coryllus coryllus
1664
BLOG

Blog Pradziadka, blog Palikota

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 15

 

Nasz kolega Pradziadek rozpoczął niedawno blogowanie. Jego notki są niezwykłe z kilku powodów. Po pierwsze Pradziadek pisze w sposób biegunowo różny od felietonowej histerii, która znamionuje wiele salonowych blogów i jest cechą wyróżniającą tak zwanych zawodowców, którzy chcąc uprawdopodobnić swoje, stawiane we wpisach tezy, dokładają do nich trochę emocji z „prawdziwego życia”. U Pradziadka nie ma nic z tego rodzaju zagrywek, a to z tego względu, że autor jest człowiekiem poważnym, życiowo doświadczonym i jak najdalszym od właściwej niektórym autorom (przyznaję ze wstydem, że mi również) kokieterii. Wpisy na blogu Pradziadka znamionują autora zrównoważonego, odpowiedzialnego, dojrzałego i sprawnie posługującego się klawiaturą, który dokładnie wie co chce powiedzieć i mówi to wprost, bez zagadek, pułapek i mamienia czytelnika iluzjami i oraz niedomówieniami.
 
O czym pisze Pradziadek? O czasach pierwszej „Solidarności”, których to czasów był współtwórcą, pracując w zarządzie Regionu Mazowsze. Pisze o tym w jaki sposób dojrzewała w Polsce demokracja, tam w fabrykach, „na dole” – jak powiedziałoby kilku politykierów z pierwszych stron gazet. Pisze także o tym czym był dla niego ten czas prywatnie, o swoich emocjach związanych z tworzeniem się struktur związku i z wykluwającą się wolnością. Notki są długie, poważne i dalekie od epatowania tanimi emocjami. Dla mnie, który w 1981 roku miałem jedenaście lat tym ważniejsze, że opowiadające o sprawach, które zostały po tysiąckroć przemielone przez propagandową maszynkę, z której powyciągano potem „bohaterów tamtych dni”. Nie ma wśród nich naszego kolegi Pradziadka, choć był najbliżej spraw ważnych i dla związku i dla kraju, a może jest tylko o tym nie mówi? Spytam go jak się spotkamy następnym razem. Wolałbym jednak żeby był wśród tych bohaterów, choć nadzieję mam marną. Tym słabszą, im silniej eksponuje się inne postaci tamtego czasu. Dziś robi to, dla przykładu,  Jan Osiecki pomieszczając na witrynie Prószyńskiego wywiad z Januszem Palikotem. Poseł z Biłgoraja opowiada o tym, jak został opozycyjnym bohaterem w tym mieście wchodząc na drogę konfliktu z dyrektorem liceum, do którego uczęszczał. Chciał w tym liceum Janusz Palikot dokonać rzeczy niezwykłej, chciał by dyrekcja przestrzegała praw ucznia, ale mu się nie udało i został ze szkoły relegowany z wilczym biletem w dodatku.
 
Tak się składa, że ja także chodziłem do szkoły w Biłgoraju, tyle że kilka lat później, Janusza Palikota już wtedy w tym mieście nie było. Żeby wyjaśnić specyfikę Biłgoraja muszę przytoczyć kilka faktów, na tle których postępek pana Palikota wyda się wprost heroizmem, a szara i nudna działalność związkowa naszego kolegi Pradziadka rodem z Warszawy będzie jeszcze bardziej szara i jeszcze bardziej nudna.
 
Biłgoraj był w latach siedemdziesiątych miastem, które aspirowało do stolicy jednego z nowo tworzonych czterdziestu dziewięciu województw. Zważywszy na jego wielkość wydaje się to nieco dziwne, ale będzie mniej dziwne jeśli zauważymy, że człowiekiem forsującym tę opcję w Warszawie był niejaki Józef Dechnik. Miejscowy działacz komunistyczny, jak się w Biłgoraju zawsze mówiło – komunista ideowy, człowiek szczerych uczuć i gorącego serca, bardzo mocno związany z regionem i jego sprawami. Pan ów wsławił się tym, że podniósł Biłgoraj z głębokiej zapaści, a jego przewodnictwo organizacji partyjnej to czas nieustającej prosperity miasta.
 
Ów czas szczęśliwy mógł pan Dechnik załatwić jedynie przez to, że znał dobrze starych towarzyszy z centrali, a oni ufali mu jak to swojemu. Tak to się w tamtych czasach odbywało i nic się z tym dziś zrobić nie da. Nie załatwił pan Józef Dechnik województwa, ale za to załatwił kilka innych spraw. Była więc w Biłgoraju potężna fabryka włókiennicza, były szpitale, szkoły zawodowe i dom kultury, była także milicja i największa w województwie Zamojskim jednostka ZOMO, położona tuż obok szkoły, do której uczęszczałem. W Biłgoraju, co było dość zaskakujące dla mnie, przybysza z miasta nie mniejszego wcale, ale ileż uboższego, choć położonego bliżej stolicy kraju, był fakt że z tego Biłgoraja mnóstwo ludzi wyjeżdża do USA, ot tak, jakby paszporty w tamtych czasach były czymś najnaturalniejszym na świecie. Pamiętam także ilu tam było ludzi zamożnych, co tłumaczono bogactwem regionu, a szczególnie chłopstwa okolicznego, które sprzedając co roku zakontraktowany tytoń mogło sobie za to kupić w mieście mieszkanie.
 
W Biłgoraju nie było przez to wszystko w czasie dekady Gierka zbyt wielu sympatyków zmian i przekształceń, a o tym by założyć tam jakąś organizację wywrotową lub strajkować to już w ogóle nie można było myśleć. Biłgoraj zbiedniał co prawda w latach osiemdziesiątych, ale nie tak bardzo, by nagle wszyscy rzucili się zakładać Solidarność czy jakieś inne organizacje. Józef Dechnik zmarł w 1983 roku, ale zanim zmarł wsławił się czynem, który przysporzył mu chwały i ma dziś przez to w Biłgoraju pomnik, na którego to pomnika odsłonięciu miałem okazję być osobiście. Pan Dechnik kiedy wybuchły strajki w roku 1981, kiedy tworzyła się Solidarność, którą zakładał w Warszawie nasz kolega Pradziadek, pan Dechnik z Biłgoraja próbował popełnić samobójstwo używając do tego celu przechowywanego w domu swym rewolweru. Przyznam się, że ja nie miałem pojęcia iż członkowie PZPR, nawet zasłużeni, mają w domu broń krótką, no ale człowiek uczy się całe życie.
 
Całe szczęście Dechnika odratowano, ale sprawa stała się głośna i mówiło o niej nawet radio „Wolna Europa”. Prasa polska podawała, że Dechnik postrzelił się przy czyszczeniu broni. Był rok 1981, ten sam rok, w którym bohatersko rozpoczął swoją działalność opozycyjną Janusz Palikot. I dziwne doprawdy wydaje się to, że nie ma on w Biłgoraju pomnika, a ten zmarły dwa lata później Józef Dechnik ma. No, ale może się doczekamy także tego drugiego monumentu.
 
Z Biłgoraja pamiętam także zajadłość z jaką tępiono wśród uczniów wszelkie ciągoty do szyderstwa ze Związku Radzieckiego. Mój kolega, który w toalecie napisał gwoździem – mam w dupie ZSRR, ciągany był po wszelkich możliwych gabinetach i wychodził z nich coraz bledszy i bledszy. Emerytowany szef jednostki ZOMO, która stała obok szkoły, dorabiał sobie sprzedając nam papierosy i gazety w kiosku pod tą jednostką, a kiedy w szkole zaczęły zdarzać się kradzieże przyszedł na apel i powiedział ze srogą miną, że on się z nami wszystkimi rozprawi, choć przecież nie wszyscy byliśmy złodziejami.
 

W tych warunkach działalność niepodległościowa i wolnościowa, którą zainicjował Janusz Palikot była czystym szaleństwem, co dziś trzeba koniecznie przypominać, bo niewielu pamięta tamten czas. Można także zajrzeć na blog Pradziadka, gdzie nie ma co prawda opisów tylu bohaterskich czynów co u pana Janusza, ale także są tam ciekawe rzeczy.

 

Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowicnjonalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (15)

Inne tematy w dziale Polityka