Wszyscy doskonale pamiętamy jakie były przyczyny upadku pierwszej Rzeczpospolitej, wszyscy wiemy na ten przykład, że mocium panowie równi wojewodzie za nic nie mogli się skalać pracą, ani handlem bo to uwłaczało ich godności i narażało na utratę klejnotu. Owa wpływowa warstwa nieoświeconych nierobów, zmanipulowanych do granic durniów pewnych swego i szydzących ze wszystkich dookoła doprowadziła wespół ze sprzedajnymi magnatami, którym się od bogactwa we łbach poprzewracało, do upadku kraju. Ci którzy chcieli reform i poprawy rządu byli niestety w mniejszości, a nawet gdy dnia pewnego znaleźli się w dogodnej pozycji do politycznej rozgrywki okazało się, że ich wyrobienie i zdolności percepcyjne są bliskie zeru.
Nie nadawali się do tego by robić politykę w czasach, w których przyszło im żyć. – Polski nie uratuje nikt, tylko jaki Sulla – pisał ksiądz Staszic i była to najświętsza prawda. Osobnicy pokroju Kościuszki nie mieli na to szans, może gdyby zamiast tego nieszczęsnego Kościuszki na czele insurekcji stanął Kazimierz Pułaski sprawy potoczyłby się inaczej. Ten nie zawahałby się przed powieszeniem króla, nie rozdzieliłby wojska przed decydującą bitwą i nie odsyłał swoich najlepszych ludzi do Wielkopolski. On w ogóle zabrałby się do tego wszystkiego inaczej. I po latach nikt nie pisałby z przekąsem, że na rynku w stolicy powieszono portrety zdrajców. Te wisiałby w nowym gmachu muzeum sztuk, które otwarto by zapewne po zwycięstwie i cudownym ocaleniu kraju przez zalewem barbarzyństwa. Kazimierz Pułaski zginął jednak w 1779 ratując zupełnie inny kraj i wyszło jak wyszło.
Coś nam jednak z tamtych heroicznych i smutnych lat zostało, rzekłbym nawet że utrwaliło się w genach. Jest to pogarda dla pracy i głębokie przekonanie, że majątek i wpływy darowane, albo wręcz wylizane z pewnego miejsca lub po prostu skradzione są lepszej próby niż te powstałe z pracy rąk i umysłu, lub wywalczone własną zapobiegliwością. Jest w wielu Polakach głębokie przekonanie, że człowiek zapobiegliwy to frajer i lewus, rację ma jedynie ten, który wie u jakiej klamki się uwiesić. On bowiem właściwie rozpoznaje okoliczności i wie skąd wiatr wieje. Osiemnastowieczna szlachta gardłująca za utrzymaniem wolności miała podobne projekcje, oni także wiedzieli skąd wiar wieje, a najwięcej wiedział niejaki Szczęsny Potocki. Ten wiedział wręcz wszystko co należy, bo informacje dostawał ze źródła najlepszego z możliwych, które przecież nie mogło okłamywać człowieka tak zasłużonego. Owe projekcje, tak wtedy jak i dziś, oparte są na hierarchii całkowicie nie kompatybilnej z tym co dzieje się na świecie. Tomasz Lis na przykład nie mógłby zostać dziennikarzem w CNN, bo to jest tak różna jakość od tego co robi pan Lis jak różny był Wiliam Pitt Młodszy od wspomnianego Szczęsnego Potockiego, a Horatio Nelson od Kościuszki. Oczywiście, gdy patrzymy na rzecz całą ze środka układu, z wnętrza hierarchii wydaje się nam, że rzeczy mają się zupełnie na odwrót, ale tamtym również się tak wydawało. Suchorzewski o mało syna w Sejmie nie zarżnął tak mocno zależało mu na wolności.
Tak wtedy jak i teraz budowa tego antyświata rozpoczęła się od dewastacji systemu edukacyjnego. Reforma był spóźniona o co najmniej jedno pokolenie. Nie wystarczyło jej na wychowanie grupy ludzi tak dużej, by powstrzymała ona zdrajców i jurgieltników. Ci których udało się wykształcić i wychować poszli pod miecz lub na emigrację. Pokolenia patriotów dorastających pod zaborami wychowywane były przez zdrajców, bracia Raczyńscy dorastali w domu swojego ojca, który wymyślił dla nich zbożny i znakomity system edukacji, a nie był to przecież patriota w sensie takim, jak rozumiał to Niemcewicz. Ledwo wydostał się z Warszawy w czasie insurekcji, groził mu stryczek jeśli nie rozsiekanie na szablach. Tak to się wszystko dziwnie plotło.
Wracam jednak do pracy. Pracę mamy dziś w pogardzie, szczególnie pracę dla siebie, bierze się to z faktu, że państwo nasze ma ją również w pogardzie i ubliża naszej pracy za pomocą wysokich podatków oraz armii nierobów zatrudnionej w urzędach, która nie ponosząc żadnego ryzyka ani nie wkładając w swoją działalność żadnego wysiłku intelektualnego zarabia sobie pieniążki, od czasu do czasu gnębiąc obywateli i posądzając ich o malwersacje. Praca godna szacunku to jedynie praca dla kogoś, w dodatku kogoś ważnego, kto tę pracę swoją ważnością i pozycją uświęca. To jest w pracy najistotniejsze. Ten zaś, który pracuje dla siebie i żyje z tego co sam zrobi i wymyśli może być traktowany przez innych – tych rozumiejących – jako niegroźny wariat lub człowiek, któremu od czasu do czasu można coś zabrać i wmówić mu jeszcze, że to dla jego dobra.
Mieliśmy tutaj na blogu ostatnio małą sprzeczkę. Oto pojawił się tu pan podpisujący się nickiem Sad_Ripper i oznajmił, że „czerpie pełnymi garściami” z mojego talentu”. Nie powiem, zdziwiłem się. Potem zaś dodał, że nie widzi nic złego w tym kiedy jeden autor, a on jest autorem – tak twierdzi, czego niestety trudno się domyślić czytając jego blog – kiedy jeden autor „pożycza sobie różne stylistyczne figurki od innego autora”. Pan Sad Ripper został, co zrozumiałe, z mojego bloga usunięty. I mam nadzieję, że nie wróci, a jeśli będzie próbował zostanie wyrzucony znowu. Zastanawiam się czy człeczyna ów „czerpie pełnymi garściami” jedynie z mojego talentu czy także z talentów innych kolegów, ale tego niestety nie potrafię stwierdzić. Może okazać się także, że to zwykły troll i fantasta, który siedzi u matki na garnuszku i dłubiąc w nosie wpisuje różne rzeczy na blogach, zwykle takie które poprawiają mu samoocenę. Nie wiem. Nie ważne. Jest w każdym razie pan ów modelowym przykładem tego charakterystycznego stosunku do pracy, do cudzej pracy, który pozostał gdzieś tam głęboko w duszach niektórych, niczym jakiś osad lub flegma. To nie zniknie niestety i przekonuję się o tym coraz mocniej z każdym dniem. Przeciwnie, będzie się pogłębiać, a sprytkowie tacy jak wyżej opisany „czerpiący pełnymi garściami” z cudzych talentów będą mieli się coraz lepiej. Wszak nikt nie będzie ścigał takiego czerpacza, bo on nie robi nic złego. On tylko pożycza. Co innego facet, który wydaje piracką płytę z utworami jakiegoś wyjca. To jest złodziej i on wyjca okrada, a tego robić nie wolno. Ludzie żyjący zaś z pracy koncepcyjnej, piszący, myślący i pracę swą sprzedający na rynku nie wiadomo dlaczego zwanym wolnym, to wszak stado baranów, którym można czasem to i owo zabrać.
Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zaprzaszam na stronę www.coryllus.pl
Inne tematy w dziale Gospodarka