coryllus coryllus
2102
BLOG

Jak odróżnić kobietę uczciwą od upadłej

coryllus coryllus Gospodarka Obserwuj notkę 50

Mogę mówić tylko za siebie, ale przypuszczam że tak zwana milcząca większość potwierdzi moje spostrzeżenia. Będąc oto młodym człowiekiem poszukiwałem zwykle towarzystwa dziewcząt, którym – zaproponowawszy uprzednio coś do picia – starałem się opowiedzieć coś zabawnego i rozrywkowego. Coś, co pozwoliłoby im spojrzeć na mnie z sympatią, a może nawet zacząć snuć jakieś plany. Nie mówię, że na całe życie, ale przynajmniej na jeden czy drugi nieznośnie długi wieczór. Nie zawsze się udawało, choć muszę nieskromnie przyznać, że opowiadanie różnych niestworzonych historii, poparte choreografią i gestykulacją wychodziło mi zawsze znakomicie. Tak jak powiedziałem jednak nie zawsze się udawało, bo każdy człowiek ma inne upodobania i jeden woli Bacha a inny Cugowskiego.                                     

Zawsze jednak w takich okazjach łatwo było poznać czy mamy do czynienia z kobietą upadłą czyli taką, do której da się zastosować jedno z wielu określeń stosowanych wobec pań obstawiających przed wojną ulicę Chmielną, czy też może siedzi naprzeciwko nas dziewczyna ciekawa świata i nowych ludzi, ale wolna od tych wszystkich właściwych pierwszej kategorii okropnych zachowań, które wywołują nie tyle niesmak, ale znudzenie i dziwną senność. Rozpoznanie to dokonywało się poprzez słuch. Jeśli nasza nowa koleżanka miała ochotę na sympatyczny wieczór w towarzystwie zabawnego i miłego kolegi to po prostu nic nie mówiła tylko słuchała lub uśmiechała się, a jej oczy mówiły, że możemy snuć dalej nasze kłamstwa i nic się nie stanie, bo atmosfera jest sympatyczna. W przypadku gdy trafiliśmy na kategorię pierwszą, co – przyznajmy od razu – w wielu kolegach wywoływało niezdrowy entuzjazm – wesoła rozmowa przerywana była zawsze jakimś poważnym i sierioznym wtrętem. Może nie od razu o Panu Bogu i aborcji, ale o literaturze, sztuce albo o innych badziewiach, które nikogo nie interesowały. Z tematów tych pani owa gładko przechodziła na sprawy intymne, po czym zaczynał się festiwal gwałtownych zapewnień, że po pierwszym drinku i na pierwszej randce to ona nigdy i z nikim, za żadne skarby.
 
Przytomny człowiek po takiej deklaracji wychodził z lokalu. Ilu nieprzytomnych w tych lokalach zostało i teraz się męczy z tym całym swoim życiem, to tylko sam Pan Bóg wie. Jedynie drastyczna reakcja mogła uratować bowiem młodego, żądnego wrażeń mężczyznę przed tym cholernym absmakiem, jakim jest obudzenie się w ramionach kobiety upadłej, która już nie musi niczego udawać.
 
Wywód swój poprę przykładem z telewizji, który wielu pamięta. Był kiedyś taki program „Big Brother”. W pierwszej edycji wśród uczestników znalazła się niejaka Alicja. Była to osoba dosyć przystojna, ale miała jakiś feler, który z początku umykał uwadze widza. Po drugim programie widziałem już jednak o co chodzi, a wszystkie dziennikarskie śledztwa, które prowadzono po zakończeniu edycji przekonały mnie, że miałem rację. Pani owa była głupia jak przysłowiowa kura, zadanie jej najprostszego pytania wywoływało konsternację i frustrację pytającego. Ona nie rozumiała literalnie niczego. Miała za to wszystkie atrybuty pozwalające sądzić, że owo rozumienie nie jest jej w niczym potrzebne, bo radzi sobie w życiu w inny zupełnie sposób. Zaczęła ta Alicja swój występ w programie „Big Rother” od ustawienia na nocnym stoliku obrazka, na którym widniała twarz Chrystusa w koronie cierniowej. No i koniec. Tutaj się skończyła polemika z Alicją, bo któż by jej śmiał powiedzieć cokolwiek kiedy widzi na stoliku taki obraz. W dodatku pani owa miała zwyczaj każdego wieczora klękać na łóżku i się modlić. To również dawało jej przewagę nad innymi. I tak do momentu, aż głosujący esemesami widzowie zorientowali się, kim ona jest i wyrzucili ją z tego całego domu na zbity łeb. Potem okazało się jeszcze, że jej narzeczony jest poszukiwany przez policję i inne takie kwiatki. Nie ważne. Istotne jest to, że pani, której emploi dalekie jest od tego co zwykliśmy kojarzyć z pobożnością uprawiała ową pobożność ostentacyjnie.
 
Spośród wszystkich przypowieści zawartych w Piśmie Świętym najbardziej lubię tę o faryzeuszu i celniku. Uważam jest najważniejsza dla nas wszystkich, a jej praktyczne zastosowanie możemy zauważyć właściwie na każdym kroku. I nie chodzi tu bynajmniej tylko o pobożność, ale także o inne szlachetne i wzniosłe sprawy, którymi mydli się oczy bliźnich. I tak oto felietonista Ludwik Stomma co jakiś czas opowiada o tym, jak bardzo kocha swoją żonę Basię oraz z jakim nabożeństwem do niej się odnosi. Ja tam do swojej odnoszę się bez żadnego nabożeństwa i uważam, że tak jest lepiej, a Stomma to stary ściemniacz i kokiet, który ma z pewnością coś do ukrycia. Inaczej by tak przecież nie gadał. Te jego zapewnienia, to sakralizowanie tej biednej żony jest po prostu obrzydliwe, ale on tego nie widzi, tak samo jak Alicja nie widziała nic zdrożnego w odmawianiu „Ojcze nasz” w stringach. No bo niby dlaczego?
 
Zdarzyło mi się robić kilka wywiadów na zamówienie z różnymi ważnymi w regionie i wpływowymi ludźmi. – Kto jest dla pana wzorem do naśladowania, panie prezesie? –pytałem. – Ojciec święty Jan Paweł II – padała odpowiedź. A na drugim miejscu? – lubiłem, by w tekście wystąpiły jakieś nazwiska. – Na drugim miejscu to Andrzej Gołota. I tak to się właśnie plecie.
 
Jak ktoś modli się pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu i przypadkiem nie ma na sobie stringów to znaczy, że jest załganym katolem, który usiłuje wprowadzić ciemnogród. Ten zaś, kto po pijanemu ustawia w tym samym miejscu krzyż z puszek po piwie „Lech” jest człowiekiem godnym szacunku, a w najgorszym razie młodym i rozrywkowym studentem, który dobrze się bawi. Opinia ta przylgnie do niego także wtedy gdy nie będzie miał stringów, a jeśli okaże się przypadkiem, że je ma na sobie, to ogłoszą go bohaterem, zaś Szymon Hołownia, który mógłby prowadzić zajęcia z asertywności w szkole dla młodych faryzeuszy zaprosi go do swojego programu.
 
Cała ta sprawa ma jeszcze jeden aspekt, wszelkie odmiany sacrum czy to religijne, czy to rodzinne, czy dotyczące intymnych emocji szalenie dobrze robią sprzedaży różnych produktów. Wiedziała to dobrze ta cała Alicja z „Big Rother” i siedząc w kuchni na krześle powtarzała jak mantrę słowa następujące – gdybym miała dzieci to zrobiłabym dla nich wszystko, gdybym miała dzieci to zrobiłabym dla nich wszystko….
 
Niestety nie mogliśmy się dowiedzieć z jakich przyczyn pani owa dzieci nie ma, choć ubiegła jej już 36 wiosna życia i nie puściła w telewizji pary na temat swojej bezpłodności, co niechybnie miałoby miejsce gdyby zgodne było z rzeczywistością, bo wtedy mogłaby się rozpłakać i wzruszyć publiczność, co niewątpliwie wpłynęłoby na jej notowania.
 
Chrystus i dzieci to dźwignia handlu, tak więc każdy kto chce coś sprzedać powinien jak najczęściej mówić o dzieciach, religii oraz o swojej wielkiej miłości do bliźnich oraz żony. Zwierzęta nie działają tak dobrze, ale także nie zawadzi o nich wspomnieć, tyle że na koniec, bo ktoś może tę tyradę zrozumieć opacznie i z biznesu nici. Nie wiem jak to się dzieję, ale ludzi stosujących opisane chwyty bez właściwie żadnej żenady spotykam często, może nie co krok, ale często. Szczególnie zaś frapuje mnie i zaciekawia kiedy ludzie od religii odseparowani jakimś wolnomyślicielstwem wyimaginowanym czy czymś podobnym snują pieść cichą, a wzniosłą o swoich związkach z istotą wiary, do której docierają bez pośrednictwa kościoła i jego nauk. Nie czyni ich to co prawda wolnymi od grzechu, ale szalenie się podoba kobietom, które są po rozwodach i szukają wrażeń. Trzeba tylko uważać na takie, które od razu zaczynają mówić, że po pierwszym drinku i na pierwszej randce, to nie, o nie, mowy nie ma….

Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (50)

Inne tematy w dziale Gospodarka