłsudskiego i Paderewskiego, architektów niepodległości naszego państwa po I wojnie światowej. To wystarczy, żeby człowiekowi postawić pomnik. Jego poglądy mają tu mniejsze znaczenie. Spróbujmy sobie bowiem wyobrazić, że ktoś w Izraelu próbuje zbojkotować ustawienie monumentu Ben Guriona, bo ten nie żywił ciepłych uczuć dla Arabów. Czy jest to do pojęcia, dla szanownych czytelników? Dmowski nie był faszystą, nie był hitlerowcem, zdecydowanie przeciwstawiał się polityce kanclerza Hitlera i, jak pamiętamy, był w ogóle antyniemiecki. Wyciąganie na pierwszy plan jego antyżydowskich fobii jest nadużyciem. Nie z ich powodu Dmowski jest ważny dla Polski i jej historii.

 
Pamiętam czasy, kiedy każdy odbrązawiacz historii mówiąc o Kazimierzu Wielkim dodawał, że był to babiarz i erotoman, który w dodatku zabił księdza chcącego za pomocą sakramentu spowiedzi powstrzymać te jego ekscesy. Opowieści takie, barwne – przyznaję – nie miały się nijak do zasług króla i jego roli w historii kraju. Co się jednak powiedziało to się powiedziało, a każdy słuchacz zapamiętał z tego co mu tam najbardziej do serca przypadło. Trochę podobnie jest z Dmowskim i innymi pomnikami w Warszawie.
 
Kiedy stawiali pomnik Starzyńskiemu, postaci jakby nie spojrzeć kryształowej, koniecznie trzeba było dopowiadać, że nie był prezydentem z wyboru tylko z mianowania. Pomnik, stojący przy Placu Bankowym także się nie podobał i choć dziś emocje towarzyszące jego odsłonięciu nieco opadły dalej można usłyszeć, że Starzyński stoi w cygańskiej spódnicy – bo z tym się ludziom kojarzy odlany z brązu plan Warszawy, który prezydent trzyma przed sobą.
 
Aż dziwne, że nikt nie czepiał się bizantyńskiego w wymowie pomnika prymasa Wyszyńskiego przed kościołem Wizytek. Siedzi sobie ksiądz prymas w fotelu, zamyślony na losem kraju i świata, a odziany przy tym jest w szaty liturgiczne i wygląd ma oficjalny wielce. Nic z luzu, nic z metafory, nic ze rzeźby awangardowej. Sama statyka i tradycja i nikomu to jeszcze nie przeszkadza, a co dziwniejsze nie przeszkadzało także dawniej. Naród widać jednak nie jest tak do końca zepsuty, jak to się wydaje panom grającym w piłkę przed pałacem prezydenckim.
 
Gorzej troszkę jest z pomnikami Jana Pawła II, których i więcej jest w kraju i bardziej są różnorodne. Łączy je wszystkie jednak to, że ich ilość bywa regularnie kwestionowana przez rozmaite postępowe ruchy. Pomników tych jest wiele, to prawda, ale widocznie wierni i pasterze, a także włodarze miast, wsi i przysiółków mają ochotę na to, by te monumenty wystawiać. Z nielicznymi wyjątkami pieniądze na nie bierze się z kieszeni prywatnych ofiarodawców, lub budżetów miejskich czy też parafialnych. Nie wszystkie one są ładne, ale w Polsce trudno dziś o zdolnego rzeźbiarza, a jeśli już się na takiego trafi, to cena, którą zaśpiewa ów zdolny pan, jest dla przeciętnej parafii czy nawet miasta wprost zaporowa. Pomnik jednak fajna rzecz i warto mieć go u siebie, stąd pomysły by zatrudniać twórców mniej zdolnych, ale za to tańszych.
 
Dyskusja nad pomnikami papieża Polaka wraca zawsze jeśli pojawia się gdzieś projekt upamiętnienie jakiejś patriotycznej rocznicy lub człowieka istotnego dla naszej historii jednoznacznie, bez żadnych ideologicznych niedomówień. W tygodnikach „Przekrój”, „Polityka” i innych o podobnym profilu pojawia się zaraz jakiś „głos rozsądku”, który nawołuje do tego, by żyć przyszłością, a nie przeszłością, by budować przedszkola, a nie pomniki. Bo te ostatnie są niepotrzebne i zaśmiecają jedynie przestrzeń publiczną.
 
Są oczywiście pomniki słuszne, które stawiać należy, takie na przykład jak pomnik ku czci żołnierzy bolszewickich poległych pod Ossowem, który nie wiadomo dlaczego nazwany został kwaterą żołnierską. To tak jakby pomnik Nowaka- Jeziorańskiego na Powiślu nazwać ławeczką w parku. Nie jest to ławeczka, choć taki ma kształt i pan który na niej siedzi nie powie nam dzień dobry i nie uchyli kapelusza kiedy obok niego przysiądziemy. Nie o bolszewikach jednak chciałem dziś tu wspomnieć. Szykuje się bowiem odsłonięcie kolejnego „słusznego” pomnika. Na Woli mianowicie ma stanąć monument upamiętniający Ludwika Waryńskiego. Jeśli ktoś pamięta dawne sto złotych, to wie o kim mówię. Łysiejący pan w binoklach i ubogim kabaciku, który założył pierwszą w Królestwie Kongresowym partię robotniczą o nazwie „Proletaryat”. Został za to skazany na twierdzę, gdzie umarł „wypluwając płuca”, jak to pięknie opisał poeta. Ja nie mam nic przeciwko Waryńskiemu żeby była jasność, każdy kto próbował wygonić stąd ruskich jest bohaterem obojętnie czy robił to pod czerwonym czy biało-czerwonym sztandarem. Kłopoty z identyfikacją zaczęły się później. Ci z czerwonymi sztandarami chcieli ich zaprosić ponownie, czemu przeciwstawili się ostro faceci latający po polu ze sztandarem dwukolorowym, ale Waryński już tego wszystkiego nie doczekał, więc winić go za to nie można.
 
Pomnik ustawią, ale – idę o zakład – żaden głos krytyki w prasie się nie pojawi. Nie będzie zwyczajowego przy pomnikach papieża gadania o przedszkolach i marnowaniu pieniędzy. Na odsłonięcie zaś monumentu zlecą się pewnie jak kawki wszystkie uważające się za lewice dzieci z warszawskich, dobrych i zasobnych domów. Po to oczywiście, by zamanifestować solidarność z najświętszymi ideami „Proletaryatu” i utwierdzić się w przekonaniu, że walka klas zaostrza się w miarę jej prowadzenia. A wszystko to zostanie opisane przez wiodące tytuły prasowe i pokazane w telewizji tak jak zwykle pokazuje się rodzinne pikniki: z balonikami i watą cukrową. I tylko te wyplute przez Waryńskiego płuca pójdą w zapomnienie, bo zupełnie nie będą pasować do stworzonego przez media klimatu.

Tekst ukazał się w bieżącym numerze "Warszawskiej Gazety"

Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka