coryllus coryllus
5319
BLOG

Murzyński Tel Aviv 1942

coryllus coryllus Rozmaitości Obserwuj notkę 43

Pomysł na napisanie tego tekstu przyszedł mi do głowy wczoraj. Odwiedziłem kolegę Michała, a on wręczył mi liczący 74 strony numer periodyku pod tytułem „WPIS”. Na okładce widnieje wielkie zdjęcie profesora Andrzeja Nowaka z Krakowa, a nad nim mamy jeszcze podtytuł. Brzmi on „Patriotyzm, wiara, sztuka”. Potem zajrzałem do środka i znalazłem tam wstrząsający zupełnie wywiad z profesorem Krzysztofem Ożogiem. Autor zatytułował go tak: „Król Jagiełło kochał uniwersytet niczym córkę, otaczał tkliwą miłością i darzył oddaną wiernością niczym matkę”. Kiedy tylko to zobaczyłem już wiedziałem, że mój dzisiejszy tekst będzie nazywał się Murzyński Tel Aviv 1947. I proszę! Stało się!.

Zanim bowiem pojechałem do Michała odwiedziłem innego kolegę. On ma bardzo leciwą ciocię w Kanadzie, która uszczęśliwiła go ostatnio dwoma swoimi portretami. Jeden z nich wygląda jakby wyszedł ze szkoły nabitsów, w której z niezrozumiałych przyczyn zajęcia przez jeden sezon prowadził Paul Cezanne, a drugi wygląda jak zamarznięte pomyje w kwadratowym korytku. Ten drugi nie nadaje się właściwie do niczego, a ten pierwszy jest nawet gustowny i można go powiesić na ścianie. No i teraz dochodzimy do sedna. W lewym dolnym rogu tego lepszego obrazu widnieje zagadkowy napis „Murzyński Tel Aviv 1947”. Otóż ciocia mojego kolegi znalazła się w roku 1947 w mieście Tel Aviv, w tym samym czasie przebywał tam również malarz nazwiskiem Murzyński, polski Żyd, który wywędrował z Rosji z armią Andersa. Pan Murzyński namalował portret cioci, ten lepszy portret i podpisał go tak, jak to zwykle czynią malarze. Dał swoje nazwisko, miasto, gdzie rzecz wykonano i datę roczną. Ja zaś zestawiłem te elementy nie dając pomiędzy nimi przecinków i zrobiłem to specjalnie. Uczyniłem tak ponieważ chciałem zilustrować metodę i intencję z jaką do interpretacji dziejów zabierają się profesorowie najlepszej polskiej uczelni.

Wszyscy wiemy, że uniwersytet w Krakowie, zwany dziś jak najniesłuszniej jagiellońskim założył Kazimierz wielki. Profesor Ożóg streszcza pokrótce intencje króla, dodając, że były one dość niejasne, bo nie powstała katedra teologii. Uniwersytet ten nie działał zbyt długo i nie miał swojego miejsca, a profesor wiążę to z marnym uposażeniem jakie król przeznaczył na uczelnię. Poszło na ten cel raptem 350 grzywien srebra rocznie, przy dochodach z żup wielickich wynoszących 18 tysięcy grzywien srebra rocznie. Wywiad z profesorem Ożogiem liczy 5 kolumn, czyli 5 stron mówiąc po ludzku, z czego trzy poświęcone są Kazimierzowi Wielkiemu, jego błędom i zaniechaniom przy niełatwym dziele zakładania uniwersytetu. Nie porusza profesor kwestii najważniejszej, a pan prowadzący rozmowę o to nie pyta, czyli kwestii schizmy. Kazimierz zwrócił się z prośbą o utworzenie uczelni do Awinionu. Nie wiemy jak zmieniała się sytuacja po wydaniu zgody przez papieża Urbana V na utworzenie akademii, ale pewnie się jakoś zmieniała i to mogło mieć wpływ na realizację pomysłu króla. Kazimierz nie zbudował żadnego osobnego budynku z przeznaczeniem na uczelnię, zajęcia odbywać się miały kątem u mieszczan oraz na zamku. Mówi nam profesor Ożóg, który jest dziś – tak piszą na końcu – dyrektorem archiwum UJ, że uniwersytety powstawały w XIV wieku za zgodą papieża lub cesarza. Rozumiem, że dawało to jednej albo drugiej władzy poważny wpływ na stosunki nie tylko na uniwersytecie, ale także w kraju, gdzie uczelnia powstała. Jeśli administrację kształci się z nadania cesarskiego to ma ona jakieś zobowiązania wobec swojego dobroczyńcy. Mogę się mylić, ale wydaje mi się to dość istotne. Być może podsuwam Wam takie kwestie dlatego, że wydawany przeze mnie periodyk nazywa się „Szkoła Nawigatorów” a nie „Wiara, patriotyzm, sztuka”? Sam nie wiem. O utworzenie uniwersytetu w Krakowie zabiegał zapewne nie tylko król, ale także miejscowa hierarchia kościelna, która chciała mieć wpływ na kształtowanie kadr zarządzających królestwem. O tym w wywiadzie nie ma słowa. Wymienione są jedynie nazwiska biskupów asystujących przy kolejnych nadaniach na rzecz uczelni.

Po omówieniu przygód Kazimierza Wielkiego, profesor Ożóg przechodzi do Jadwigi i Jagiełły. Pisze, że kiedy uniwersytet kazimierzowski zamarł (jak to się wiązało ze schizmą?) wielu studentów wyjechało do Pragi. Wcześniej jednak powiedział nam profesor, że nie znamy liczby studentów, którzy na ten pierwszy uniwersytet się zapisali. No to skąd wiemy, że wielu z nich wyjechało do Pragi? Nie wiemy czy było ich tam wszystkich 5 czy 20?

Dalej jest jeszcze ciekawiej, bo profesor oznajmia nam co następuje: Okazało się jednak, iż para królewska , mimo że życzliwie nastawiona do pomysłu, nie jest jednak skłonna zrealizować kazimierzowskiego zapisu z żup solnych na rzecz uczelni. Najwyraźniej Jadwiga i Jagiełło uznali, że gloria fundatora spadnie w takim przypadku na Kazimierza, a nie na nich.” Koniec cycatu, to jest chciałem rzec cytatu...

Gloria spadnie na nieboszczyka Kazimierza....i co wtedy....? Żeby go tylko nie zabiła po raz drugi...

Okazało się też, że w zasadzie w latach 90 uniwersytet nie działa, bo nie ma pieniędzy. Nikt nie chce płacić na tę uczelnie, a król nie chce płacić w sposób wręcz uporczywy. Dopiero w roku 1397 poproszono papieża by wydał zgodę na utworzenie wydziału teologii. Ten wydział również nie zadziałał, a królowa Jadwiga za własne pieniądze utworzyła w Pradze kolegium teologiczne dla studentów z Litwy. To jest coś niesamowitego moim zdaniem. Mamy tego starego zgreda Jagiełłę, który chrzcił się 6 razy i cały czas kombinuje jak tu założyć na głowę koronę czeską. Mamy hierarchię, która domaga się utworzenia wydziału teologii, ale wydziału tego nie tworzy ani Kazimierz Wielki, ani Jagiełło. Dopiero królowa Jadwiga, widząc bezskuteczność działań wokół wydziału teologicznego, funduje specjalne kolegium w Pradze dla studentów z Litwy. To jest koniec XIV wieku, na uniwersytecie w Pradze jest już wielu wiklefistów, którzy przyjechali z Londynu, jest tam Peter Paine i inni mistrzowie z Oxfordu, którym nie podoba się ani Kościół, ani jego doktryna. Z czyjej więc inspiracji młoda królowa tworzy to kolegium? Tego profesor Ożóg nam nie mówi. Na to praskie kolegium królowa przeznacza 3 tysiące grzywien. To jest afera. Dochód z żup wielickich to 18 tysięcy grzywien rocznie. Kazimierz dał na uczelnię 350, a Jagiełło, któremu poświęcony jest ten wywiad, złamał się w końcu i wyłożył 100 grzywien srebra rocznie. No a tutaj młoda królowa daje na praskie kolegium 3 tysiące grzywien. I nikt nie pyta od kogo je wzięła? Skąd pożyczyła? Przypominam, że wywiadu udziela dyrektor archiwum UJ, człowiek, który ma dostęp do wszystkich papierów, jego umysł powinien pracować jak zegarek „Delbana”, a wiedza znacznie wykraczać poza standardy podręcznikowe.

Mówi nam jeszcze profesor Ożóg coś takiego: „...pomiędzy rokiem 1397 – 1399 widzimy, że w otoczeniu pary królewskiej coraz bardziej dojrzewa myśl o utworzeniu uniwersytetu w Krakowie. Jednak już nie w modelu bolońskim, czyli uniwersytetu studenckiego, tylko w modelu paryskim, czyli takim, który jest rządzony przez mistrzów...”

To ważna informacja, trzeba by się zastanowić jakie były praktyczne konsekwencje kształcenia studentów w systemie bolońskim i paryskim i kto miał na tych ludzi wówczas większy wpływ.

Uposażeniem reaktywowanego uniwersytetu zająć miały się trzy stany: król, biskupi i mieszczaństwo. To jest fantastyczna informacja, bo ona nam mówi, że ten stary kutwa Jogaiła, poganin z zadatkami na heretyka, znów chciał się wymiksować od płacenia. Do roku 1399 nikt nie dał ani grosza, poza królową, która na łożu śmierci zobowiązała swojego podstępnego męża do uposażenia uczelni z tego co po niej zostanie. Wykonawcą testamentu miał być jednak nie król, ale biskup, Piotr Wysz. Zapis na rzeczy uczelni, którego dokonała królowa opiewał na 2300 grzywien. Mniej niż na praskie kolegium. Aha, prócz biskupa Wysza realizatorem testamentu był jeszcze kasztelan krakowski Jan z Tęczyna, herbu Topór. Nasz człowiek, sól ziemi małopolskiej, szef garnizonu krakowskiego, jakbyśmy dziś powiedzieli. Być może nie ma to znaczenia, ale być może ma spore. Nie wiemy. Wymienieni panowie spieniężyli kosztowności królowej i kupili za nie szyb solny w Bochni, żeby z dochodów zeń pochodzących finansować uczelnię. Od kogo kupili? Od króla, albo od jego żydowskiego bankiera, to jasne, bo król był przecież właścicielem żup solnych. To jest jednak wtręt mój, a nie spostrzeżenie profesora Ożoga. No więc mamy tego Jogaiłę, który zapiera się rękami i nogami, żeby nie dać grosza na uniwersytet, mamy hierarchię, która boi się o swoje wpływy i skórę, bo w związku ze schizmą i ruchami heretyckimi za czeską granicą wszystko może się zdarzyć, i mamy królową, która realizuje politykę Kościoła na zdecydowanie wrogim terenie. W rok po śmierci Jadwigi Jagiełło wystawił akt fundacyjny uniwersytetu. I to jest według profesora Ożoga powód do radości. Sprzedał jeden szyb solny w Bochni i zacharatał za to aktywa nieboszczki. Ciekawe jakie były późniejsze losy tego szybu? Czy go czasem nie skonfiskował ponownie.

W roku 1401 król i biskup – mówi nam profesor Ożóg - wystawili dwa dokumenty donacyjne uposażające uczelnię. Nie mówi nam jednak pan profesor w co uposażające, a szkoda, bo nie mam w związku z tym z czym tego uposażenia porównać. Pisze nam za to pan profesor, że dzięki temu otrzymała uczelnia więcej niż to co przeznaczył na nią Kazimierz wielki. Czyli więcej niż 350 grzywien rocznie? To ile? 355? 361? 370? Trudno zgadnąć. No i do tego dowiadujemy się, że uczelnię dofinansowali mieszczanie krakowscy. Niejaki Stobner ufundował na przykład katedrę astronomii i matematyki. Astronomii i matematyki!!!!! I my nie wiemy kim on był? Piszemy o nim „niejaki Stobner”?!!! Może coś tam jest w tym archiwum na jego temat? Może by się któryś z asystentów profesora przez to przekopał?! Nie? Jaka szkoda.

Katedrę retoryki ufundowała zaś Katarzyna Mężykowa, nie wiemy czy uczyniła to dobrowolnie czy wskutek jakichś nacisków.

Na sam koniec prawi nam profesor o tym, jak fantastycznie zaczął się rozwijać uniwersytet po roku 1401, że było aż 206 studentów, że król został zapisany jako honorowy student, że wszystko szło świetnie, o wiele lepiej niż za Kazimierza. No i konkluzja: „Jako odnowicielkę uniwersytetu wymienia się przede wszystkim królową Jadwigę. Tymczasem ogromne zasługi położył na tym polu, król Jagiełło, o czym mało kto dziś pamięta”. Profesor Ożóg też najwyraźniej nie pamięta, bo nie wymienił, poza tymi jakże wstydliwymi stoma grzywnami srebra, ani jednej liczby związanej z osobą króla a dotyczącej sum wyłożonych na uniwersytet. Cytuje nam za to szef archiwum UJ fragment listu Jagiełły do papieża Marcina V, w którym pisze o, że kocha uczelnię jak matkę i córkę, czyli mówiąc wprost tłumaczy się ze swoich zaniechań, uporów i kombinowania na boku z Czechami. Marcin V to jest ten papież, którego panowanie zakończyło wielką schizmę zachodnią. No więc skoro tak, skoro do niego Jogaiła adresuje taki list, to znaczy, że te wszystkie ruchy wokół krakowskiej akademii, były odpryskiem walk toczonych w Kościele, w czasie tej schizmy. I to jest proste jak włos Mongoła. Profesor Ożóg nam tego nie mówi, bo może on tego po prostu tak nie kojarzy. Może go to nie interesuje. Może zaciekawiony jest jedynie splendorem jaki spłynął na Polskę w czasie kiedy na tronie zasiadła dynastia litewska. Za każdym razem, kiedy przyjdzie profesorowi wymienić nazwisko jakiegoś mistrza akademii, dodaje on przy tym nazwisku określenia takie jak: świetnie wykształcony, znakomity...itp. Demaskując przy tym całkowicie swoje własne deficyty.

Mamy więc człowieka, który zawiaduje zbiorem najważniejszych tekstów źródłowych do historii Polski. Tekstów nigdy należycie nie opracowanych i nigdy nie wydanych, a więc w praktyce nie istniejących, dostęp bowiem do nich mają jedynie wtajemniczeni. Oni zaś przekazują nam zamiast informacji jakąś przeżutą papkę, która ma przede wszystkim zabezpieczyć ich pozycję. Tylko za bardzo nie wiadomo gdzie? Nie na uczelni przecież, bo tam te sprawy załatwiane są administracyjnie. Chyba chodzi o jakieś zabezpieczenie pozycji w hierarchii pop-kultury, w mediach? Wszak profesor daje wywiad do periodyku o nazwie „Wiara, patriotyzm, sztuka”, który ma podnieść naszą świadomość, nasze morale i ubogacić nas wewnętrznie, poprzez sam fakt, że znajdują się w tym piśmie teksty osób tak znakomitych i świetnie wykształconych jak profesor Krzysztof Ożóg.

Nie szydzę więcej. Tak się składa, że profesor Andrzej Nowak, którego zdjęcie widnieje na okładce owego WPIS-u zgodził się wziąć udział w pogadance wraz ze mną. Myślę, że dobrze będzie byśmy poruszyli temat dostępu do źródeł i misji uniwersytetu dzisiaj. To ważne, bo my tutaj, ludzie z miasta, ze wsi, z rynku i z mediów, mamy mnóstwo pytań do znakomicie wykształconych, prześwietnych i wybitnych profesorów z najlepszej polskiej uczelni. Pogadanka odbędzie się w październiku w klubie Ronina.

Od dzisiejszego popołudnia będzie w sprzedaży 3 numer „Szkoły nawigatorów” kwartalnika, który nie jest może tak misyjny jak „WPIS”, ale też jakoś daje radę. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (43)

Inne tematy w dziale Rozmaitości