Najbardziej istotnym kryterium w ocenie tekstu publicystycznego, dziennikarskiego, a czasem także literackiego jest określenie jego funkcji. Funkcję tę autorzy skrzętnie ukrywają, bowiem, od dawna już publicystyka i dziennikarstwo mają do spełnienia rolę inną zgoła niż ta po wielokroć deklarowana. Kiedy spod całego stosu fałszywych argumentów, zapewnień i przekomarzania uda nam się wydobyć ową rzecz najistotniejszą czyli funkcję jaką tekst ma do spełnienia, możemy przystąpić do jego rzeczowej oceny.
Mamy oto w salonie przegląd wywiadów pochodzących z książki Witolda Gadowskiego „O terrorystach coś tam, coś tam…” Wywiady te budzą zrozumiałe emocje czytelników, bo też i rozmówcy, których wybrał sobie Gadowski są ludźmi niezwykłymi. Mamy więc tutaj Carlosa słynnego terrorystę, który siedzi w więzieniu, mamy Abu Dauda, mamy Bettinę Rohl i generała Kiszczaka. Plejada gwiazd po prostu. Czytając te wywiady ludzie dostają wypieków na twarzy i z drżeniem serca myślą o tym na jakie to niebezpieczeństwa narażał się Gadowski umawiając się z tymi sławnymi ludźmi. Nie ukrywam, że mi także imponuje Witold Gadowski i jego praca. Jeździł człowiek po całym świecie po to by rozmawiać z groźnymi przestępcami, a wszystko to dla nas i lepszego poinformowania opinii publicznej w Polsce. Zebrał to w książkę i rozdaje teraz treści w niej zawarte niczym Mojżesz mannę narodowi wybranemu na pustyni. Kpię oczywiście, choć sam nie potrafiłbym zrobić wywiadu z Carlosem czy Daudem do czego przyznaję się otwarcie. Trochę lepiej poszłoby mi z Bettiną i Kiszczakiem, a to ze względu na to, że wolę robić wywiady bardziej osobiste i dotykające spraw prywatnych niż wielkich politycznych tajemnic. Bettina zaś miałaby pewnie wiele do powiedzenia na temat swojej matki, a i Kiszczak kojarzy mi się tak jakoś bardziej prywatnie. Pewnie dlatego, że pochodzi spod Wadowic.
Kpię jednak z Gadowskiego, bo w wywiadach tych obnaża się jego bezradność i brak profesjonalizmu. Profesjonalizm tych wywiadów ma zagwarantować rozmówca. Wiadomo bowiem, że jak ktoś gada z zagranicznym bandytą lub z Kiszczakiem to musi być zawodowcem i już choćby pytania, które stawia tej gwieździe były słabe, mało odkrywcze i wielokrotnie powtarzane wcześniej przez innych „profesjonalistów”. Jeśli dziennikarz gada z kimś sławnym to sam staje się sławny – tak rozumuje niewyrobiony czytelnik (pocałujcie mnie w nos wielbiciele książki pana Witolda). Kiedyś młodym filmowcom wydawało się, że jak będą stali obok Wajdy na jakimś festiwalu to także będą trochę Wajdą. Mikołajowi Sobczakowi z Gdańska wydaje się, że jak zrobi sobie zdjęcie młodym Wałęsą to będzie choć trochę podobny do Wałęsy. Gadowski uprawia podobny szamanizm, nieco tylko zmodyfikowany. Dlaczego to czyni?
Żeby to wyjaśnić wrócić musimy do kwestii funkcji. Cywilizacja zachodnia rozwija się dzięki temu, że jej wytwory – materialne, umysłowe i duchowe mają ściśle określoną funkcję. Funkcja ta nie daje się zamienić na inną, to znaczy w dramatycznym uproszczeniu, że nie da się nożem do filetowania ryby wyrzeźbić małego ptaszka z lipowego drewna, choć oczywiście można próbować. Jeśli ktoś to czyni daje właśnie dowód braku profesjonalizmu lub sygnalizuje, że ma jakąś ukrytą intencję, czyli że chce przez ów fakt zamiany funkcji przekazać nam coś, jakąś treść ukrytą. Często zamiana funkcji wytworów cywilizacji nazywana jest sztuką nowoczesną i ma w założeniu wywołać wesołość odbiorcy lub jego oburzenie. Fontanna Duchamp’a jest tu najlepszym przykładem. Czasy jednak kiedy podobne zamiany były tylko niewinną grą wyobraźni znudzonych panów i pań minęły bezpowrotnie i dziś za każdą taką zamianą kryje się coś wielce od niewinności odległego.
W przypadku Gadowskiego jest to chęć sprzedania książki w maksymalnym nakładzie i wypromowanie się poza sferą jego dotychczasowej aktywności. Książka bowiem jest czymś nobilitującym, nawet w sferach dziennikarzy śledczych i newsowych. Ktoś kto napisał książkę i nie jest ta książka jedynie jakimś plumkaniem, a tak zwaną rzetelną relacją, jest już lepszym i mocniejszym człowiekiem. Choćby nie wiem jak mocno wstrząsany był parkosyzmami skromności, czego przykładem jest właśnie pan Witold Gadowski.
Książka oceniana przez dziennikarzy śledczych i newsowych tym jest lepsza im więcej jest tam sławnych nazwisk. I to właśnie Gadowski osiągnął, a więc środowiskowo odniósł sukces. Im więcej wrogów ujawni się w jego otoczeniu w najbliższych miesiącach tym większa jego chwała. Pod względem merytorycznym książka ta jest jednak wtórna i słabo napisana. Nie ma tam nic czego nie byłoby już wcześniej w setkach artykułów prasowych, w książce Bettiny Rol o Ulrike Meinhoff, w wywiadach Kiszczaka. Nie ma tam żadnej tajemnicy, a Gadowski ze swoim kolegą nie potrafią nawet zbudować w tym tekście jakiejś atmosfery, która oddziaływałaby na emocje widza. Dla wielu czytelników nie ma to jednak znaczenia, bo ludzie czytają książki poprzez recenzje. Czynią to także za pomocą silnych emocji a nie umysłu. Stąd wystarczy napisać cokolwiek wstawić tam słowa” komunizm, Kiszczak, RAF, terroryzm, groza, tajne służby” i można sprzedawać.
Nie twierdzę, że Gadowski ma zrezygnować z pisania, niech pisze dalej, pomysł na książkę i jego oprawa marketingowa się sprawdza, mój tekst zaś niczego nie zmieni. Może co najwyżej podnieść Gadowskiemu sprzedaż. Piszę go jednak dla tych, którzy czytają książki, mimo wszystko, za pomocą umysłu i w głowach ich pojawiają się w czasie lektury byty zwane niekiedy myślami. Piszę to dla tych, którzy traktują pisanie profesjonalnie, a także jako spełnienie. I mam dla nich propozycję. Zajrzyjcie na blog Toyaha. www.toyah.pl Umieścił tam nasz kolega wywiad z nieznanym nikomu człowiekiem, byłym pracownikiem sztabu wyborczego Jarosława Kaczyńskiego, który zdradza szczegóły funkcjonowania tego sztabu i ujawnia w jaki sposób pan Poncyliusz i pani Kluzik-Rostkowska doprowadzili ową kampanię do klęski. Wywiad jest demaskatorski, a sposób jego prowadzenia znamionuje chęć dotarcia do prawdy, co oczywiście się nie udaje bo rozmówca nie ujawnia kluczowych nazwisk, ludzi odpowiedzialnych za rozłożenie kampanii. Jawnie mówi tylko o tych, których wymieniają dziś media wychwalając ich pod niebiosa. To jest prawdziwy wywiad, w dawnym dobrym stylu, za którym nie kryje się żadna inna intencja poza tą widoczną na pierwszy rzut oka. Toyah nie struga ptaszka z drewna używając do tego noża do filetowania dorszy. On chce się czegoś dowiedzieć, czegoś czego nikt jeszcze nie wie. Gadowski zaś chce nam pokazać jak wspaniale i dobrze rozmawiało mu się z Kiszczakiem. Zachęcam więc do przeczytania tego wywiadu, a jeśli Toyah pozwoli to wrzucę go po południu tutaj do salonu.
Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl
Inne tematy w dziale Polityka