coryllus coryllus
4595
BLOG

Ojciec zrobił swoje, ojciec może odejść

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 15

Nie mam zielonego pojęcia jak wygląda zakonne życie, wyobrażam je sobie jednak w sposób tradycyjny, sienkiewiczowski można by rzec. Ono zapewne jest inne i fakt ów przyjmuje do wiadomości, ale jednak niechętnie. Do niedawna w ogóle nie miałem pojęcia, że ojciec Maciej Zięba jest szefem jakiegoś instytutu, w głowie nie mogło mi się pomieścić, że zakonnik, który wstaje o świtaniu i wita dzień pieśnią i modlitwą może zajmować się takimi rzeczami. Tak jak w głowie nie mogły mi się pomieścić doniesienia o tym, że jacyś inni ojcowie opuścili zakon, bo zwątpili w bóstwo Chrystusa. To jest proszę Państwa argument tak dęty i frajerski, że przytaczanie go w piaskownicy, gdzie bawią się jedynie dzieci ateistów wywołałoby wesoły rechot. Śmiały by się te bezbożne dzieci i ich bezbożne matki, a kiedy bezbożni ojcowie wróciliby z pracy na wieść o tym, że zakonnicy jacyś zwątpili w bóstwo Chrystusa i Go odstąpili pukaliby się w czoło lub rysowali na tym czole małe kółka palcem. 

Człowiek zaś wychowany w tradycji i wierze na argumenty te zareagowałby podobnie, choć może nie śmiałby się tak głośno jak tamci. Argument usprawiedliwiający odstąpienie Chrystusa jest argumentem reklamowym, promocyjnym i nadaje się do sprzedawania książek, ale tylko w niewielkich ilościach i w niektórych rynkowych niszach. Do niczego więcej. Ma poza tym tę ciekawą właściwość, że „utlenia” się bardzo szybko i nic zeń nie zostaje. Nic poza tym co naprawdę kierowało zakonnikami opuszczającymi mury klasztorne. Prawdy jednak możemy się zwykle tylko domyślać, no chyba że jakiś ojciec czy brat wejdzie w konflikt ze swoimi nowymi mocodawcami, wtedy ci bez skrępowania ogłaszają co on tam ma za pazurami i jaka lampa nad nim świeci. Ojciec Maciej Zięba niczego co prawda nie negował i nie zapuszczał się w jakieś obyczajowe chaszcze, choć może nie wiemy jeszcze wszystkiego, a prawda spływać będzie na nas powoli, w miarę przeglądane będą kwity i faktury tego całego instytutu, ojciec Zięba – jak to ogłoszono z właściwą mediom w Polsce dyskrecją – miał jedynie problem alkoholowy.
 
W publicystyce panuje taka maniera – kiedy pisze się o kimś znanym, że był lub jest człowiekiem towarzyskim – oznacza to ni mniej ni więcej tylko tyle, że pan nie mógł przejść spokojnie obok żadnej dziewczyny nie złożywszy jej propozycji wspólnego wykąpania się w kabinie prysznicowej. Kiedy piszę się o kimś, że był birbantem to znaczy tyle, że człeczyna ów chlał na umór, zadawał się z elementem, zaniedbywał dom i rodzinę, a wódeczka i zakąski były dla niego całym światem.
 
Przypuszczam więc, że ów eufemistyczny zwrot „ojciec Zięba miał problem alkoholowy” jest tej samej klasy. Przypuszczam, że w biureczku ojca, tak jak i w biureczkach innych ważnych dyrektorów i menedżerów stała zawsze buteleczka czarnego Jasia Wędrowniczka, a kiedy ojciec miał ważne spotkanie i na nieszczęście zdarzyło mu się wcześniej z tym Jasiem zaprzyjaźnić, wpuszczał sobie do oczu – wzorem innych znakomitych dyrektorów i menedżerów - jakieś kropelki, żeby oczy te nie latały na wszystkie strony i nie świeciły takim upiornym blaskiem. Ludzie tak robią i ojciec Zięba – jeśli mu się to zdarzało, bo nie twierdzę, że tak było – nie byłby w tym odosobniony.
 
W dzisiejszej Rzeczpospolitej Piotr Semka poświęca ojcu Ziębie swój felieton. Jest on dużo bardziej poważny i zrównoważony niż to co ja tu piszę. Mam jednak wrażenie, że trudno panu Semce ukryć satysfakcję z tego, że tak się ten Zięba brzydko wpakował. Ja, choć zacząłem ten tekst szyderczo chciałbym go skończyć poważnie.
 
Przypadek ojca Zięby i innych ojców, którzy opowiadają o tej utracie wiary w bóstwo Chrystusa, o swoich rozczarowaniach zakonem – to też jest niezłe – tak jakbym jak nagle zaczął opowiadać o rozczarowaniach moimi dziećmi, bo myć je trzeba co rano i karmić – to jeszcze jeden sposób lub jak kto woli pretekst by mówić o słabości kościoła.
 
Przypadek ojca Zięby jest przypadkiem filmowym i szkoda, że nie powstanie z tego scenariusz, a może nie szkoda, może dobrze, bo jakby się wziął za to jeden z naszych mistrzów kamery to koniec – litość i zapomoga – jest to przypadek człowieka, który zamienił wiarę na układ polityczny. I w układ ten uwierzył, a kiedy miał wątpliwości sięgał po butelkę. Historia prosta i dla wielu pewnie prostacka. Myślę jednak, ze wcale taka nie jest. Gdyby pokazać jak ci wszyscy solidarnościowi rewolucjoniści ze styropianu zamieniają się w polityków małego, bo przecież nie dużego kalibru i jaką satysfakcję sprawia im manipulowanie chorym zakonnikiem, który firmuje ich różne poczynania, nie piękne jak przypuszczam, ale też nie bardzo straszne. Ot zwyczajne, na poziomie średnio zamożnego niemieckiego landu. Gdyby pokazać jak różnymi językami mówią bohaterowie i jak bardzo nie rozumieją się w tej swojej współpracy, wyszedłby z tego całkiem poważny dramat. Trzeba by jednak zatrudnić do tego reżysera z prawdziwego zdarzenia, a takich już niema. Zostawmy więc to i miejmy nadzieję, że ojciec Zięba nie będzie próbował terapii za pomocą pisania wspomnień i publicznego rozliczania się z własnym sumieniem. Miejmy nadzieję, że Szymon Hołownia nie poprosi go o wywiad rzekę. Jeśli tak się stanie to już będzie naprawdę źle i nawet taki bezbożnik jak ja nie zdoła ojca Zięby obronić.
 
Nie widziałem tego całego solidarnościowego show, ale jeśli rzeczywiście pękło tam dziewięć dużych baniek to znaczy tylko tyle, że ktoś jeszcze prócz ojca Zięby powinien opuścić mury instytutu lub może mury jakiegoś urzędu, bo taka suma nie może być w żaden sposób rozpisana na jednego tylko człowieka. No, ale wyszło jak wyszło.
 
Nie jestem ekspertem od spraw wiary, ale nie mogę opędzić się od myśli, że gdyby ojciec Zięba prócz tej wódki i tych pieniędzy powiedział jeszcze to co inni, gdyby powiedział, że zwątpił w bóstwo Chrystusa to wtedy wszystko byłoby w porządku. Wtedy nikt nie wyciągałby mu alkoholizmu, nie napisano by tych szyderczych kawałków w GW, a może nawet udałoby się utrzymać go na tym nieszczęsnym stołku. Opowiedziałby tylko potem jak to było z tym jego zwątpieniem i mógłby chlać spokojnie dalej, jak każdy prawdziwy pijak, bez ukrywania się, bez wody kolońskiej wylewanej za kołnierz, bez kropelek do oczu. I nikt, żadna dziennikarska czy publicystyczna łachudra nie mogłaby mu zarzucić, że postępuje wbrew zasadom. Stało się jednak inaczej i to wbrew pozorom bardzo dobrze rokuje. Jeśli się jeszcze tylko uda ojcu Ziębie nie wydać tych wspomnień to wszystko będzie w porządku.

Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (15)

Inne tematy w dziale Polityka