Tegoroczny strajk kobiet po raz kolejny okraszony jest hasłami, które z w żaden sposób nie dotyczą problemów współczesnych Polek. Pigułki antykoncepcyjne i aborcja - tylko to siedzi w głowie feministek i wielkich autorytetów ze świata artystycznego.
Feministki skupiają się na robieniu, jak to świetnie ujęła niezastąpiona w debacie publicznej pani Krystyna Janda, (choć zapewne w zupełnie w odwrotnym kontekście), z kobiety „torebki na nasienie”. A właściwie zrobieniu z jej ciała śmietnika, do którego wrzuca się farmaceutyczne świństwa, oraz na którym przeprowadza się zabiegi przerywania ciąży. Uczestniczki protestów stają się narzędziem lobby firm farmaceutycznych i klinik aborcyjnych, za którymi najczęściej stoją wpływowi faceci z wielką kasą, mający dobro kobiet w dalekim poważaniu.
Czy którakolwiek z głośno krzyczących feministek wspomniała kiedykolwiek choćby o tym, że
przez wysokie koszty pracy, fiskalizm, właściwie nikomu nie opłaca się zatrudnić kobiety na pół, ani tym bardziej na ćwierć etatu. Więc młode matki mają do wyboru dwa modele: albo kierat czyli dom, dzieci do szkoły/przedszkola, praca 8 h, dzieci, dom, zero czasu dla siebie - co na dłuższą metę wyniszcza psychikę i wpędza w depresję, albo zupełną rezygnację z pracy zawodowej.
Ale po cóż mówić a prawdziwych problemach, skoro lepiej mydlić oczy tematami zastępczymi, przez co manifestacje i protesty 8 marca przestają być manifestacją walki o polepszenie sytuacji kobiet, a jedynie pokazem zwykłej, czystej głupoty.
Co do parytetów: gdyby np. wprowadzono przepis, że funkcję premiera mają pełnić na zmianę kobieta i mężczyzna, żeby było sprawiedliwie, po równo i bez dyskryminacji, wtedy Pani Beata Szydło, niestety nie mogłaby obecnie sprawować swojego urzędu. Więc czy rzeczywiście ta równość płci jest kobietom tak bardzo na rękę?
Inne tematy w dziale Społeczeństwo