Mój sąsiad, Mietek, jest świadkiem Jehowy, fakt ów ma konsekwencje takie, że nie zwraca on uwagi na niedziele i inne święta kościelne, bo kościół mało go interesuje. Ma swoje święte dni i w dni te nie pokazuje się nikomu z sąsiadów na oczy tylko gdzieś wyjeżdża. W święta zaś takie jak niedziele – nie tylko zwykłe, ale także w Wielkanoc – ma Mietek zwyczaj kosić trawę spalinową kosą kupioną w salonie Stihla lub piłować drewno pilarką zakupioną w tym samym miejscu. Nie jest to z jego strony złośliwość, bo on ma po prostu inny rozkład zajęć niż reszta naszej ulicy. Przyjaźni się nasz świadek z innym sąsiadem, który nie jest co prawda dewotem, ale przestrzega wszystkich świąt i postów, posyła dzieci na religię i kiedy trzeba wywiesza narodową flagę przed domem. Mietkowi flaga zwisa tak samo jak wielka niedziela, ale to także nie jest wynik jakiejś złej woli tylko tego innego całkiem rozłożenia akcentów.
Nikomu z sąsiadów, a już najmniej mi, nie przychodziło do głowy by czepiać się Mietka o to koszenie. Kosi to kosi i już. Pokosi, pokosi i przestanie, w końcu nie każdy musi świętować w niedzielę. Mimo tej dyskrecji i zrozumienia jakie wszyscy okazujemy dla poczynań Mietka, wiem że są ludzie którzy – powodowani niedojrzałością, chorobliwą ciekawością lub zwyczajną pustotą – próbowaliby wdawać się z nim w dyskusje natury religijno obyczajowej. Pomijam fakt, że byłby to dyskusje skazane na porażkę, bo Mietek jest człowiekiem nie dającym się przekonać do niczego, ale mniejsza z tym – istotne jest, że są w okolicy ludzie, którzy zapewne weszliby z nim w jakąś interakcje na tle tego koszenia i piłowania. Może nawet zaczęliby z niego szydzić, kto wie. Może zachowywaliby się podobnie do niektórych kolegów blogerów, którzy patrząc na to co dzieje się przed pałacem prezydenckim wołają – o świry! Chrystusa na króla Polski chcą namaścić. Chcą i co z tego, przecież Mietek kosi w Wielką Niedzielę i jemu wolno, nikt, ale to nikt nie zwraca mu na to uwagi, a gdyby nawet ktoś przyszedł i zwrócił, to jestem pewien, że większość sąsiadów ujęła by się za Mietkiem. Niech sobie kosi, pokosi, pokosi i przestanie. Na tym chyba polega wolność? Nie?
Sprawa z krzyżem przed pałacem jest trochę bardziej skomplikowana, bo krytycy i szydercy podnoszą argument, że krzyż stał na gruncie miejskim. I jako element nie pożądany musiał zostać usunięty. Mietek zaś kosi u siebie i nie trzeba go z nikąd usuwać. No tak, niby prawda, ale posłuchajcie kiedyś jak ta kosa z salonu Stihla głośno pracuje, a od razu przekonacie się, że nie ma tu mowy o jakiejś dyskretnej pracy na prywatnym gruncie. Wszyscy muszą tego słuchać, czy chcą czy nie. I nikt nie protestuje, a mógłby. Dlaczego? Otóż dlatego, że Mietka i jego heretyckie pomysły traktujemy serio i z wielką powściągliwością. Jest to nasz sąsiad, żywy człowiek, może trochę inny, czasem zaskakujący w tych swoich osądach sytuacji, której nie potrafi przecież normalnie zanalizować, bo używa do tego pojęć wziętych z pisma „Strażnica”, ale jest to osoba którą traktujemy serio.
Nie mogę więc zrozumieć dlaczego nie traktuje się serio i z dyskrecją właściwą ludziom kulturalnym i szanującym inne poglądy chęci ukoronowania Chrystusa na króla Polski? Co w tym dziwnego? Dlaczego trzeba szydzić i drwić z tych, którzy stoją pod pałacem prezydenckim i się modlą w intencji wyjaśnienia przyczyn Katastrofy Smoleńskiej? Dlaczego tego rodzaju szyderstwa znajdują się na samym szczycie salonu i widać pod nimi masę komentarzy? Otóż dlatego, że ludzie je piszący mają w głowach coś znacznie poważniejszego niż koszenie trawy w Wielką Niedzielę i intronizację Chrystusa. Mają w głowie wielki plan. W planie tym wyszczególnione jest co trzeba mówić i co robić, by aspirujący do ilorazu czytelnik mógł z miejsca rozpoznać, po której stronie ma się ustawić, by swoje aspiracje zrealizować szybko i bez stresu. Plan ten adresowany jest do ludzi młodych i tak zwanych wolnomyślicieli, którzy pochylają się raz w jedną raz w drugą stronę, nie wiedząc za bardzo po co i dlaczego i nie rozumiejąc do końca argumentów sporu. Założeniem planu jest, by każdy, ale to absolutnie każdy wątpiący, nierozgarnięty, wahający się i poszukujący prawdy oraz treści człowiek, mógł zrozumieć, że zło leży właśnie w tych zabobonach, w tej intronizacji, siedemnastowiecznym wprost i niedzisiejszym rytuale, w wierze, że ta uroczystość ma sens i w oddawaniu czci krzyżowi.
Szyderstwo przepisane planem jest niestety jałowe i niegroźne do póki nie poprze się go pałką lub gazem łzawiącym, to zupełnie tak, jakby ktoś chciał przekonać nas na ulicy, że powinniśmy oprotestować Mietka i jego spalinową kosę. My tego nigdy nie zrobimy. Tak samo – w co wierzę – ludzie nie nasłani, nie przekupieni, nie zatrudnieni na etatach w policjach widnych, tajnych i dwupłciowych – nie będą drwić z krzyża i intronizacji Chrystusa. Robić to będą jedynie ci inni, ci których tu wymieniłem.
ZAinteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl
Inne tematy w dziale Polityka