Czansi Ogrodnik Czansi Ogrodnik
278
BLOG

Jak dobrze policjanci bawią się jako lovestoranci, okradając kobiety.

Czansi Ogrodnik Czansi Ogrodnik Polityka Obserwuj notkę 0

Dwóch partnerów, jeden biseksualny, drugi homoseksualny, wpadło na pomysł powiększenia swojego stanu posiadania w pewne piątkowe popołudnie, gdy już znudzili się sobą w łóżku. Panowie obaj posiadali żony i dzieci, a nawet konkubiny, niemniej jednak piątki od lat kilkudziesięciu stanowiły dla nich dni najszczęśliwsze, gdy w tajemnicy przed wszystkimi, od czasów PRL mogli się cieszyć sobą we własnym towarzystwie. Obaj panowie są policjantami, obaj byli we wojsku. I gdyby jeszcze pomysł ten, później wdrożony w życie, nie był niezgodny z kodeksem karnym, dalej wiedliby życie pełne pasji i wzajemnego dawania sobie szczęścia.

Zacznijmy opowieść od początku.
Panowie na przełomie tysiącleci biedowali, bo nie starczało im na utrzymanie siebie, dzieci, żon i swojego związku. Mieli obaj wysokie aspiracje, ale znajomości w wojsku, czy wspólne imprezy z agentami innych służb nie przydawały im właściwego splendoru. Ponad wszystko się kochali, a od czasów akcji „Hiacynt” ukrywali swój związek na ukradzionych pewnym staruszkom dokumentach, nazwiskach i mieszkaniu, gdy owi staruszkowie zmarli.
Jeden z panów policjantów był jednak wyżej w hierarchii służbowej i o pewnych sprawach mógł decydować, drugi natomiast zwykle działał pod przykryciem, parał się budowlanką.
Historia ta ma swój początek, gdy już większość Polski zaanektował bezimienny internet, a wielu jego użytkowników nie umiało jeszcze chronić swoich danych i dostępu do komputerów intruzom.
Panowie nauczeni życia pod przykryciem wykombinowali, że mogą skubać rozwydrzone mężatki, rozwódki i panny, posiadające dzieci, internet i majątek, dokładnie w tej kolejności. Skubać z wszelkich dóbr, gdyż uważali, że tak potrafią aktorsko podejść do kobiety i lovestorantować i na dodatek perfekcyjnie ukrywać prawdziwą od urodzenia tożsamość, że nikt, ale to nikt ich nie przyłapie. (polscy lawstoranci w kamuflażu)
Najpierw więc zapewnili sobie tajemnicze nicki na portalu randkowym, temu z największą bazą naiwnych kobiet, a potem założyli prywatne konta mailowe na najpopularniejszych darmowych stronach internetowych. Gdy nikt jeszcze w Polsce nie przejmował się zabezpieczeniami, programami antywirusowymi i firewallami, oni zaczęli największe żniwa.
Pozornie niedostępni, prowadzili po złapaniu ofiary w swoją sieć dość szybką konwersację, która po kilku dniach, wzbogacała się o puste frazesy, jakże dobrze wyglądające w komputerach podstarzałych panien i świeżych rozwódek. Frazesy dotyczyły tej jedynej, szczerze i szybko pokochanej, wzajemnej kompatybilności dusz. Zabawa w ciuciubabkę z kobietami zaczynała się tuż po uzyskaniu ich numeru telefonu. Dziś obaj geje są przekonani (tak dla sądu w razie „W”), że same się im kobiety pchały do łóżka. Kiedy którykolwiek z nich dostał przez komunikator, na maila lub w odpowiedzi na portalu randkowym numer telefonu, drugi biegł z legitymacją i danymi do znajomego technika państwowego operatora telefonicznego i żądał ujawnienia danych osobowych w związku z przestępstwem, w celu wykrycia. W dokumentacji policyjnej na razie w tym momencie nie pojawiała się żadna wzmianka. Jeśli na nieszczęście swoje kobieta stanowiąca podmiot do oskubania przez tych dwóch policjantów podała numer stacjonarny, była już ugotowana. Jeśli podała numer, wtedy jeszcze rzadkiego, ale coraz popularniejszego, telefonu komórkowego procedura pozyskiwania danych trwała trochę dłużej.

Na telefon stacjonarny znajomy policjantów - technik zakładał inwigilowanej kobiecinie podsłuch z automatyczną rejestracją, nieuprawniony i nieuzgodniony z operatorem telefonicznym. Każdy z nich bawił się potem historią rozmów telefonicznych kobiety z rodziną, pozyskiwał nowe telefony i nowe dane na temat potencjalnej ofiary. Jeśli nie daj Boże kobieta miała podłączony pod telefon internet panowie pozyskiwali hasło i dostęp do wszelkich plików, także bankowych.
Na tym obrabianiu pozyskiwanych danych, rasowo, jak na szkoleniach w policji, panowie kończyli akt pierwszy, a ten, który korespondował z kobietą na portalu randkowym, porzucał ją i korespondencję z nią pod byle pretekstem. Jeśli byli już na etapie rozmów telefonicznych manewr porzucania kontaktu był ten sam. To miało przy ewentualnym doniesieniu po kradzieży rozmyć trop śledczym, gdyby w ogóle podjęli się poprowadzenia sprawy.
Na portalu randkowym kobietę świeżo porzuconą przez pierwszego z gagatków przejmował kolejny. Ten był ostrożniejszy, bardziej wydumany, częściej dzwonił, gdy pozyskał od ofiary telefon, nalegał na kontakt bezpośredni. W czasie pierwszego pojawienia się w domu potencjalnej kobiety do oskubania rozpoczynał się dla panów akt drugi. Akt drugi zwykle po kilku spotkaniach się kończył. Drugi z gejów poznawał dzieci, obserwował relacje w rodzinie, sprawdzał potencjał finansowy ofiary. Wykorzystując nieuwagę sprawdzał zamki, okna i położenie najbardziej newralgicznych sprzętów rtv, agd w całym mieszkaniu, czy domu. I znowu pod byle pretekstem kobieta albo sama kończyła znajomość, albo nagle gej przyznawał się, że ma żonę, a żona zaraz wraca zza granicy i on też musi wrócić, bo przekonał się, że jednak ją kocha. W międzyczasie, podczas nieobecności kobiety w mieszkaniu, czy domu, drugi z gejów wchodził na pasówkę lub pneumatykę do środka (zwykle z torbą monterską, gdyby zainteresowali się sąsiedzi) i montował kamerkę w telewizorze, podsłuch w telefonie stacjonarnym, zabawkę uchylającą okno najmniej używane lub w ogóle nie otwierane, kamerkę w łazience.
W miarę otwierania „nowych projektów” jak nazywali panowie osaczanie terytorialne kobiet w celu ich okradania, rosło też zapotrzebowanie na sprzęt. Czasami, pod pretekstem prowadzenia postępowania w sprawie, pobierali sprzęt z policji, produkowali dokumentację w tym zakresie, ale powód do inwigilacji zwykle podawali prawdziwy np. były mąż jednej z kobiet do oskubania był w grupie kradnących opony, paliwo i samochody. Jeśli, któryś ze zwierzchników się czepiał prowadzili podwójną dokumentację sprawy, by w razie czego szybko ją umorzyć i zwrócić sprzęt, czy pobrane tablice rejestracyjne lub dokumenty legalizacyjne.
Jeden z gejów znał innego geja, będącego informatykiem na jednej z uczelni. Panowie uzgodnili, że dane z nagrań głosowych i wizualnych, a także bieżące pliki z pulpitu będą pod nazwiskami tych pań folderami, początkowo na serwerze uczelni, jednej z pedagogicznych na Wybrzeżu, później będą folderami na opłaconym serwerze dostępnym zza granicy.
Mijał rok, panowie przeglądali w piątkowe wieczory foldery i decydowali, które z pań  i w jaki sposób oskubią, ustalając kolejność działań. Po wdrożeniu pomysłu wzbogacenia się tanim kosztem, piątki pary gejów wyglądały o wiele atrakcyjniej. Panowie z wypiekami na twarzach  decydowali, który chłopczyk jest najładniejszy i która matka (rozwódka, panna) najładniejsza lub najbardziej naiwna i bogatsza. Seks panów wszedł na wyżyny, obaj późnym wieczorem wychodzili z mieszkania staruszków w przebraniach, ale w pełni usatysfakcjonowani. Ich osobne życie rodzinne nabrało rozmachu, poukładały się relacje z konkubinami i żonami, zajrzeli nawet do matek.
W tym momencie opowieści powinienem nadać panom gejom więcej ich cech indywidualnych. Może któraś z kobiet czytających mojego bloga zidentyfikuje któregoś lub obu i na początek sprawdzi w BIK-u i BIG-u, czy na pewno wie o wszystkich swoich zadłużeniach i kredytach.
Otóż pierwszy gej pasjami uwielbiał słuchać muzyki z czasów Czesława Niemena, a jego samego uwielbiał jako najważniejszego muzyka i piosenkarza w życiu. Posiadał motocykl i lubił się na nim wybrać do Berlina na obwodnicę, by nocą pościgać się na wirażach z niemieckimi kolegami lub samotnie. Znał język niemiecki perfekt, zresztą angielski także. Niestety był niskiego wzrostu i miał lekkiego zeza, a włosy zaczesane jak chłopiec z bajki dla dzieci o tytule „Zaczarowany ołówek”. Tutaj należy też wspomnieć, że panowie w kontaktach z ofiarami pojawiali się z farbowanymi włosami, sztucznym uzębieniem, opaleni w solarium lub bladzi, z zezem lub bez niego, wyżsi lub niżsi od swojego prawdziwego, naturalnego od dorosłości wzrostu. Taki kamuflaż w celu zmylenia ofiary i jej rodziny. Ów pierwszy trenował karate i czasem wrzucał zdjęcia ze swoich treningów w portal randkowy, bo przyciągały one masę zainteresowanych kobiet. Kłamał też na temat swojego wzrostu, miał normalnie 1,60m, a podawał, że ma 1,75. W całym swoim narcyzmie wychodził z założenia, że kobiety nie zwracają uwagi na wzrost, tylko na rysy twarzy. Mówił im też, że ma firmę marketingową, robi reklamy telewizyjne, jeździ między Krakowem, Gdańskiem i Warszawą. W ogóle lubił zapach wanilii, przyjeżdżał na spotkania z kobietami leganzą w kolorze butelkowej zieleni, z kremową tapicerką na rejestracji Otwocka. Dziś czasem jeździ zdezelowanym małym, białym autem dostawczym, podobno odzyskuje metale z wyrzuconych komputerów, zajmuje się ogrodnictwem i montowaniem systemów audiowizualnych dla firm, albo osób prywatnych. Czasami pracuje jako specjalista BHP w restauracjach sieciowych lub innej, dużej firmie produkcyjnej, człowiek orkiestra lubiący Kazimierz Dolny. Studiował geografię, prawo, a potem technikę. Prawdopodobnie nic co powiedział każdej ze spotykanych kobiet nie miało odzwierciedlenia w rzeczywistości. No może poza tym, co zaobserwowały wokół niego. Wobec każdej dopasowywał nowy życiorys, zainteresowania i rodzaj pracy, a nawet odwiedzane w czasie urlopów kurorty, najczęściej wspominał o Hurgadzie, najczęściej pił calvados. W ogóle lubił dużo pić i nosić spodnie w kolorze spodni zakładanych przez byłych mężów kobiet, z którymi się spotykał. Taki „cwancyś” psychologiczny. Telefon komórkowy miał zawsze ustawiony w tryb ukrywający jego numer i położenie.

Drugi z nich miał zapędy wręcz cesarskie jak Juliusz Cezar. Równie niski jak kochanek gej, rudy blond, z postępującą łysiną czołową. Włosy jaśnie panu policjantowi cofały się w takim tempie, jak innym jadło po ciepłej wódce. Lubił sobie robić zdjęcia w okularach przeciwsłonecznych, włosy nad karkiem kręciły mu się w loczki i na skroniach siwiały. Ten posiadał telefon satelitarny, rozmawiał przez niego po hiszpańsku, najpewniej po to, by wzbudzić zachwyt w kobiecie, którą obrabiał. Pisał kobietom w prywatnych rozmowach na portalach randkowych, że jest producentem lub operatorem (w zależności od atrakcyjności fizycznej ofiary) Canal +, wykonuje zdjęcia podwodne dla National Geographic w czasie nurkowania w Egipcie (jaka zbieżność z miejscem urlopów kochanka geja). Nie wyglądał atrakcyjnie ani z postury, ani z zawartości spodni. Czasem zachowywał się wobec ofiar wyniośle, jak udzielny pan, czasem, gdy kobieta była bardzo uległa, tryskał humorem. Gdy trafiła mu się uległa mężatka z dziećmi, od razu chciałby ją sam rozwieść lub zmusić do rozwodu, by na początek robiła to, co jej każe. Na prawej ręce miał widoczny ubytek wskazującego palca, jakby był ślusarzem z Obornik, a nie inteligentem z jednego z miast Górnego Śląska. Ten zapraszał ofiary do mieszkania, w którym na ścianie w kuchni wisiała pacynkowa lalka w kubraczku w kratkę, a gniazdka były tak nisko, jakby w tym mieszkaniu przebywała osoba niepełnosprawna na wózku inwalidzkim. Miał ciekawy kolor płytek w łazience. A na drzwiach wejściowych napis Bushido. Też karateka z rozdwojonymi kostkami dłoni. Pisał kobietom, że dużo podróżuje po świecie, odwiedzał Johannesburg w RPA, Londyn,Wenezuelę, Egipt, Australię. Lubił przeglądać się w lustrze nago, czasem którejś z kobiet pogroził pistoletem lub przystawił jej go do głowy, nie wiadomo czy dla żartu, czy w celu wzbudzenia w sobie podniecenia jej widocznym strachem. Potem okazywało się, że bywa często w mieście w pobliżu, 100km od miejsca zamieszkania ofiary (doskonałe wyczucie odległości, by kobieta nie mogła lub nie chciała dojechać), zapraszał ją na niby do siebie, okazując wielkie niezadowolenie, gdy ta naturalnie (i oczekiwanie) odmawiała. Okazywało się, że tam akurat organizuje imprezę eventową lub jest na takiej imprezie w lokalnej stacji telewizji. Mitoman z wybujałą wyobraźnią doskonale dobierający kontekst rozmowy do sytuacji kobiety, jej wykształcenia,możliwości i celów życiowych. Na Śląsku jeździł z poznańską rejestracją srebrnym mercedesem klasy A. Lubił czytać historie o czyimś nieudanym życiu lub związku, oceniał na podstawie pozorów, a potem modyfikował tę ocenę na podstawie otrzymanych od kochanka geja plików z folderu dotyczącego prywatnej inwigilacji aktualnej kobiety do oszukania. Miał strasznie szerokie, ale krótkie stopy. W domu ofiary, gdy kończył z nią krótką znajomość, na podstawie wskazówek od kochanka-geja, kopiował dokumenty z szuflad, grzebał w rzeczach, bieliźnie i lodówce. Wynosił z takiego mieszkania długopisy, kartki z drukarek, podpisane stare dokumenty, albo książki. Czasem kładł się w łóżeczku, któregoś z dzieci. Kobiet nie zapraszał do restauracji,czy do kina, nie wykonywał żadnych ruchów świadczących o zainteresowaniu daną kobietą. Szybko skracał dystans robiąc wrażenie, że nie ma na nic czasu. Lubił natomiast napawać się strachem kobiety, niepewnością lub możliwością własnej dominacji nad nią. Słuchał tylko muzyki poważnej i egzaminował każdą kobietę puszczając jej symfonie Mozarta. Dużo opowiadał kobietom o lotniskach, na których podobno bywał. Lubił wykładać koce na siedzeniach w samochodzie, kudłate i włochate, w mieszkaniu miał dużo okryć i koców z wełny, lub z długim włosiem. Cały czas mówił kobietom, że lubi tylko lato i ciepło słoneczne powyżej 25 stopni Celsjusza. Natomiast opaleniznę miał czasami złotą, z solarium. Zresztą miał kolegę geja, który był właścicielem sieci solariów i piekarni. I u niego najczęściej pojawiał się po opaleniznę, a przy okazji zdradzał z nim kochanka na łóżkach, w cieple solarium. Niektórym kobietom mówił, że jest tajnym agentem, perorował szybko i urywał zdania w połowie. Doskonały aktor, prawie nie do odróżnienia od zawodowego.
Po pół roku w mieszkaniu lub domu kobiety, którą chcieli okraść, coś się psuło i zaczynał się etap trzeci.

Jeden z nich udawał szefa ekipy remontowej i na podstawie podsłuchów ustalał, gdzie kobieta dzwoni po pomoc, po czym blokował połączenie przejmując rozmowę. Już w tym okresie policja, ale także przestępcy korzystali z przechwytywania rozmów telefonicznych komórkowych zwanych czasem Simtaxami. Jeden z gejów pilnie zwykle studiował korespondencję gospodarczą jednostek policyjnych w całym kraju, zainteresowany był autami na sprzedaż i złomowanym sprzętem. Kilka razy mu się poszczęściło i kupił między innymi zezłomowany, starszy typ simtaxa dla własnych potrzeb. Dzięki temu urządzeniu mógł wszystko.
Wracamy teraz do aktu trzeciego.
Przy pierwszej kawie z „szefem” ekipy remontowej, kobieta oszukiwana przez gejów, nie tylko zlecała naprawę aktualnej usterki budowlanej, ale po półgodzinnym urabianiu decydowała się na remont generalny części pomieszczeń dostając atrakcyjne rabaty na robociznę. Podczas remontu „żonaty szef ekipy budowlanej” starał się doprowadzić kobietę (jeśli była rozwódką lub panną) do sytuacji, w której zdecyduje się na seks z nim. Jeśli była zanadto oporna prowokował zrobienie kawy i w czasie jej nieuwagi dosypywał jej „uzdatniaczy seksualnych” do niej. Po czym zabierał się do dzieła i odwracał uwagę matki od dzieci. Zwykle rejestrował wszystko, by potem kobietę po pierwszej kradzieży szantażować dalej. Czasami był nieuważny i w ogóle nie zapisywał aktów ani wizualnie, ani dźwiękowo. Najbardziej niechętne seksowi z nim kobiety, odwiedzał, gdy były same, po jakimś czasie od zakończenia remontu. Jednej z nich, czym jak zeznała, jest zbulwersowana do dziś, pukając do drzwi mieszkania powiedział, że ma ważną sprawę. W progu rzucił jej taki tekst: „ Żona wyjechała do pracy za granicę, wziąłem wiagrę, pomoże mi pani?. Omal nie dostał z tego powodu drzwiami w twarz. Obu panom gejom był potrzebny motyw seksualny do dalszej obróbki i dalszego okradania oszukiwanych kobiet. Jeden serwował oszukiwanej pieśń nad pieśniami o nagłej miłości, wyłączając ją z obiektywnego postrzegania rzeczywistości. A drugi, jako członek ekipy remontowej obserwował kochanka w tych miłosnych tokowaniach wobec obcej kobiety, czy nie przekracza dozwolonych na potrzeby przekrętu granic. Albowiem był bardzo zazdrosny wobec partnera i ledwo mógł znieść jego starzejącą się żonę, gdy ćwierkała mu do uszu jakieś małżeńskie bzdety. Ta zazdrość później będzie miała duże znaczenie dla śledczych, gdy osobno będą przesłuchiwać policjantów-gejów bawiących się cudzymi uczuciami i zawłaszczającymi dla siebie cudzy majątek.
Panowie policjanci lubili, po takich akcjach wobec kobiet, opowiadać co śmieszniejsze dla nich fragmenty i kpić z damskiej naiwności, czule pieszcząc sobie nawzajem ciała w kolejny piątkowy wieczór.

Po tym nadchodził punkt kulminacyjny, koniec mydlanej opery w zakresie dopadnięcia ofiary. Panowie geje przymierzali się do wyłudzenia wielkiego kredytu na dane osobowe kobiety, której przeprowadzali remont. Mieli ukradzione z jej szuflad kartki, pieczątki i długopisy, ukradzione z torebki dokumenty, mieli kartki z jej pismem i kopie podpisów. Wystarczyło tylko ukraść parę rzeczy z jej szafy lub kupić takie same, poćwiczyć głos, potem ponownie wpiąć się w jej telefon i uaktywnić po raz kolejny program szpiegujący w komputerze.
By zwiększyć emocjonalny rozstrój ofiary, atakowali (poprzez zapłatę grupom ulicznych wyrostków) jej dzieci, potrącali je lub matkę w sklepach, na ulicy, czy na drodze do domu. W końcu ten z pary, który był homoseksualny, zaczajał się w szkołach lub w przedszkolach na jedno z dzieci oszukiwanej kobiety i gwałcił je w okrutny sposób.

Do dziś nie wiadomo, czy w większości przypadków celem dla pary gejów była kradzież mieszkań tym kobietom, czy kradzież pieniędzy z kredytów, czy gwałty na dzieciach. Większość okradzionych kobiet po pożegnaniu ekipy remontowej traciła pracę, nie mogła pozyskać kolejnej,ogłaszała upadłość konsumencką lub popadała w długi i miała egzekucje komornicze. Nie mogły się wyplątać z zaklętego gniazda jakie uwili im policjanci-geje.

Poza jedną.
Naiwną prawniczką pełną ideałów. Naiwną do pewnego tylko momentu. Kiedy się zorientowała, że skrzywdzone zostało jej dziecko, a ona sama w podstępny sposób okradziona w czasie remontu, zaczęła ustalać, jak naprawdę nazywa się ta oszukańcza para gejów. Miała problemy z telefonami, komputerem i straciła pracę. Jej scenariusz upadku  na początku był podobny do szybkiego upadku finansowego wszystkich oszukanych i okradzionych kobiet. I na dodatek jeden z gejów wprowadził się z rodziną do mieszkania w bloku naprzeciwko jej drzwi. Nigdy ta kobieta nie wiedziała, czy jak wróci z pracy nie zostanie mieszkania splądrowanego i w opłakanym stanie. Zauważyła ona jednak, że pod jej nieobecność ktoś nagminnie korzysta z jej wanny, kosmetyków i ręczników. Zauważyła też ubytki w herbacie i kawie, ślady na podłogach i w pościeli. Zgłosiła pierwszy raz naruszenie miru domowego na policję, kradzież rzeczy, po dwóch latach od remontu. Jej dziecko było przeciwne zgłaszaniu jego skrzywdzenia na policję, tak się bało. Policjant  przyjmujący zgłoszenie zainteresował się sprawą, ale utrąciła ją znana z libacji alkoholowych pani prokurator. Potem prawniczka, gdy dziecku zaczęły przychodzić na telefon dziwne smsy złożyła doniesienie kolejne. I ta sprawa została umorzona, a prowadził ją policjant według wskazań gejów. W aktach zostały podmienione strony dotyczące zapytania sądu w sprawie do banku i strona z odpowiedzią. Geje szybko przenieśli wyłudzony kredyt do innego banku kompensując go, a bieżące raty, do czasu oszukania kolejnej kobiety, spłacali z kapitału. Ponieważ groziło im ujawnienie procederu zaczęli książkowo „umilać” życie prawniczce. Odbierała głuche telefony w nocy, szydzili z niej żule, gdy przechodziła obok nich, w telefonach pojawiały się jej smsy, których nie wysłała, a w mieszkaniu z kratek wentylacyjnych, gdy nie było sąsiadów pod spodem leciał jej smród, albo pył, gruz i sadza. Sąsiadka z naprzeciwka złożyła na policję (zgłoszenie przyjmował policjant-gej w zastępstwie kolegi) doniesienie, że oszukana kobieta ją nęka, choć było odwrotnie.

W sprawie, która później została umorzona, sąsiadka sugerowała chorobę psychiczną okradzionej prawniczce, by ta ewentualnie nie mogła zeznawać lub być wiarygodnym świadkiem w sprawie wyłudzeń na jej szkodę. W międzyczasie z powodu braku możliwości podjęcia pracy (policjanci-geje stale blokowali jej telefon, monitorowali komputery jej i dzieci) zaczęła popadać w długi, których wcześniej nie miała. Przyszedł czas, że nie miała co włożyć do garnka. Po pierwszym liście od komornika opuścili ją koledzy z pracy, znajomi i również rodzina. Był mąż podstępnie wykorzystał sytuację i zamiast pomóc, doprowadził do procesu cywilnego i jeszcze przed zapadnięciem wyroku o zmianie miejsca zamieszkania zabrał jej dzieci. Nie załamała się, mimo tego, że strasznie schudła i nie miała co jeść, walczyła dalej. Po kilku latach podjęła pracę na produkcji, odcięto jej już dawno prąd, gaz w mieszkaniu, rosły zaległości. Bank wypowiedział jej kredyt frankowy, który wzięła by kupić mieszkanie od gminy dla dzieci, zgodnie z poleceniem jej byłego męża w tym zakresie. Przyszło zawiadomienie o pierwszej dużej egzekucji, złożyła powództwo przeciw egzekucyjne. Sprawa ciągnęła się kilka lat, ale sprzyjały jej okoliczności. Wybrnęła. Potem straciła pracę, gdy przyszła jej druga egzekucja. Komornik zabrał jej dwie pensje, całe, nie zostawiając kwoty wolnej od egzekucji. Po latach dowiedziała się, że w imieniu tego komornika korespondencję przejął jeden z policjantów-złodziei, sobie zostawiając różnicę między kwotą przekazaną komornikowi, a całością z dwóch pensji. A pracę straciła dlatego, że wpływał na jej przełożonego, by ją zwolnił. Mimo zmiany telefonu, sprzedaży komputerów, kobieta nadal pozostawała w zasięgu inwigilacyjnym ustosunkowanych oszustów. Powoli odżywała, odezwała się na chwilę rodzina. Praca fizyczna spowodowała u niej różne przewlekłe choroby, na dzień dzisiejszy ta kobieta jest niepełnosprawna, posiada orzeczenie.

Nadal ma trudności w znalezieniu pracy, czasem ktoś ulituje się nad nią i zaproponuje jej staż. Ale w ostatnich latach znów okresy bez pracy zaczęły się jej wydłużać. Nie zmarnowała jednak tego czasu, ustaliła powiązania oszustów-gejów w wojsku, ustaliła dane personalne pozostałych kobiet oszukanych przez nich. Zauważyła, że dzieci tych kobiet też zostały skrzywdzone. Złożyła kolejne doniesienie do prokuratury. Młody, dopiero po szkole prokurator wyśmiał jej doniesienie i na polecenie starszej przełożonej, zlecił obserwację prawniczki. Potem jeszcze kilka razy w tej prokuraturze odbijała się od niedowierzania prokuratorów, podobnie jak matka dziewczynki opisanej w „Zatoce świń”- książce o sposobach na życie seksualne ludzi kultury w Trójmieście. Zagrodę dwóch policjantów-gejów okradających kobiety nazywa „zatoką knurów”. W kontakcie ze mną płacze, mimo prezentacji skrajnych emocji w czasie opowiadania o tych gejach, jest wiarygodna. Potem przydarza się jej potrącenie, gdy jedzie rowerem do pracy, w której mają ją zatrudnić na stałe. Do dziś nie otrzymuje odszkodowania za zniszczony sprzęt komputerowy, który zrzucił z roweru, a potem pogruchotał pod kołami sprawca. Gdy rower nie nadaje się do użytku, dojeżdża do pracy stopem. Któregoś dnia, jeden z żuli, podchodzi do niej bez powodu, uderza ją w twarz i okrasza inwektywami oraz grozi, że ją zabije jak dojedzie do domu. Zgłasza to przez 112 na Policję. Przesłuchuje ją na posterunku jeden z oszustów, ten, który udawał inspektora budowlanego, gdy potrzebowała operatu szacunkowego dotyczącego jej mieszkania. W pierwszej chwili go nie poznaje, ale gdy ten przez pół godziny odmawia przyjęcia zgłoszenia, wścieka się i żąda sporządzenia protokołu. Oszust robi wszystko, by sprawca nie został odnaleziony. Później okazuje się, że żul uderzający prawniczkę koło przystanku autobusowego to „informator” jednego z policjantów-gejów, któremu ten zapłacił za specyficzne „nastraszenie” podmiotu oszustwa. Żolero z tego powodu był panem Biedronki i dzielnicy przez tydzień. Stać go było na wszystko i wszystko to w ciągu tygodnia przepił sam lub z kolegami. Na szczęście rozpoznano rzezimieszka, prawdopodobnie zostanie skazany na grzywnę. Niepokój pozostały po tych wydarzeniach jest widoczny u kobiety, gdy mówi i gestykuluje w czasie rozmowy ze mną.

Gdy usłyszałem te rewelacje trzy lata temu, nie dawałem im wiary do końca. Podstawą profesjonalnego dziennikarstwa jest korzystanie w sprawie z więcej niż jednego źródła, zweryfikowałem wszystkie informacje u jeszcze dwóch źródeł. Pierwszym z nich była kolejna oszukana kobieta wskazana przez prawniczkę. Potwierdziła modus operandi sprawców, po remoncie wymieniała dwukrotnie zamki w drzwiach, a potem całe drzwi. Jej dzieci mają problemy z nauką i adaptacją w środowisku po traumie, na wszystko miała dokumenty. Wiedziała też, że jeden z oszustów-gejów, gdy próbowała skontaktować się telefonicznie z Rzecznikiem Praw Dziecka, przejął rozmowę i udawał samego rzecznika, choć telefony odbierają w Warszawie jego pracownicy. Ba, nawet ten "rzecznik" przyjechał do niej, gdy chciała złożyć doniesienie i przejął dokumentację obiecując, że zajmie się sprawą osobiście. Zorientowała się, że coś jest nie tak dopiero, gdy „rzecznik” zagubił dokumenty.

Ustaliłem, że oszuści w większości przypadków uniemożliwiali swoim ofiarom kontakty z prawnikami, czy prokuraturą i policją. A w przypadku prawniczki dodatkowo wzywali ją na komendę w innych sprawach podając błędną kwalifikację czynu, zmieniali protokoły przesłuchań, gdy zostały podpisane i podkładali nowe do podpisu z inną kwalifikacją. Nie niszczyli protokołów podpisanych a błędnych, mimo wyraźnego żądania prawniczki w tym zakresie.

Drugie źródło weryfikowało zdobyte przeze mnie informacje o fizycznych i technicznych środkach posiadanych przez policję, a używanych do celów przestępczych przez opisywanych policjantów-gejów. Źródło (nie pochodzące z mojej rodziny) stwierdziło, że takie działania, sposób prowadzenia się pod przykryciem, użyty sprzęt techniczny, wykraczają poza możliwości materialne zwykłego komisariatu czy komendy miejskiej lub powiatowej. Natomiast na podstawie wiedzy i doświadczenia tegoż jest niemal pewne, że jeden ze sprawców lub obaj mieli do czynienia z CBŚP lub inną strukturą mundurową zabezpieczaną w takie środki materialne i taki poziom sprzętu technicznego. Albo, co jest bardziej prawdopodobne mieli wiedzę i własne środki pieniężne, by takie czynności, za pomocą takiego sprzętu prowadzić. Mogli mieć kolegów w innych formacjach, albo w firmach ochroniarskich czy detektywistycznych. Zabezpieczanie się techniczne na telefonach i komputerach ofiar wskazuje na to, że na pewno mieli do czynienia z formacją mundurową zajmującą się ściganiem przestępców.
Jak się dobrze bawią policjanci-geje jako lovestoranci okradający kobiety na portalach randkowych widać było po rozmiarze poczynionych szkód i krzywd wyrządzonych dzieciom. Dziwne jest to, że ofiary tego typu przestępstw odchodzą z kwitkiem z komend i nie uzyskują pomocy, ani ochrony. Ani jednemu policjantowi nie przyszło na myśl, że warto byłoby gruntownie sprawdzić owych funkcjonariuszy, choćby z powodu zgłaszanych przekroczeń uprawnień. Żadnemu z prokuratorów nie przyszło na myśl, że oto mają w swoim zasięgu wyrafinowanych różowych policjantów - ale zwykłych przestępców działających z niskich pobudek wbrew przysiędze, którzy w głowach wszystkich uwili wielkie gniazda zaniechania.

Nikt nie wpadł na pomysł, by przesłuchać dzieci, dziś niektóre dorosłe, w warunkach umożliwiających im bezpieczne złożenie zeznań. Dzieci te były "przedmiotem" zabaw obu tych gejów, były przez nich gwałcone. Poza jedną, żadna matka nie zorientowała się, że ci lawstoranci-policjanci przyciągali do ich dzieci innych pedofilów, którzy obsiadali je jak muchy lep. 

Pozostawiam ten artykuł pod rozwagę tym ostatnim błyskotliwym, którzy jeszcze nie złożyli broni i nadal wierzą w sprawiedliwość, a zechcą doprowadzić do skazania na długoletnie odosobnienie te dwa, co najmniej, indywidua.

Czytam, oglądam, wnioskuję. Lubię fakty, kieruję się zasadą słuszności. Being There.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka