Nazwa firmy, często, choć nie zawsze pozycjonuje ją na rynku. Mamy takie firmy jak Drewbud, Mostostal i podobne. Uważam, że wybór nazwy przedsiębiorstwa tak, by nazwa ta pasowała do czynności, które stanowić będą jego misję to słuszna droga. Wiadomo także, że nazwa firmy nie powinna być zbyt długa i skomplikowana, bo trudniej zaprojektować logo i trudniej ją zapamiętać. Kiedy więc dziś rano zastanawiałem się jakiej to agencji reklamowej mógłby przewodzić Marek Migalski przyszła mi do głowy nazwa faryzeusz, ale zawstydziłem się zaraz swojego pomysłu, właśnie z tego względu, że jest to określenie zbyt długie, no i wielu osobom narzuca się jakoś samo przez się i staje się dlatego trywialna. Po głębokim namyśle wybrałem więc nazwę „Kajfasz”. O ile dobrze pamiętam Kajfasz był faryzeuszem, udało mi się więc, zupełnie jak w nazwach Mostostal czy Drewbud połączyć dwie rzeczy w jednym wyrazie. Zmieściłem tam również cały ten ładunek emocji, który ostatnimi czasy pan Migalski prezentuje na swoim blogu.
Prócz jasnego określenia celów nazwa winna być także interesująca, a w przypadku agencji reklamowej może być nawet zabawna. Przykładem niech będzie agencja reklamowa o nazwie „Tuba – urząd do spraw nagłaśniania”. To pogodne, sympatyczne zdanie, które od razu mówi klientowi, że trafił pod właściwy adres i załatwią tu dla niego wszystko czego potrzebuje.
Z tym poczuciem humoru bywa jednak różnie. Pan Migalski, na przykład, uważany bywał i bywa nadal za człowieka zabawnego i interesującego, momentami wręcz szampańskiego. Mam na ten temat odmienne zdanie, więc kiedy myślałem o tej nazwie agencji reklamowej, której mógłby szefować nie zastanawiałem się w ogóle nad kwestią czy winna być ona śmieszna czy nie. Mnie pan Migalski po prostu nie śmieszy, a jedyne z czym mi się kojarzy od jakiegoś czasu to nazwa Kajfasz właśnie i to też tylko dlatego, że jest krótsza niż faryzeusz. Dziś rano z właściwym sobie brakiem wyczucia i znajomości form napisał pan europoseł żart polegający na tym, że nawiązując do słynnej powieści Jana hrabiego Potockiego opisał rzekomy „tajny” dokument znaleziony w sejfie jednego z członków PiS, a dotyczący przegranych wyborów samorządowych w roku bieżącym. Pan Migalski w liście tym wyraźnie i według siebie szyderczo wskazał winnych tej klęski. Są nimi posłanka Kluzik-Rostkowska, posłanka Jakubiak, poseł Poncyliusz i on sam. Pociecha z tego taka, że siebie pan Migalski wymienił na końcu, jako osobę winną klęski najbardziej, ale niedocenioną. Ten rzekomy żart kończy się sfingowanym dopiskiem na marginesie dokumentu uczynionym ręką pani Beaty Szydło. Nie wiem w jaki sposób Migalski dobiera sobie przyjaciół i po czym ich ocenia, ale ja widząc raz jeden w życiu panią Szydło pomyślałem sobie od razu, że wolałbym grać w jednej drużynie z nią niż z legionem Migalskich, setką Poncyliuszów i całą klasą Kluzik-Rostkowskich. Być może moja ocena jest zła, pochopna i fałszywa, ale jej nie zmienię, a europoseł z Raciborza przekonuje mnie co do jej słuszności każdego poranka, sam o tym nie wiedząc. Bo i skąd miałby wiedzieć, on ma przecież zupełnie inny klucz dobierania znajomości i przyjaciół.
Nie przypuszczam, choć mogę się mylić, by wymienieni dziś w tekście Migalskiego ludzie, byliby szczęśliwi przeczytawszy tę jego notkę. To jest znany już przedszkolakom chwyt polegający na tym, by tonąc pogrążyć jeszcze kilka osób, ot tak dla towarzystwa, żeby było raźniej. To się nie uda ponieważ ani pani Kluzik-Rozstkowska, ani pani Jakubiak, ani pan Poncyliusz nie zostali z PiS usunięci i nikt jeszcze o żadne przegrane wybory ich nie oskarżył. Nie było także jeszcze wyborów samorządowych, a poseł Migalski drwiąc z nich, w czasach tak trudnych jak obecne wystawia sobie kolejne świadectwo. Można by nawet zaryzykować, że jest to świadectwo zdrowia. Uporczywość z jaką to czyni każdego dnia pozwala przypuszczać, że zdrowie panu Markowi dopisuje oraz, że ogólnie idzie ku lepszemu. I tak już będzie szło aż do następnych euro-wyborów. Potem zaś – się zobaczy.
Nie zastanawia mnie wcale brak reakcji ze strony PiS, nie zastanawia, bo jest to z nielicznymi wyjątkami partia ludzi poważnych, których niełatwo sprowokować. A już na pewno nie łatwo jest to zrobić komuś takiemu jak Marek Migalski. Myślę tylko o tym, że na miejscu Joanny Kluzik-Rozstkowskiej, Elżbiety Jakubiak i Pawła Poncyliusza byłbym ciut zaambarasowany mieszaniem mojej osoby do takich przedstawień. Może nawet zdecydowałbym się na jakiś telefon do Marka Migalskiego i delikatną reprymendę. Jakieś przyjacielskie upomnienie, sam nie wiem.
Wiem, że wybory do europarlamentu wreszcie nadejdą. Wiem, że Migalski nie wystartuje z list PiS, a jeśli będzie pisał takie rzeczy jak do tej pory nie wystartuje z żadnej listy, bo nikt nie będzie ryzykował, że latający ornitolog poczuje znów wiatr w skrzydłach, zdrowie w płucach i dziwną jasność w głowie, a następnie zacznie robić to samo co robił będą eurposłem PiS. Nie ma jednak po czym rozpaczać, branża reklamowa czeka, a nazwa dla agencji już jest. Odstąpię ją z ochotą za darmo i będę patrzył z dumą jak biznes pana Marka rozwija się i rośnie.
Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zaprzaszam na stronę
www.coryllus.pl
Inne tematy w dziale Polityka