unukalhai unukalhai
1523
BLOG

Jeszcze trochę o Narutowiczu

unukalhai unukalhai Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 17

  

 

 

Poraża bezczelne chucpiarstwo komunistów, ich ideowych bękartów  oraz  ich jawnych i tajnych współpracowników,  którzy  grasują w najlepsze na scenie politycznej III RP,  i którzy  tym razem udają ideowych spadkobierców Gabriela Narutowicza, podczas gdy są przecież bez żadnej wątpliwości  kontynuatorami  tradycji wywodzącej się od  indywiduów, których pomniki , popiersia      i innego rodzaju artefakty zostały zdeponowane w Galerii Sztuki Socrealizmu znajdującej się w jednym z budynków gospodarczych (dawna powozownia) Pałacu Zamoyskich w Kozłówce k. Lubartowa. A mówiąc bez ogródek, są spadkobiercami  ideologii, w imię której, podobnych do Gabriela Narutowicza, polskich polityków, ale także  wojskowych, policjantów, urzędników państwowych, nauczycieli  i naukowców  z II RP potraktowano kulką w tył głowy, albo zakatowano podczas  tortur w kazamatach NKWD. Czyli gdyby hipotetycznie G. Narutowicz dożył do wybuchu II wojny światowej, zostałby zamordowany np. w Katyniu.

Zatem wobec dzisiejszych  prób politycznego wygrywania zdarzeń oraz postaci historycznych,  które zostają  wyjęte z kontekstu, z odmiennych realiów jak i hierarchii wartości oraz wyborów ideowych, zamieszczam tekst na temat postaci Gabriela Narutowicza, który znajduje się w zbiorze gawęd napisanych przez  Wacława Alfreda Zbyszewskiego („Gawędy o ludziach i czasach przedwojennych”).  

Gawędę o Narutowiczu W. A. Zbyszewski napisał  w początku lat osiemdziesiątych XX wieku, czyli 60 lat po śmierci pierwszego prezydenta II RP.

Pod  oryginalnym tekstem W.A .Zbyszewskiego dopisałem własny appendix, w którym naszkicowałem tło polityczne, którego skutkiem były wydarzenia z  16 grudnia 1922 r.  Ponadto ograniczyłem przypisy do niezbędnego minimum, gdyż do  większości pojawiających się w tekście postaci odniosłem się         w przypisach  do poprzednich notek z cyklu piłsudczykowskiego na tym blogu.

Tekst gawędy Wacława A. Zbyszewskiego o Narutowiczu

Marszałek Piłsudski nigdy nie sprawował urzędu prezydenta Rzeczypospolitej. Gdy powrócił z Magdeburga l0 listopada 1918 roku, Rada Regencyjna, złożona z arcybiskupa Kakowskiego, późniejszego kardynała, Zdzisława Lubomirskiego i Józefa Ostrowskiego zainstalowana przez okupantów austriackiego i niemieckiego w Królestwie, od razu przekazała Piłsudskiemu władzę. Piłsudski wybrał dla siebie nazwę Naczelnika Państwa, częściowo zapewne nawiązując do tradycji Naczelnika Kościuszki, częściowo, bo chciał w ten sposób proklamować, że w niczym nie przesądza przyszłego ustroju Polski.

Gdy uchwalono Konstytucję Marcową trzeba było naprzód wybrać Sejm i Senat już na podstawie nowej Konstytucji  i nowej ordynacji wyborczej w granicach całego państwa, które zostały dopiero ustalone po plebiscycie na Śląsku i po włączeniu do Polski tak zwanej Litwy Środkowej,  czyli Wilna i jego okolic.  Wszystko to zajęło około półtora roku.  Nowe wybory się odbyły w jesieni 1922 roku,  nowe Izby się zebrały, ukonstytuowały i dopiero wtedy, w początku grudnia 1922 roku odbył się wybór nowego Prezydenta Rzeczypospolitej [zob. appendix].

Piłsudski nie kandydował. Endecja wystawiła kandydaturę ordynata Maurycego Zamoyskiego, naszego pierwszego posła we Francji, która była naszą aliantką i uważano ją za gwarantkę naszej niepodległości.  Ludowcy Witosa wysunęli kandydaturę Stanisława Wojciechowskiego, wówczas ministra spraw wewnętrznych.  Inna grupa ludowców,  Wyzwolenie, uważana za instrument piłsudczyków, wysunęła kandydaturę Gabriela Narutowicza, ówczesnego ministra spraw zagranicznych. Wreszcie blok mniejszości narodowych wysunął kandydaturę profesora Baudouin de Courtenay[1], profesora Uniwersytetu Warszawskiego. W wyniku tych wyborów przeszedł po kilku głosowaniach zupełnie niespodziewanie Narutowicz, za którym głosowała cala lewica i cały blok mniejszości narodowych. Jego jedynym kontrkandydatem w ostatnim głosowaniu okazał się Maurycy Zamoyski.

Ani jednego, ani drugiego nigdy osobiście nie tylko nie znałem, żadnego z nich też nigdy nie widziałem.       Z tego, co o nich słyszałem, wydawali mi się liberalnymi konserwatystami, dążącymi do świętej zgody i gotowymi się pogodzić z rolą prezydentów malowanych. Obaj byli bardzo zachodni, mało ambitni i niezbyt wybitni. W gruncie rzeczy myślę,  że obaj rządziliby bardzo podobnie. Gabriel Narutowicz pochodził ze starej, zamożnej ziemiańskiej rodziny litewskiej[2].  Był od lat profesorem hydrauliki na politechnice w Zurychu, która od dawna ma ustaloną renomę jako najlepsza politechnika w całej Szwajcarii. I po dziś dzień ta renoma  trwa, może jest jeszcze większa niż sześćdziesiąt lat temu. W czasie pierwszej wojny Szwajcaria, która nigdy nie miała węgla, a z krajów wojujących węgla wydostać nie było sposobu, wpadła na pomysł wyzyskania siły wodnej: wodospadów i sztucznych tam dla produkcji elektryczności. Wówczas też zelektryfikowała całość swojej sieci  kolejowej. W budowie tam wodnych i elektrowni wodnych Narutowicz odegrał dużą rolę jako specjalista od hydrauliki. Był wysoko ceniony w Szwajcarii i na świecie jako specjalista od energii wodnej. Ale w polityce nie odgrywał żadnej roli. Należy przypuszczać, że w związku ze swoim wieloletnim pobytem w Szwajcarii stał się - jak wszyscy Szwajcarzy - zwolennikiem rządów parlamentarnych, które często określa się mianem centro-prawu. Znal Piłsudskiego od dawna i, jak się zdaje, był z nim w przyjaźni, ale była to raczej przyjaźń dla krajana niż sympatia polityczna. Nic nie wskazywało, by był on wyraźnie i namiętnie politycznie zaangażowany.

Jednym z moich przyjaciół był świętej pamięci Zdzisław Szczerbiński, który już w roku 1918 wstąpił jako bardzo młody człowiek do MSZ-etu i w nim sprawował przez szereg lat funkcję osobistego sekretarza kolejnych ministrów spraw zagranicznych, poczynając od Paderewskiego. Otóż Szczerbiński. który był również sekretarzem osobistym Narutowicza, tak opowiadał o przebiegu elekcji widzianej z Pałacu Brühlowskiego[3],  gdzie znajdował się MSZ.

„Narutowicz siedział owego wieczoru w swoim gabinecie i czytał bieżące raporty z placówek. W MSZ-ecie nie było gazet ani radia, ani w ogóle nikogo, więc nic nie wiedzieliśmy o przebiegu głosowań Narutowicz wiedział, że jego kandydatura będzie wysunięta, ale był przekonany, że żadnych szans na wybór nie ma, więc się w ogóle tą sprawą nie przejmował. Nagle zadzwonił do mnie telefon. Podniosłem słuchawkę i proszono mnie, by zawiadomić ministra, że został wybrany na prezydenta  i że marszałek Senatu Trąmpczyński i marszałek Sejmu Rataj są już w drodze z Sejmu do Pałacu Brühlowskiego. Wleciałem do gabinetu ministra bez pukania i zawołałem: Panie ministrze, właśnie odebrałem telefon oficjalny z .Sejmu, że został pan wybrany na prezydenta Rzeczypospolitej.

Na to Narutowicz rzucił się w głąb swojego fotelu i zawołał: Co pan mówi! To niesłychane!                    

A po chwili dodał; Panie Zdzisiu, co Pan o tym sądzi? Czy Zamoyski będzie miał do mnie o to pretensje?"

Tak wyglądał ten rzekomy groźny lewicowiec.

 

Po paru dniach urzędowania Narutowicz został zastrzelony przez malarza Niewiadomskiego, który uważał go za wybrańca żydokomuny.  Trudno było o większy błąd  i większy nonsens. Niewiadomskiego skazano na śmierć i rozstrzelano[4], Sejm i Senat zostały ponownie zwołane na wspólne posiedzenie dla wyboru następcy Narutowicza. Tym razem w szrankach stali w ostatecznym głosowaniu prezes Akademii Umiejętności w Krakowie, Kazimierz Morawski, i minister spraw wewnętrznych, Wojciechowski, który przeszedł. Morawski był wybitnym uczonym i profesorem filologii klasycznej i myślę, że byłby lepszy od Wojciechowskiego, ale w gruncie rzeczy ani jeden, ani drugi nie mieli talentu ani doświadczenia politycznego potrzebnego na tym stanowisku. W związku    z tym opowiem zabawną historyjkę, którą słyszałem od mego wielkiego przyjaciela, Adama Heydla, profesora ekonomii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Heydel spotyka na krakowskich Plantach Kazimierza Mariana Morawskiego, syna niedoszłego prezydenta, i mówi mu uprzejmie, że szkoda, iż jego ojciec nie został wybrany.  Kazimierz Marian Morawski załamuje na to ręce. Tak - mówi Heydel, by go trochę pocieszyć - może lepiej się stało, bo a nuż twój ojciec byłby znowu zabity jak Narutowicz.  Tak - odpowiada Kazimierz Marian Morawski - to mogłoby się zdarzyć, ale w każdym razie, byłaby taka miła dla rodziny pamiątka.

Ze wszystkiego, co słyszałem, myślę, że Narutowicz był rozumnym, poważnym, wykształconym człowiekiem, ale to nie był wielki umysł polityczny. Polskę znał stosunkowo mało,    bo tyle lat spędził w Szwajcarii. I miał niesłychanie trudną sytuację: kraj zrujnowany, brak większości w Sejmie i w kraju. Sejmowładztwo, które uniemożliwiało jakąkolwiek stabilizację rządu, problemy mniejszościowe, które były nie do rozwiązania, brak stanu średniego, który musi być filarem wszystkich państw nowożytnych i tak dalej. Myślę, że Narutowicz byłby sobie lepiej dał radę niż Wojciechowski, bo był człowiekiem bez porównania bardziej wykształconym, wyrobionym, znającym bez porównania lepiej świat. Ale nie sądzę, by mógł naprawdę opanować sytuację. W każdym razie zamordowanie Narutowicza było katastrofą dla Polski, a także głęboko wpłynęło na zmianę nastawień Marszałka Piłsudskiego. Jak mówił mi kilkakrotnie pułkownik Matuszewski[5], jeden z najbliższych przez długie lata współpracowników Piłsudskiego, Marszałek był do zabójstwa Narutowicza raczej optymistą, szukał zgody narodowej, pojednania, zapomnienia dawnych uraz czy różnic politycznych. Po tym morderstwie, które nie miało cienia sensu ani usprawiedliwienia, Marszałek Piłsudski stał się - wciąż według pułkownika Matuszewskiego - dużo bardziej podejrzliwym pesymistą, przekonanym, że na drodze sejmowładztwa i partyjniactwa nic nie da się załatwić, żadnego porozumienia uzyskać i myśl o zamachu stanu utrwaliła się w jego umyśle. A dwudziestolecie było przecież zdominowane potężną indywidualnością Marszałka Piłsudskiego.

 

Appendix:

                Problemy z parlamentaryzmem w II RP zaczęły się wraz z uchwaleniem Konstytucji Marcowej  (17 marca 1921 r.), która była wzorowana na rozwiązaniach systemowych utrwalonych demokracji  parlamentarnych (Wielka Brytania)  oraz z zasadą centralizmu przejętą  z jednolitych narodowo państw (Francja).  System brytyjski funkcjonował w oparciu o bardzo silne struktury samorządowe, które stanowiły przeciwwagę dla rządu, zaś francuski miał wbudowane bezpieczniki w postaci licznej kadry zawodowych polityków, którzy nie musieli uczyć się lub zaczynać na nowo polityki w istotnych segmentach spraw państwowych. Ponadto politycy francuscy nie trzymali się kurczowo posad rządowych, gdyż i tak musiano korzystać z ich usług, nawet gdy występowali w innych  rolach, niż stołki ministerialne. Na  domiar  złego Konstytucja Marcowa była wymierzona przeciwko uprawnieniom Prezydenta, gdyż z góry założono, że zostanie nim Józef Piłsudski.  

                Dwa wówczas najsilniejsze ośrodki polityczne w Polsce, czyli Narodowa Demokracja (późn. Stronnictwo Narodowe) oraz znacznie słabsi od narodowców socjaliści (mało liczna klasa robotników przemysłowych) musiały zawierać koalicje z ruchem ludowym, który był konglomeratem najróżniejszych ugrupowań o niejednolitych programach i podlegających, często przeciwstawnym sobie wpływom programowym lub po prostu reprezentowały one określone lobby’s.

                Przy takim układzie sił uchwalono konstytucję, która pozbawiała realnego wpływu na sprawowanie władzy prezydenta państwa. Ponadto Konstytucja Marcowa powołała wyższą izbę parlamentu – Senat – także bez istotnych uprawnień, stanowiącą coś w rodzaju przytułku dla emerytów. Prezydent mógł powołać rząd, ale sejm miał udzielać takiemu rządowi wotum zaufania. Jeśli nie udzielił, rząd upadał. Na początku czerwca 1922 roku, gdy premier Adam Ponikowski podał po raz drugi swój gabinet do dymisji (pierwszy raz w marcu 1922 r.) , zaczęły się przepychanki sejmu z  J. Piłsudskim o to w jaki sposób wyznaczyć i mianować premiera, gdyż obowiązywała jeszcze zasada vacatio legis dla Konstytucji Marcowej, tak więc J. Piłsudski opierał swoje relacje z sejmem o regulacje zawarte w tzw. małej konstytucji z 1919 r., w której zapisano, iż „Naczelnik Państwa powołuje rząd w pełnym składzie w porozumieniu z sejmem”. Istotę sporu stanowiły interpretacje zapisu, jak rozumieć owo „ w porozumieniu”. Niemniej, udało się w końcu lipca 1922 r. sformować rząd przejściowy (dla organizacji wyborów do sejmu i senatu oraz wyborów prezydenta) z premierem Julianem Nowakiem. Rzecz jasna, w takiej konwencji profesor bakteriologii i rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego Julian Nowak był tylko premierem „malowanym” i oczywiście zdawał sobie z tego sprawę.

                Tak więc, w sejmie były dwa potężne bloki, a mianowicie ugrupowań prawicowych i centroprawicowych oraz lewicowych, centrolewicowych i mniejszości narodowych.

W wyborach J. Piłsudski popierał dwie listy. Jedną z nich  była lista inteligencji miejskiej, głównie z Krakowa, powołana przez byłych działaczy propiłsudskiego NKN-u (Naczelnego Komitetu Narodowego), głównie Jana Krystyna  hr. Ostrowskiego  h. Rawicz (1894-1981) i Tytusa Filipowicza (1873-1953)  pod nazwą Demokratyczna Unia Państwowo-Narodowa, z której złośliwy akrostych ułożył wybitny publicysta i dziennikarz Adolf Neuwert-Nowaczyński.  Skrót od nazwy wzbudzał wybuchy wesołości, co przyczyniło się do klęski tej listy wyborczej. Drugim było  Państwowe Zjednoczenie na Kresach. Oba te ugrupowania nie zdobyły żadnego mandatu. Zwyciężcą wyborów przeprowadzonych w dniu 5 listopada 1922 r. okazał się blok stronnictw prawicowych (narodowcy, chadecy  i część ludowców-endeków)  zwany w skrócie „ChJEN”, przez lewicę postrzegany za głównego wroga i przezywany „Chjeną”, który na ogólną ilość 444 mandatów uzyskał ich łącznie 163.  PSL „Piast” zdobyło 70 mandatów, PSL „Wyzwolenie” z lewicowcami – 49 mandatów, socjaliści (PPS) – 41, Narodowa partia Robotnicza -18, Blok Mniejszości Narodowych RP – 66. Gdyby Chjena i Piast połączyły siły, to mogłyby bez trudu stworzyć koalicję rządową.

Zaczęły się kombinacje i targi, gdyż dotychczas PSL "Piast"  popierał Piłsudskiego,  zwalczał zaś endecję. Ale pokusa koalicji rządzącej była bardzo silna. Najpierw podzielono stanowiska dla marszałków izb parlamentu. Fotel marszałka w Sejmie dostał piastowiec Maciej Rataj, zaś w Senacie poseł prawicy (Związek Ludowo-Narodowy) Wojciech Trąmpczyński (jego syn Witold był prominentnym działaczem PZPR w czasach PRL-u – długoletnim ministrem handlu zagranicznego).

Prawica, która nie chciała prezydentury Piłsudskiego spowodowała sytuację, ze Piłsudski musiałby uzyskać poparcie socjalistów i lewicy (w tym, oczywiście, PSL „"Wyzwolenie”)  oraz mniejszości narodowych, gdzie Żydzi posiadali 35 mandatów, Niemcy 17, Ukraińcy 20, a Białorusini 11. Piłsudski nie chciał stać się ich zakładnikiem, więc biorąc pod uwagę równiez ograniczenie prerogatyw prezydenta w Konstytucji Marcowej, oświadczył, iż zrzeka się kandydowania. Wskazał jako swojego kandydata Stanisława Wojciechowskiego (PSL „Piast”). W tej sytuacji 9 grudnia 1922 roku Zgromadzenie Narodowe musiało przeprowadzić aż 5 głosowań, aby wybrać prezydenta. W pierwszym głosowaniu hr. Maurycy Zamoyski uzyskał 222 głosy, Stanisław Wojciechowski  105 głosów, a Gabriel Narutowicz 62. Trzeci wynik uzyskał Jan Baudouin de Courtenay, na którego oddano 103 głosy. Socjaliści głosowali na  Wojciechowskiego, a mniejszości na Narutowicza. Po czwartej turze pozostali w rozgrywce Zamoyski i Narutowicz, który był wystawiony przez PSL „Wyzwolenie”. Wincenty Witos (szef PSL "Piast"), który domagał się radykalnej reformy rolnej, widział w kandydaturze hrabiego M. Zamoyskiego - właściciela największego majątku na terenach polskich o łącznym areale ok. 200.000 hektarów - zagrożenie dla jej przeprowadzenia. Dlatego w ostatecznej rozgrywce PSL „Piast” poparło G. Narutowicza. Endecja potraktowała to jako zdradę ze strony koalicjanta, zaś wybór Narutowicza z poparciem głosów mniejszości narodowych za obelgę dla powagi urzędu Prezydenta Polski. Ponadto gest Narutowicza, który składał przysięgę w sejmie, ale nie pocałował po jej złożeniu czarnego, hebanowego krucyfiksu,  stanowił dla narodowej prawicy oczywisty dowód, iż  „ten mason” nie jest godzien  piastować takiego urzędu. Część ideowych narodowców uznała jego  wybór  za hańbę, której nie wolno tolerować. Atmosfera polityczna zgęstniała w takim stopniu, że musiało dojść do  jej  rozładowania.

 

Przypisy:

[1] Jan Niecisław Ignacy  Baudouin de Courtenay  (1845-1929),

Filolog i polityk, językoznawca ogólny, prekursor socjolingwistyki i psycholingwistyki. Założyciel kazańskiej, krakowskiej i petersburskiej szkoły filologicznej, wywarł decydujący wpływ na genewską szkołę strukturalną Ferdynanda de Saussure. Uzyskał  doktorat w Lipsku z językoznawstwa porównawczego. Aktywny publicysta, walczący o prawa mniejszości narodowych i religijnych.     Autor pierwszej naukowej rozprawy o historii języka polskiego.

www.kjo.filg.uj.edu/jednostka/historia/jan-baudouin-de-courtenay

www.forumakad.pl/archiwum/2000/12/20.html

 

[2] Gabriel Narutowicz, herbu własnego (1865-1922), naukowiec, konstruktor i polityk. Wybrany     na prezydenta 9.12.1922 r, przekazanie władzy  G. Narutowiczowi przez  J. Piłsudskiego  nastąpiło    14.12.1922 r., zastrzelony 16.12.1922 r.

[3] Pałac Brühla  -  zbudowany w Warszawie w latach 1639-42 dla Jerzego Ossolińskiego (1595-1650), kanclerza wielkiego koronnego  (od 1643 roku) przy Drodze ku kościołowi  Św. Trójcy (późniejsza ulica Wierzbowa 1). Po zakupie w 1750 r. przez Henryka  Brühla, wszechmocnego ministra i faworyta króla Augusta III Sasa  został przebudowany (w latach 1754-59). W czasach II RP pałac był siedzibą MSZ. Pałac przetrwał Powstanie Warszawskie, ale został wysadzony przez Niemców w grudniu 1944 roku.

dawnawarszawa.blogspot.com/2012/01/wierzbowa-1-paac-brühla.html

[4] Eligiusz Niewiadomski, herbu Prus (1869-1923), działacz polityczny i kulturalny II RP, znawca          i krytyk sztuki, znany malarz.  Po oddaniu trzech strzałów z rewolweru do prezydenta G. Narutowicza na wernisażu w Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie (E. Niewiadomski był członkiem pięcioosobowego komitetu organizacyjnego tego wernisażu) oddał się w ręce oficerów ochrony. Przed sądem zażądał dla siebie kary śmierci. Został rozstrzelany 31.01.1923 na stokach Cytadeli Warszawskiej.

sol.myslpolska.pl/2012/12/”umieram-za-polske-ktora-gubi-pilsudski”

[5] płk. Ignacy Matuszewski  (1891-1946), wojskowy, polityk i dyplomata II RP.

Na temat   ww.  sporo  w notce pt.: „Piłsudczykowie”   (na tym blogu).

 

W konstrukcji ww. notki wykorzystałem , poza gawęda Wacława A. Zbyszewskiego i kwerendą po necie, również  niektóre dane zawarte w:

1/ „Gabinety Drugiej Rzeczypospolitej”  praca zbiorowa pod red. Janusza Farysia i Janusza Pajewskiego  -  Wydawnictwo LIKON , Szczecin – Poznań 1991;

2/ „Historja Poski od 11 listopada 1918 r. do 17 wrzesnia 1939 r.”  Stanisław Mackiewicz (Cat),

Wydanie ósme, GŁOS, sp.z o.o.,  Warszawa  1990;

3/ „Historia polityczna Polski 1914-1939” Władysław Konopczyński – wydanie pierwsze.         Inicjatywa Wydawnicza „ad astra” przy współudziale Instytutu Historycznego im. Romana Dmowskiego. Warszawa 1995.

 

unukalhai
O mnie unukalhai

Na ogół bawię się z losem w chowanego

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura