Czansi Ogrodnik Czansi Ogrodnik
4935
BLOG

Obajtek kontra PRL

Czansi Ogrodnik Czansi Ogrodnik PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 74

Czasami trzeba czytać gadzinówki, żeby zobaczyć jak układają się strefy wpływów bogatych ludzi, chętnych zmieniać Polskę i świat według swoich najskrytszych upodobań, niekoniecznie by zadbać o państwo, niekoniecznie by zadbać o ludzi je tworzących. Tak po prostu, namieszać, wyciągnąć wątpliwości, oczernić, bo zagraża jakiś konkretny człowiek grupie interesów, bo jest za uczciwy. Przy okazji zarobić, często nieuczciwie.

Czytam z opóźnieniem Wyborczą, magazyn 6-7 lutego 2021 roku. Na stronie pierwszej bije po oczach na tle rysunkowego portretu Daniela Obajtka tytuł: Licencja na zarabianie. W środku odrębnej części Wolna Sobota tytuł zmienia się na Obajtek Wszystko Mogę napisany przez Agatę Kondzińską i Iwonę Szpalę. Z późnieniem czytam tę gazetę, bo wypożyczam ją z biblioteki, bowiem na niektóre jej wydania szkoda wydawać ciężko zarobione pieniądze. Artykuł nie jest pochlebny, poddaje w wątpliwość uczciwość prezesa Orlenu – Daniela Obajtka. Uważam, że p.Obajtek jest uczciwy, ale w zbiegu różnych okoliczności nie do końca, wodzony za nos przez grupę przestępczą, mógł tę uczciwość udowodnić. Przypomina mi to czasy PRL-u i sytuacji mojego śp. ojca.

Mój nieżyjący od lat ojciec miał na imię Marian, urodził się w Niemczech, bo dziadkowie byli w czasie wojny wywiezieni na przymusowe roboty do Niemiec. Spali w stodole, ciężko pracowali od świtu do późnego wieczora, zwykli niewolnicy, kiedyś majętni Polacy. Gdy dziadkowie wrócili po wojnie do Polski bez przysłowiowego grosza, złapała ich w Polsce reforma rolna i z majątku w centralnej części zostali znowu przymusowo przewiezieni w okolice P. na zachodzie, na 5 ha przydziałowej ziemi z reformy rolnej. Biedowali. Ojciec skończył technikum rolnicze, dostał się na studia do Akademii Rolniczej. W międzyczasie podjął pracę jako zootechnik, a później zastępca kierownika w jednym z Państwowych Gospodarstw Rolnych – zakładem będącym jednym z dziesięciu w Kombinacie Wdrożeniowo-Nasiennym.

Ojciec uwierzył władzy, że sukces można osiągnąć w socjalistycznym państwie wytężoną pracą. Zdobywał nagrody państwowe za największe plony pszenicy z hektara, stosował nowoczesne jak na tamte czasy nawozy, miał w zakładzie najlepiej mleczne krowy w całym kraju karmione na specjalnych, naturalnych składnikach komponowanych przez niego samego. Sukces gonił sukces, ojciec wyjeżdżał do pracy najczęściej już o 04.00 rano, bo musiał wszystkiego przypilnować. Opowiadał oczywiście o tym, co mu w osiąganiu jeszcze większych sukcesów przeszkadzało. Były to blokady stawiane na zebraniach przez innych kierowników, czy zootechników w kombinacie, bo mieli swoje wizje prowadzenia gospodarstw. U mojego ojca w zakładzie ciągniki przed wyjazdem w pole musiały być czyste, krowy i owce w oborach zadbane ze świeżą słomą pod racicami, ludzie na polach nie mogli opierać się o dziabki, czy grabie, gdy nie było przerwy. I kiedy ta idylla pracy na tym odcinku PRL dla ojca się skończyła? Dokładnie po 10 latach od rozpoczęcia przez niego pracy w PGR. Ojciec, z już ustaloną renomą, w żniwa 1977 roku zobaczył, że magazynier Henryk G. wpisuje na kwitach magazyn przyjmie, po zjeździe ciągników z przyczepami wypełnionymi pszenicą, ciężar zboża mniejszy na każdym kwicie o 2 tony niż te przyczepy ważyły w rzeczywistości. Zatrzymał więc kolejny ciągnik z przyczepami usypanymi z dużą górką, zawrócił ciągnik, który z przyczepami zjechał, by ponownie wjechał na wagę. Butny magazynier podobno skomentował to, że i tak będzie wpisywał tonaż jak do tej pory. Ojciec przez ponowne zważenie przyczep udowodnił magazynierowi przy innych ludziach i brygadziście, że z każdej przyczepy do tej pory „zdejmował” do swoich celów 2 tony zboża. Pszenica w skupie była droga, jeszcze droższa stawała się, gdy magazynier zawoził ją do młyna, a potem zabierał mąkę. Ojciec wyliczył, że z jednego hektara magazynier kradł przy akcji żniwa w tym roku 5 ton. Hektarów w zakładzie było 300, łatwo było przeliczyć, że z jednego zakładu, za sprawą Henryka G. uciekało z państwowej kasy 1,5tysiąca ton zboża. Majątek. Ojciec wyrzucił magazyniera, ale ten się odgrażał, że i tak jutro wróci do pracy. Uczciwy, pełny wizji dobrobytu, ojciec pojechał do dyrektora kombinatu Janusza P. zgłosić malwersacje magazyniera. Jakież zdziwienie go ogarnęło, gdy dyrektor kombinatu powiedział mu jedno zdanie na dzień dobry: - Albo się przyłączasz do nas, albo to ja cię wywalę z roboty. - Potem jeszcze długo przekonywał ojca jakie profity na niego spadną, gdy przyłączy się do kradzieży, że może go dyrektor awansuje, zwiększy deputat węglowy, paszowy i inne apanaże. Ojciec miał się zastanowić przez weekend. Struty i niewyspany pojechał po weekendzie ponownie do dyrektora zakomunikować mu, że do kradzieży przyłączać się nie będzie, woli zgłosić to komu trzeba, czyli milicji.

Dyrektor się zaśmiał i powiedział ojcu, że komendantów z regionów działania kombinatu ma w kieszeni, a poza tym jeszcze wiezie raz na miesiąc wałówkę ministrowi rolnictwa, z którym często bawi na polowaniach. Ojciec z wypowiedzeniem w ręku wyszedł i załamał się. Snuł się po domu przez całe miesiące, dużo czytał, nigdzie kolejnej pracy nie dostał, bo złodziej-dyrektor opinię mu niezmiennie wystawiał negatywną. Ojciec liczył bardzo na Solidarność, że jak już się wszystko zmieni, pożegnamy Komunę i wyrzucimy na bruk wszystkich złodziei to przyjdzie nowe, uczciwi będą pracować, będzie demokracja, złodzieje za kradzież mienia społecznego znacznych rozmiarów będą siedzieć w więzieniach. Przy życiu trzymała go nadzieja nowych porządków. Nie dane mu było jednak zobaczenie Janusza P. w więzieniu. Wyszły przepisy, według których były dyrektor kombinatu jako już prywatny przedsiębiorca za bezcen i z ulgami może przejąć 3tys.hektarów w użytkowanie, może przejąć inwentarz i środki trwałe za drobną opłatą. Dyrektor skorzystał z okazji, zwolnił 3/4 załogi, sprzedał część maszyn i urządzeń, przejął za złotówkę dwa pałace wyremontowane przez PGR za PRL-u. Zanim jednak przejął w 1992 roku majątek całego kombinatu i pałace, to za pomocą głównego księgowego kombinatu i utworzonej na 2 lata spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, gdzie był z żoną w zarządzie, wyprowadzał na konta spółki wszystkie zasoby pieniężne zgromadzone przez kombinat do 1989 roku. Można w nowej demokracji jak ma się stare znajomości oraz byłego ministra i dwóch Ubeków w kieszeni bogacić się na Skarbie Państwa, można. Ojciec, czekając na sprawiedliwość historyczną po zmianie ustroju, nie doczekał się ani sprawiedliwości, ani pracy. Zmarł w niesławie, opętany wściekłością na system, niedoceniony i wyrzucony na skraj życia przez własną uczciwość. Nie było wtedy PIS-u, nie miał go kto bronić jak Daniela Obajtka.

Przykład z Wyborczej przypinany Obajtkowi z zapisywaniem stanu granulatu PCV w Elektroplaście we wsi Stróża aż prosił się o porównanie z sytuacją z przeszłości mojego śp. ojca. Tylko, że D.Obajtek nie wiedział, że kradną mu najpierw w fakturach, a potem z magazynów. Tu też odbywało się ważenie worków (w przykładzie wyżej pełnych ziarna przyczep) w obecności pracowników. Myślę, że uczciwy Obajtek jako młody, odpowiedzialny pracownik, tak jak kiedyś mój ojciec, robiony był w balona przez Mariusza F. i Andrzej K. oraz Macieja C. - synonimy Henryków G. z peerelowskiej przeszłości. Mój ojciec nie miał możliwości podeprzeć się jak Obajtek miejscową, czy krajową władzą, bo ta właśnie przy ojcu kradła i go wykluczyła. Koło Obajtka kręciła się z powodu zajmowanego przez niego stanowiska w samorządzie w Pcimiu drobna, przestępcza mafia. Taka polska, bo za niewykonanie wydanego przymusem rozkazu o wygranych w przetargach, nie zabija. Być może już wtedy boi się magii i możliwości PIS lub oczekuje złamania się Obajtka i wejścia w układ. Czy, gdyby Polska jako Ludowe państwo było bardziej wydolne jako strażnik praworządności, koło mojego ojca pojawili by się tacy magnaci (kumple dyrektora kombinatu), by podważać jego uczciwość i wiarę w lepsze jutro? Nie, na pewno nie, wtedy system tych, którzy podpierając się państwem kradli państwowe (no przecież wspólne) hołubił, a tych którzy system ten próbowali naruszyć paśli ostracyzmem i brakiem dobrej pracy lub pracy w ogóle.

Śp. Ojciec mówił krótko przed śmiercią, że D.T. likwidując na wsiach posterunki policji, wypuszczający spod skrzydeł kolejne afery i finansowe przekręty, pachnie mu identycznie jak dyrektor Janusz P., tym samym układem, tą samą skalą okradania zwykłych Polaków. Umarł nie doświadczając rehabilitacji, niedoceniony nawet przez własne dzieci, nie uhonorowany medalem za chociażby ofiarność, odwagę, czy sprzeciw wobec jawnych przestępstw przykrytych drogą zastawą w pałacach dyrektora.

Dajmy Danielowi Obajtkowi żyć, wszyscy się z opozycji boją, że zostanie premierem w następnej kadencji PIS w parlamencie, po Mateuszu Morawieckim. Wiem dlaczego się boją, nie dało mu się przez tyle lat nic przykleić, bo był uczciwy i na tyle sprytny by odejść z podniesioną głową, gdy za pomocą prokuratorów regionalna mafia usiłowała go od siebie uzależnić lub skazać na więzienie. Mój ojciec nie miał takich możliwości żeby uwierzyła mu Beata Szydło, a Jarosław Kaczyński zachwycony osiągnięciami poklepał po ramieniu. Umarł w biedzie powtarzając mnie i mojemu rodzeństwu – uczcie się, żeby nie pracować na roli tak ciężko jak ja i nic z tego nie mieć mimo sukcesów. Uczyliśmy się, mamy w gronie czterech magistrów, dwóch z nich zrobiło doktoraty. Ciężko pracują mimo wykształcenia, wierzą nadal, że to przynosi sukces, dziś bardziej, niż kiedyś. Tylko czasem mnie ogarnia smutek, bo Henryk G. dopóki nie wybudował okazałej willi w mieście był naszym sąsiadem. Śmiał się za każdym razem, gdy spotkał mojego ojca koło posesji, że jest nieprzystosowanym nieudacznikiem, mówił, że on ma za co nawet swoim dzieciom wybudować domy, bo gra z tymi, z którymi należy w życiu grać. Gdyby wtedy w PRL-u ktoś sprawował nad sprawiedliwością pieczę tak jak dziś PIS, Henryk G. oraz Janusz P. oraz paru innych magazynierów z zakładów PGR wchodzących w skład kombinatu, siedziałoby w więzieniu jak Maciej C. i jego przestępcza armia dziś.

Boli opozycję, że Obajtek nie dał się stłamsić podejrzeniami, boli jego lojalność i determinacja. Boli też to, że Orlen rośnie w grupie w siłę i stanowi oczywisty znak zmiany układów politycznych w Polsce. Szkoda, że mój ojciec nie doczekał zwycięstwa PIS.

Przypomnę jeszcze jeden fakt z życia naszej rodziny ku przestrodze innym. Gdy ja zacząłem pracować w spółce telekomunikacyjnej na wysokim menedżerskim stanowisku w domu mojego ojca, powołując się na stare znajomości ojca w wojsku, pojawił się znikąd pułkownik Krzysztof. Podobno kiedyś pracował w SB, gdy ojca w stanie wojennym jako specjalistę od środków chemicznych wezwali do Baonu Szóstki w Śremie. Był zainteresowany magazynami chemii poukrywanymi przez Rosjan w różnych miejscach w Polsce. Ojciec nie ujawnił tajemnicy, ale był przerażony szantażami tegoż SB-beka dotyczącymi pracy – mojej i mojego rodzeństwa. Gdy zaczęliśmy rozmawiać z ojcem stwierdziliśmy, że ów pułkownik w stanie spoczynku, może być pracownikiem tej samej spółki, w której pracuję ja. Typowaliśmy Piotra K., który kończył liceum w Lesznie. Typowaliśmy też Artura M., który w latach 2002-2004 kradł nawozy sztuczne i środki chemiczne w grupie w zakładach w Policach, podobno policjant. Może to ta sama osoba. Gdy wyjechałem do siebie z rodzinnego domu, następnego dnia ojciec miał stan przedzawałowy. Wezwana karetka miała, jak się później okazało, w składzie ekipy pułkownika Krzysztofa. Ojciec dojechał do szpitala nieprzytomny, mimo dobrego zdrowia do tej pory i braku chorób serca, nie odzyskał przytomności w ogóle. W szpitalu matka stwierdziła, że ojcu połamano palce u rąk, przedramiona i nogi. Tak się wystraszyła, że nie wystąpiła o autopsję zwłok. W karcie szpitalnej lekarz stwierdził zgon z powodu zawału. Pochowaliśmy ojca, większość z rodziny zapomniała o jego dziwnym gościu tuż przed zawałem. Pułkownik ten, jak ustaliłem dużo później wykorzystując znajomości ze studiów, pracuje w jednej z jednostek wojskowych zajmujących się rekrutacją żołnierzy w województwie lubuskim, jako cywilny pracownik na innym nazwisku niż to, które podawał mojemu ojcu.

Jaki morał wypływa z tych opisanych wyżej przykładów? Ano taki, że dawna Komuna, nawet 30 lat po zmianie socjalizmu na liberalną prawie że demokrację, poprzez silnych przedstawicieli w wieku słusznym na nowych nazwiskach/ życiorysach, nie wpuści uczciwego w pracę w strategicznej spółce niosącej dostęp do wielu informacji, jeśli tylko zainteresowana jest spieniężaniem tych informacji i zablokowaniem kontroli swoich poczynań.

D. Obajtkowi jest łatwiej, ze swoją uczciwością i lojalnością przedarł się przez blokady i osiąga sukcesy. Ma poparcie. Mojemu śp. ojcu nie udało się przedrzeć ze swoją uczciwością i lojalnością, nie miał takiej szansy.

Nie wiadomo czy mnie i mojemu rodzeństwu, genetycznie skażonemu uczciwością, honorem i lojalnością wobec Ojczyzny uda się przez blokady starej Komuny przedrzeć. Próbujemy, milczący, roztropni, uważni z boku przyglądać się kierunkom zmian.

Czytam, oglądam, wnioskuję. Lubię fakty, kieruję się zasadą słuszności. Being There.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka